AntyRefleks to młody i ambitny zespół rock’and’rolowy z Żyrardowa. Niech ich nazwa Was nie zmyli, bo bliżej im do Lady Punk lub Maneskin, niż antysystemowej punkowości. 

Tworzą go Maurycy, Młody, Poniat, Wiktor, Kuba i Patryk. Dotychczas na swoim koncie mają nagrane dwa single “Fabryka marzeń” i “Nostalgia“, które są dostępne m.in. na YouTubie oraz Spotify. Jaki zespół, takie Tango! Jednym z największych osiągnięć jest dostanie się do finału eliminacji na scenę Pol’and’Rocka i zagranie 6 lipca w DOKu Ursynów wśród 18 innych zespołów. Poniżej więcej o AntyRefleks opowie ich frontman Patryk Budkowski, który zaczął swoją karierę artystyczną od zagrania Jezusa na rockowo:

 

Prawie codziennie macie koncerty…

Wczoraj (01.06.2024) graliśmy na Motosercu i najpierw bardzo opóźniły się próby, bo wszystkie bandy miały próby bezpośrednio przed wydarzeniem. Potem jeszcze była przerwa techniczna, bo zaczęło mocno padać i cała scena była zalana. W końcu mieliśmy grać o 14:00, a zagraliśmy o 16:40. Ale mimo wszystko było fajnie, nawet słoneczko później się pokazało i ludzi też było dość sporo. Na naszym koncercie również padało, więc krzyknąłem do ludzi, żeby nie klaskali, a podnosili parasole, żebyśmy wiedzieli czy się im w ogóle podoba. Mieliśmy też dzieciaki na scenie z okazji Dnia Dziecka.

Generalnie zakończyliśmy naszą drugą trasę wiosenną Jeszcze za młodzi TOUR, a teraz mamy letnią, która się zaczęła od Juwenaliów. Na tym się oczywiście nie skończy, bo jeszcze nie wszystkie koncerty zostały opublikowane. Później też będzie sporo się działo. Na eliminacjach na Pol’and’Rocka gramy 6 lipca w DOK Ursynów.

No właśnie, jak tam Wasze przygotowania?

Teraz pomiędzy koncertami zastanawiamy się, co pokażemy przez te 25 minut. Mamy bardzo dużo rzeczy, które chcielibyśmy zagrać, ale mamy ograniczony czas. Musimy wydłubać z naszego koncertowego repertuaru esencję, która przypadnie do gustu jury. Musimy wypaść jak najlepiej, żeby wygrać godzinę na scenie Pol’and’Rocka, bo to jest spełnienie marzeń każdego z nas. Jest to też niesamowity prestiż. Na początku było chyba ponad siedemset zgłoszeń, a do finału zostało wyłonionych 18 zespołów, które zagrają 6 lipca w DOKu Ursynów, a m.in. my też.

Kiedy się zainteresowałeś muzyką rockową?

Moje pierwsze zainteresowanie sceną było po koncercie na Dniach Mrozu – mojego rodzimego miasta. Wystąpił wtedy Michał Wiśniewski i zespół Ich Troje. Byłem strasznie zafascynowany tym wielkim show, które wtedy przeżyłem. Pamiętam jak wróciłem do domu, założyłem żółtą sukienkę z tulem mojej babci i rajstopy na głowę. Wtedy byłem totalnie Michałem Wiśniewskim. Puściłem płytę i zacząłem udawać, że jestem frontmanem w Ich Troje, a babcia musiała siedzieć i mnie słuchać. Wtedy to chyba był mój pierwszy impuls do chęci bycia na scenie.

A żeby było śmieszniej, to najpierw zainteresowałem się, żeby być gwiazdą rocka, a potem wpadłem na to, że można być aktorem. Moim pierwszym występem publicznym były Jasełka w przedszkolu, gdzie grałem Józefa i śpiewałem tam jakąś piosenkę. Niestety nie zostało to nagrane. Jedynym przebłyskiem w mojej pamięci są słowa mojego dziadka, który był kościelnym: „Patryś, ale tak nie można. Jak śpiewasz piosenkę, że Jezus się rodzi, to nie możesz tak tupać nóżką.” Ja tego nie pamiętam, ale chyba jednak zrobiłem tego Jezusa na rockowo.

Dlaczego nazwaliście się AntyRefleks?

Jechaliśmy autem z naszym kolegą, a z naprzeciwka jechał taki duży tir. Wtedy on powiedział: „Dobrze, że mam antyrefleks w okularach, bo oślepiłoby mnie.” Nagle mieliśmy olśnienie, że AntyRefleks to dobry tytuł dla naszego projektu muzycznego i od tej pory tak zostało. Na początku mieliśmy wątpliwości co do tego przedrostka „anty-”. Niektórzy przez to przypisywali nam stricte punkowość, ale tak nie jest. Jesteśmy bardzo rock’and’rollowi i bliżej nam jest do Lady Punk czy Papa Dance, niż do sloganów „walić system”.

W waszym logo ta pierwsza litera A jest bardzo wyrazistego czerwonego koloru i mi się od razu skojarzyła z anarchią.

To można wytłumaczyć tak, że w zespole AntyRefleks jest bardzo duża anarchia, kiedy trzeba się zebrać i gdzieś wyjechać albo zrobić próbę. Wiadomo, że umawiamy się na jakąś konkretną godzinę, natomiast chcąc nie chcąc mamy opóźnienia spowodowane przeróżnymi sytuacjami. Ale najczęściej winę ponosi nas perkusista. Mamy takie wrażenie, że on cały czas ma włączony tryb slow motion, czyli robi wszystko siedemnaście razy wolniej. Jest przeuroczy i przekochany, ale jak zawołam go, to najpierw jest cisza dwanaście sekund, a potem: „Co?”. I to jest kwintesencja naszego Michała! Kupiliśmy teraz krótkofalówki i daliśmy mu jedną. Teraz przynajmniej wiemy, gdzie go szukać, bo zawsze się zgubi. Jeden raz zgubił werbel podczas koncertu.

Co jest dla Ciebie najważniejsze w twojej twórczości?

To, żeby każdy tekst i melodia były prawdziwe. Muzyka powinna wypływać z nas i nie powinniśmy się zastanawiać, jak można ją ulepszyć i dopasować do czyjegoś gustu. Nie da się napisać jakiegoś utworu pod kogoś. Piszesz to, co masz w serduchu i słuchają Cię ludzie, którzy mają podobnie zryte berety co Ty. Wydaje mi się, że na nasze koncerty przychodzi coraz więcej ludzi, którzy znają nasze piosenki. To jest mega fun, kiedy ludzie śpiewają na koncercie razem ze mną. Zwłaszcza, kiedy uświadamiam sobie, że napisałem „Fabrykę marzeń” po maratonie filmów z Johnny Deppem, bo bardzo go lubię. Kiedy na koncertach widzę ludzi, którzy śpiewają razem ze mną, że Willy Wonka nie wyśle Ci złotego bileciku do Fabryki Marzeń i zostaniesz tym głąbem kapuścianym, to wtedy czuję takie wsparcie. Chyba to jest najważniejsze – wiedzieć, że są ludzie, którzy czują to samo co Ty.

Stresujesz się przed wyjściem na scenę?

Zawsze mam tremę, ale już po pierwszych słowach mi mija. Chłopaki się śmieją ze mnie, bo przed występem mam swój rytuał. Oni wszyscy przed wyjściem na scenę są rozgrzani i roześmiani, a ja muszę być skupiony i mam dziesięciominutową medytację. Muszę najpierw się wyciszyć, żeby potem wbić się na scenę i zrobić show.

Każdy nasz koncert jest inny, bo mamy różną set-listę. Jak o 15:00 mamy koncert, to o 10:00 zastanawiamy się nad tym, co będziemy grać. Jeśli chodzi o poszczególne utwory, to mamy próby produkcyjne, kiedy skupiamy się właśnie nad tzw. otoczką, czyli show. Zastanawiamy się wtedy nad tym, jak możemy zaskoczyć naszą publiczność. Szczerze mówiąc, mój performance jest w całości improwizowany, ale wszystkie wyskoki chłopaków, bioderka itd., są przemyślane jak w scenariuszu. Ludzie mówią, że poniekąd wyglądamy jak boys band, kiedy w „Nostalgii” zaczynamy ruszać tymi bioderkami. Jest to oczywiście trochę kiczowate, co nie oznacza, że kicz jest zły, ale pozostaje to w pamięci ludziom po naszych koncertach.

Zdarzyło Ci się kiedyś zapomnieć tekstu piosenek?

Ostatnio miałem fatum, kiedy graliśmy cover „Twoje oczy lubią mnie” zespołu Strachy na Lachy. Przez cztery koncerty śpiewałem pół zwrotki i potem nic, cisza. Najlepsze jest to, że ten cover śpiewam od roku. Przerwałem tę passę dopiero w Bydgoszczy, gdzie zaśpiewałem cały utwór bez zająknięcia, ale byłem wtedy po dwóch piwach (śmiech). Wracając do tego, czy się boję, że zapomnę tekstu piosenek, to właśnie po to są te dziesięć minut mojej medytacji przed występem. Tylko udaję, że sobie medytuję, a tak naprawdę powtarzam te wszystkie teksty.

Ciekawe jest też to, że większe polskie zespoły mają wyświetlane teksty piosnek podczas występu, bo wystarczy, że ktoś krzyknie coś z publiczności i wtedy wokalista jest w totalnej czarnej D. Najgorsze jest to, że wtedy chłopaki nie mogą mi pomóc, bo grają i mają słuchawki, więc w ogóle mnie nie słyszą. Bardzo często zapominam tekst i lecę na freestyle’u. Na Juwenaliach w Lublinie np. zaśpiewałem: „I dla Ciebie z Tobą mogę dzisiaj zrobić dla Ciebie wszystko!” Tak to dokładnie brzmiało. Śmieją się z tego do dziś, ale poszło to, nikt nie zauważył i jeszcze ludzie świetnie się przy tym bawili.

Do tej pory z Waszych autorskich numerów nagraliście „Nostalgię” i „Fabrykę marzeń”, a co z pozostałymi?

Jesteśmy teraz w trakcie nagrywania naszych piosenek. Dlaczego tak długo nam z tym schodzi? Bo musimy grać koncerty, żeby zarobić na te kawałki. Nasz cudowny producent Piotr “Dziki” Chancewicz kasuje nas konkretnie, ale wypuszcza konkretne utwory z obrandowanym nazwiskiem. Prawda jest też taka, że chłopaki mogą nagrać instrumenty w każdym dowolnym wolnym momencie swojego jestestwa. Natomiast ja muszę mieć tydzień bez koncertów, żeby mój głos się unormował. Teraz co tydzień gramy koncerty, więc jest chwila przerwy od nagrań studyjnych. Mamy w planach płytę, nie powiem kiedy dokładnie, ale niedługo. Koncepcja jest na razie taka, żeby ją zrobić i wypuścić, bo ludzie znają nas z koncertów, ale nie mogą nas słuchać. Mamy 10-12 kawałków, które chcemy pokazać szerszej publiczności.

Jak powstał teledysk do „Fabryki Marzeń”, bo ta koncepcja grafik osobiście mi przypomina „Kocham wolność” Chłopców z Placu Broni.

Chcieliśmy nagrać teledysk, ale goniły nas terminy i nie za bardzo był na to czas. Wpadliśmy wtedy na pomysł, żeby zrobić animację i opowiedzieć historię stricte z tej piosenki. „Jest gość, który czuje się wykluczony i niezrozumiany” – tę koncepcję przedstawiliśmy dziewczynie, która rysowała tę animację. Na początku mieliśmy dużo wątpliwości. Wydawało nam się, że to będzie takie biedne, bo nie ma wielkiego wow, jak w „Nostalgii”. Tam była historia, aktorzy, plan filmowy, kierownik planu – jednym słowem było GRUBO. Ale jak się okazało, ludziom spodobała się ta koncepcja. Natomiast wyszło to, jak większość rzeczy w AntyRefleksie – przez przypadek i się udało.

Słuchasz polskich dinozaurów rocka?

Kiedyś słuchałem wszystkiego po trochę – Dżem, Hej, Lady Punk, Kombi. Wydaje mi się, że chłopaki tak samo, ale każdy z nas jest z innej bajki muzycznie. Co ciekawe Wiktor, który wygląda jak heavy-metalowiec, potrafi świetnie się bawić do zespołu Akcent i Zenek Martyniuk. Ostatnio właśnie na koncertach coverujemy Zenka, ale zgodziłem się na to tylko pod warunkiem, że to będzie parodia. Nie gramy Zenka na rockowo, tylko balladowo. Wiktor bierze gitarę akustyczną, ja zaczynam śpiewać, jakbym śpiewał „Odę do radości”, a to jest „Przez twe oczy zielone”. Jest to fajny przerywnik na koncercie. Nie mam nic do disco polo, natomiast uważam, że takich rzeczy nie parodiuje się na rockowo, bo te utwory same w sobie są parodią.

Co Cię inspiruje?

Nie lubię jak ludziom dzieje się krzywda. Kiedy jestem świadkiem jakichś zdarzeń albo samemu mi się coś przytrafia, to staram się to opisać i przelać na papier. Bardzo nie lubię mimo wszystko piosenek o miłości. Jak mówisz komuś w życiu: „Kocham Cię”, to jest takie sakramentalne i jeszcze nie słyszałem takiej piosenki, która by to odtworzyła.

A „Nostalgia”?

To nie jest mój tekst, ja go tylko wykonuje. Jest to historia naszego kolegi z zespołu, który nostalgicznie podszedł do swojego uczucia. Ale mimo wszystko, wydaje mi się, że „Nostalgia” jest o nieszczęśliwym chłopaku, a nie stricte o miłości.

Rozmawiała Kateryna Shmorgun