WYWIAD Z MACIEJEM TWAROWSKIM

O początkach na scenie, pokonywaniu stresu i ulubionych komikach rozmawialiśmy ze stand-uperem Maciejem Twarowskim tuż przed jego występem w Próba Cafe w Lublinie.

– Pamiętasz swój pierwszy występ na scenie? Jakie emocje Ci wtedy towarzyszyły?

– Tak, doskonale pamiętam swój pierwszy sceniczny występ, dlatego, że ja wcześniej pisałem bloga i jeden z moich czytelników, który usłyszał o moich planach na stand-up, powiedział mi, że sam startuje w angielskim stand-upie, w tzw. open-micu, ponieważ chce sobie poprawić swoje umiejętności wypowiedzi przed ludźmi. Zapytał się mnie wtedy, czy nie chciałbym mu potowarzyszyć i tak postanowiłem wystąpić tam gdzie on. Przypominam sobie, że towarzyszyły mi emocje trochę tak jak przy występie Eminema w „Ósmej mili”, gdzie on tam wymiotuje do toalety… Nie byłem w stanie nic zrobić, nie pamiętałem tekstu i – mało tego! – zapomniałem nie tylko tekstu na scenie, ale również zapomniałem języka angielskiego, więc nie byłem w stanie nawet jakkolwiek przeprosić publiczności, że muszę już zejść ze sceny. Traumatyczne wydarzenie, traumatyczne wydarzenie! (śmiech) Ale bardzo je lubię i szczerze powiedziawszy szło mi całkiem nieźle, tylko o tym nie wiedziałem, ponieważ, i to też ze stresu, nie robiłem zupełnie pauz na śmiechy, tylko deklamowałem tekst jak dziecko modlitwę. (śmiech)

– A skąd w ogóle pomysł na robienie stand-upu?

– Ja mam takie podejście do życia, że po prostu patrzę jak ktoś coś robi i potem, jeżeli myślę, że mogę to zrobić lepiej, to to robię. Oglądałem polski stand-up i wydawał mi się być taki średni, więc uznałem, że ja będę to robić lepiej i tak zacząłem go robić. I okazało się, że nie – nie jestem w stanie tego robić lepiej tak od razu; że to jest dużo trudniejsze niż się ludziom wydaje. Natomiast sam początek był po prostu z tego butnego założenia, że wejdę i zmienię oblicze polskiej komedii. Co ciekawe, takie założenie ma 90% ludzi, którzy startują w stand-upie. I to założenie zazwyczaj bardzo szybko się rozbija o rzeczywistość.

– Czyli wbrew pozorom trudno zacząć w tej branży?

– Tak, trudne są początki, bo każdemu się wydaje, że wejdziesz na scenę i krzykniesz tam Siemanko, Poznań! i Poznań krzyknie: Siemanko! Zazwyczaj, jeżeli nikt nas nie zna, to nikt nie krzyknie, a usłyszmy co najwyżej takie Cześć… A często reakcją ludzi jest wrogość. I to jest reakcja nie tyle na nowego komika, co reakcja na niepewność siebie. A pewność siebie trzeba wykuć na scenie. Nie ma możliwości, żeby ktoś był w stanie to po prostu przełożyć, bo czym innym jest rozmowa w cztery oczy, czym innym takie zwykłe wystąpienie publiczne, a czym innym jest wystąpienie publiczne, w którym co 30 sekund oczekujesz śmiechu.

– Często spotykasz się z sytuacją, gdzie ktoś z publiczności przeszkadza Ci w występie? Jak sobie wtedy z tym radzisz?

– „Trzeba się nauczyć orać bydło” – tak mi powiedział kiedyś Damian Skóra (komik – przyp. red.). Po prostu trzeba sobie z tym radzić. Występujemy w pubach czy w klubach, ludzie są pijani. Tak naprawdę kultura stand-upu jest już troszeczkę wyższa niż była, powiedzmy, rok temu i zdarza się, że tacy ludzie są po prostu wyprowadzani. Bo, o ile to śmiesznie wygląda na YouTubie, te takie śmieszne przekomarzanki są fajne, o tyle jeśli ktoś jest faktycznie pijany i przeszkadza, to niewiele możemy z tym zrobić. Bo możemy kogoś ośmieszać do momentu, aż się zawstydzi, i to jest fajne – to jest taka werbalna potyczka, werbalna szermierka – ale jeżeli ktoś jest na tyle odurzony, że nie jest w stanie się zawstydzić, to co możemy zrobić? Wtedy należy po prostu poprosić obsługę o wyniesienie delikwenta. Co ciekawe, nie zdarza się to często. W sensie często jest tak, że obsługa tego nie robi i trzeba sobie radzić z kimś, kto przeszkadza. A to, że przeszkadza komikowi to jest nic, ale przeszkadza przede wszystkim ludziom, którzy zapłacili za bilet i mają prawo do komfortu. Natomiast z jakiegoś powodu właściciele knajp uważają, że to jest bez sensu. A jestem przekonany, że wyprosiliby człowieka, który przeszkadza muzykom, a tu z jakiegoś powodu nie chcą wyprosić osoby, która przeszkadza stand-uperom.

– Czujesz tremę przed wyjściem na scenę?

– Tak, czuję tremę, zwłaszcza jak mam nowe żarty albo jak jestem nieprzygotowany w jakiś sposób, tzn. na przykład mam przerwę 2 tygodnie od występów, albo przerwę od mówienia tego akurat programu, to tak, czuję tremę. Natomiast w momencie, w którym jestem całkowicie przygotowany, nie odczuwam żadnych negatywnych emocji. Wręcz przeciwnie! Dochodzi do stopnia, w którym zbaczam z torów wyznaczonego scenariusza żeby jakkolwiek siebie zainteresować tym, co mówię na scenie.

– Masz swoich ulubionych komików?

– Mam! Człowiekiem, dla którego i przez którego robię stand-up jest Jim Jefferies – australijski komik, niezwykle szowinistyczny w swoim primie, choć potem troszeczkę zelżał, bo odstawił używki – to dobrze dla niego, gorzej dla jego komedii (śmiech). No i na pewno też Louis C.K. – jest mistrzem żartu! Natomiast w Polsce moim ulubionym komikiem, jeśli chodzi o treść, jest stanowczo Lotek i Pacześ (Łukasz „Lotek” Lodkowski i Rafał Pacześ – przyp. red.) – no to jest odpowiedź standardowa… Ja też z tymi ludźmi się znam, więc ciężko jest wymyślać kto jest dobry, a kto nie, czy kto tam jest dla mnie inspirujący, ale jeżeli miałbym powiedzieć jakieś nazwisko, które kojarzy mniej osób, to na pewno powiedziałbym Socha (Mateusz Socha – przyp. red.), chociaż on też jest bardzo mocno kojarzony i jest świetnym komikiem. A z takich totalnie mniej znanych komików to z Lublina Cezary Ponttefski – bardzo mi pasuje! Jest jeszcze taki chłopak, który zapewne niebawem stanie się sławny, a jeszcze nikt o nim nie wie, czyli obecny support Abelarda Gizy – Tomek Machnicki. Jeżeli wyjdzie z nim kiedyś wideo, to polecam każdemu obejrzeć czym prędzej!

– Jak wygląda u Ciebie proces tworzenia materiału? Masz jakieś swoje rytuały?

– Nie, mój proces tworzenia materiału jest taki, że leżę, snuję się, nic nie robię. I to jest bardzo dziwny proces, ponieważ mój stand-up powstaje wewnątrz mnie. I wygląda to tak, że po prostu pewne rzeczy, o których chcę powiedzieć składają się na coś i potem to wybucha jak wulkan. I wtedy ja zasiadam do kartki i zaczynam to tworzyć. Zazwyczaj taki proces tworzenia to 3 miesiące myślenia o czymś, opowiadania znajomym, że wymyślam program o czymś takim, więc samego procesu twórczego nie jestem w stanie uchwycić. Próbowałem tak naprawdę na przykład w wakacje pisać na siłę, ponieważ przez 2 miesiące nie napisałem żadnego żartu, ale to nie zdało egzaminu. Napisałem coś, ale potem wydarzenia w moim życiu tak się potoczyły, że po prostu wyrzuciłem tamto co miałem, zrobiłem z tego esencję 10-minutową, a dodatkowe 60 dorzuciłem po prostu z głowy, z tego, co przeleciało przez moje myśli przez ostatnie, powiedzmy, 6 tygodni.

– Jakie cechy powinien mieć dobry komik?

– Powinien mieć dobre żarty. I nic więcej! W sensie – ciężko jest powiedzieć, czy powinien być pewny siebie czy niepewny siebie. Dobry komik powinien być pewny siebie wewnętrznie, a niekoniecznie musi tą pewnością siebie emanować, bo może być dynamiczny i może być niedynamiczny, może być erupcją pewności siebie i przeciwnie – może być totalnie introwertykiem, zamkniętym w sobie – to nie ma znaczenia. Ważne jest tylko i wyłącznie to, jak postać gra z tym, co się dzieje na scenie i z tym, co się dzieje z tekstem. Musi być pewny tego, co mówi i musi czuć się władcą w każdej sytuacji. To znaczy – on jest dla ludzi tak naprawdę, ale to ludzie płacą mu za to, żeby to oni byli dla niego, tzn. on musi ich złapać tak, żeby oni byli zdyscyplinowani, więc musi być pewny siebie jeżeli komedia zejdzie z jego torów. Bo na przykład może się okazać, że nie trafił z tematem i żarty są nieśmieszne, a tak też się zdarza. Jeśli coś nie idzie po myśli komika, to ten komik nie może uciekać. Ja to porównuję do walki w klatce. Jeżeli jest wojownik w klatce i dostaje po ryju, i na przykład ma złamany nos, to i tak nadal musi iść do przodu. I to go odróżnia od zwykłych ludzi. Ludzie na ból reagują cofnięciem się, a ludzie w klatce powinni reagować na ból pójściem do przodu. I tak samo komik powinien reagować na ból emocjonalny – bo chcemy żeby było śmiesznie i nie jest – pewnością siebie i dystansem, bo ludzie nie poczują skrępowania, dopóki ty nie pokażesz skrępowania. Taka jest prawda. Ludzie są zawsze odbiciem tego, co jest u ciebie w środku.

– Jakie rady dałbyś początkującym stand-uperom lub ludziom, którzy dopiero chcieliby zacząć swoją przygodę z komedią, ale nie bardzo wiedzą, jak się za to zabrać?

– Pierwsza rada: pomyśl nad tym, co chcesz przekazać. Chodzi o to, że twoje żarty na początku muszą być mega dopracowane, ponieważ twoja postać nikogo nie będzie śmieszyć, bo nikt cię nie zna. Ludzie chcieliby od samego początku pisać program; znam takich, którzy nie wystąpili ani razu i mówią: Muszę napisać swój program – nie. Napisz dosłownie 4 żarty, wyjdź na open-mica i zobacz, czy jest śmiesznie. Powolutku, bezpiecznie, nie ma co się spieszyć, spokojnie. Im mniej, tym lepiej. Lepiej zrobić 4 dobre żarty niż 10 minut występu, który nikogo nie pociągnie, albo na przykład te same 4 żarty w 10 minutach historii. Naprawdę. Fajnie jest, gdy nie ma presji. Jak ktoś zaczyna – powiedział mi to Michał Leja (zresztą dzięki niemu ja w ogóle jestem komikiem) – trzeba z pokorą podejść do stand-upu, ponieważ każdemu się wydaje, że jest zabawny, i być może jesteśmy dla swoich znajomych, ale być uniwersalnie zabawnym dla innych, obcych ludzi, to zupełnie co innego niż bycie zabawnym dla naszego grona znajomych. Bo oni tak naprawdę są trochę odbiciem nas samych, więc już jest łatwiej być tym zabawnym. Dlatego przede wszystkim: konkretnie, próbować, cały czas pisać żarty i nie stresować się porażkami, jednocześnie mając w głowie to, co chcemy osiągnąć. I nie słuchać się, broń Boże, innych ludzi! Nie słuchać się ani ludzi ze sceny, ani ludzi z komedii, bo każdy z nas ma percepcję tego, jak powinniśmy wyglądać, a to tylko my wiemy, jak powinniśmy wyglądać. Może okaże się, że zmarnujemy sobie 5 lat życia, ale wydaje mi się, że lepiej zmarnować sobie 5 lat życia robiąc coś, co chcieliśmy zrobić, niż zmarnować sobie życie słuchając się ludzi, którzy dają nam rady, ponieważ nie pasujemy im do ich utartego schematu świata. Ja byłem bardzo mocno krytykowany. Przez pierwsze pół roku byłem bardzo mocno krytykowany za to, co robiłem i okazało się, że problemem nie były ostre żarty, tylko brak pewności siebie, który musiałem w sobie wykuć. I tak naprawdę ci ludzie pomogliby mi dużo bardziej, gdyby wspierali moją pewność siebie, zamiast krytykować mnie ze względu na to, co robię.

– Zatem na zakończenie naszej rozmowy – czego mogę Ci życzyć?

– Wesołych Świąt Bożego Narodzenia, bo jest grudzień! (śmiech) Ja generalnie choruję na depresję i moim marzeniem jest to, żeby chociaż przez tydzień jej nie mieć, bo niestety wciąż żyję z dylematem: albo nie brać leków i leżeć po 16 godzin w łóżku z bardzo małymi siłami na wyjście i zrobienie czegokolwiek, albo będę brać leki i będę wychodzić z łóżka, ale one sprawiają, że nie mam zupełnie kreatywności. Jak biorę leki, to nie mam depresji aż tak bardzo, ale nie jestem w stanie pisać żartów, więc cały czas mam taką huśtawkę nastrojów i zabawy, zatem jeżeli czegoś mógłbym sobie życzyć, to tego, by chociaż przez tydzień poczuć się zupełnie tak, jak normalny człowiek.

– Wierzę mocno, że to marzenie się spełni i tego właśnie Ci życzę. No i oczywiście, korzystając z okoliczności, również Wesołych Świąt! Serdecznie dziękuję za rozmowę. 

Inne wywiady

Wywiad Postman

“musisz porozmawiać o Ukrainie z ludźmi z Ukrainy” Wywiad z Konstiantynem Pochtarem (Postman) Na OFF-Festival 2022 Teraz jak nigdy jest nagłaśniana bliskość nie tylko geograficzna

Czytaj więcej »

Wywiad Midsommar

Wywiad z basistą Midsommar – Karolem Grabiasem na Off-Festival 2022 Midsommar to nie tylko tytuł sensacyjnego filmu Ari Astera, ale i polski zespół, który tworzy

Czytaj więcej »

Wywiad z Oysterboy

Wywiad z Piotrem Kołodyńskim (Oysterboy) na OFF-Festival 2022 Powrotowi OFF-Festival po dwóch latach przerwy pandemicznej towarzyszył większy nacisk na rodzimych artystów – za równo relatywnych

Czytaj więcej »

Ostatnie relacje

Scroll to top