Iga jest wokalistką, autorką tekstów i kompozytorką, która za sobą ma między innymi półfinał piątej edycji The Voice of Poland, finał Szansy na Sukces czy udział w Bitwie na Głosy. Ostatni projekt to koncert w NOSPR podczas Festiwalu Prawykonań oraz koncerty “Polski Top Wszechczasów” z Adamem Sztabą na deskach Filharmonii Szczecińskiej. Kolaborująca z wieloma artystami rodzimego rynku, teraz prezentuje swój autorski materiał stylistycznie dotykający muzyki soul, r’n’b , funky. W tym roku Iga opublikowała dwa swoje autorskie single – „Fala” i „Plan A”, a niedługo możemy też czekać na trzeci owoc jej muzycznej pracy. Więcej o jej muzycznej przeszłości, planach na przyszłość i jej prywatnym procesie twórczym wokalistka się podzieliła w wywiadzie poniżej:

W tym roku wypuściłaś swoje pierwsze dwa single i już niedługo pojawi się kolejny.

Myślę, że po prostu wyszłam ze swojej strefy komfortu. Stwierdziłam, że chcę teraz spróbować podziałać ze swoimi autorskimi singlami. Często zaczynałam zbierać sobie materiał na jakiś longplay, ale przeszkadzało mi to, że nie czułam się jeszcze gotowa. Sprawiło to, że za długo siedziałam ze swoimi piosenkami. Zdarzyło się tak, że byłam na songwritting campie w 2018 r., jeszcze przed pandemią. Tam zrobiliśmy pierwszy numer „Falę”, który też czekał cztery lata albo nawet więcej, na to, żeby właśnie go wydałam. Tak jak mówię, nic się samo nie zadzieje, bo to ja musiałam zadecydować. Troszeczkę też opóźniła to wszystko pandemia, bo miałam wrażenie, że nie miało sensu wypuszczać tego ze względu na to, że wszystko wtedy stanęło. Do moich tegorocznych owocnych singli przyczyniło się to, że byłam na inkubatorze „Tak Brzmi Miasto” w Krakowie, które ma na celu zapoznanie się z branżą muzyczną. Jak wydalam już pierwszą piosenkę „Fala”, to ten cały proces po prostu ruszył. Zadziałała tu właśnie metoda małych kroków. Teraz szykuje właśnie trzeci numer i chciałabym zamknąć ten temat przynajmniej EP-ką albo krótszym longplayem.

Mogłabyś zdradzić coś więcej na temat Twoich planów?

Właśnie w moim procesie twórczym myślę chyba jedną piosenką. Nie myślę koncepcyjnie, całościowo nad całym materiałem, u mnie to są po prostu piosenki. Każda piosenka jest chyba troszeczkę czymś innym, ale też jednocześnie jest osadzona w soulu, r&b, funku. Nie przestaję czerpać z moich muzycznych inspiracji. Będzie smyczkowo, to mogę zdradzić (śmiech), bo jechałam specjalnie do Katowic, żeby nagrywać partie z kwartetem smyczkowym. Będzie też troszeczkę smutniej. Nie mogę się już doczekać efektu. Myślę, że w tym roku raczej nie będzie premiery, ponieważ już za chwilę listopad, grudzień, więc taki sezon świąteczny. Tak realnie, to raczej będę otwierać Nowy Rok z nowym singlem. Na wiosnę planowana jest mini trasa koncertowa, żeby wypromować na żywo mój materiał. Życzę sobie tego na Nowy Rok.

Czy pamiętasz swoje muzyczne początki, od czego się wszystko zaczęło?

Muzyka była od samego początku w moim życiu. Pamiętam, że pierwszy konkurs, jaki wygrałam, to był dla przedszkolaków w wieku 4,5 lat. W domu słuchaliśmy dużo muzyki. Rodzice kupili mi pianino, jak miałam 5 lat i zapisali mnie na lekcje gry, więc cały czas właściwie mi ta muzyka towarzyszyła. Nie było czegoś w rodzaju, że w pewnym momencie postanowiłam zajmować się muzyką profesjonalnie. Ona była organiczną częścią mojego życia i łączyła się raczej z zabawą. Bardzo lubiłam śpiewać z rodziną. U mnie w domu było pełno muzyki, więc dla mnie to było czymś takim naturalnym, że chcę śpiewać. Gdzieś podświadomie zawsze łączyłam siebie z czymś muzycznym. To jest bardzo ważne, bo się grało w taką muzykę i to jest takie trochę nierozerwalne. Czułabym się straszliwie unieszczęśliwiona, gdybym nie mogła tego robić. To po prostu było zawsze bardzo takie moje i zawsze z serducha. Można powiedzieć, że bardziej muzyka mnie wybrała, niż ja ją świadomie wybrałam i nie wyobrażam sobie, że mogłoby być inaczej.

Jesteś szczęściarą, że muzyka jest właśnie naturalną częścią Ciebie.

Myślę, że poniekąd tak, chociaż miałam rozkminy, ale porzucając te wszystkie wątpliwości, po prostu poszłam naturalnie za swoim nurtem. W takich momentach człowiek czuje się szczęśliwy i spełniony. Ostatnio powiedziałam swojej koleżance, która też jest wokalistką: „Mamy szczęście, że możemy takie rzeczy robić — śpiewać, grać, wymyślać piosenki. Wiele ludzi tego nie ma i cieszmy się po prostu z tego, że jednak jesteśmy tym mniejszym procentem społeczeństwa”.

Jak w ogóle doszłaś do tego, że chcesz pisać własne teksty i kiedy to się zaczęło?

To wszystko wypłynęło, w momencie, kiedy zaczęłam słuchać różnych solowych artystów i układać przede wszystkim swoje własne melodie przy pianinie, bo przede wszystkim znajdowałam sobie harmonie. Trochę inspirowałam się Alicią Keys, która miała super piosenki i zaczęłam rozkminiać, jak ona to robi. U mnie jest tak, że najpierw powstaje melodia, pochód harmoniczny, a potem dopiero do tego układam słowa zarys refrenu. Czasami bardzo długo jest ten refren i po jakimś czasie dopisuje do tego jakieś zwrotki, więc u mnie to trwa. Tak naprawdę dla mnie jest prościej i naturalniej usiąść przy pianinie i wymyślać melodie niż potem głowić się nad słowami — to jest taka już trudniejsza część. Muszę po prostu pomyśleć, co ja bym chciała, żeby było w tej piosence, jaka jest jej historia. Jednak u mnie z tymi tekstami nie jest tak prosto, ale jak faktycznie już sobie usiądę, postanowię i złapię flow, że teraz pobawię się tym tekstem, to zdecydowanie wtedy ten proces jest szybszy. Natomiast często dopada mnie prokrastynacja. Pamiętam, że tekst do mojego singla „Plan A” powstał tylko dlatego, że miałam mieć koncert w Poznaniu Spring Break (to chyba była już ostatnia edycja tego showcase’u) i musiałam zrobić jeszcze jeden numer, żeby było 30 min mojego wystąpienia. Dwa tygodnie przed koncertem wreszcie usiadłam i pomyślałam, że mam dobry refren i można by było zrobić z tego piosenkę, więc zmobilizowało mnie wtedy tylko to, że miałam mieć koncert. Mam tak, że muszę nad tym tekstem trochę pomyśleć. Myślę, że po angielsku może by było troszeczkę łatwiej, bo jest to prostszy język, jeżeli chodzi o ubranie słów, natomiast po polsku trzeba się zastanowić nad bogatym słownictwem. Nie chcę, żeby moje piosenki brzmiały zbyt prosto, bo to nigdy nie jest zbyt dobrze odbierane. Z tym tekstami zawsze miałam trochę pod górkę, ale kiedy już miałam deadline, to on bardzo szybko powstawał. Miałam wewnętrzną burzę mózgów i ten tekst się rodził.

Co Cię inspiruje?

Takie elementy inspirujące są u mnie stałe jak np. Alicia Keys i style takie jak soul, neosoul, rhythm and blues. Początkowo wpasnie Alicia songwritersko bardzo mnie inspirowała. Uwielbiam też Steviego Wondera i wiem, że też dla wielu wokalistów on jest inspiracją muzyczną — piękne melodie i piękne harmonie, cudowny głos. U mnie jest taka zachodnia muza. Chociaż też trochę polska. Byłam niedawno na koncercie Poluzjantów. Kuba Badach po prostu pięknie frazuje, ma świetną artykulację i to przeżycie było dla mnie kąpielą w muzyce. Właśnie po takich koncertach dostaję kopa, który mnie motywuje do tworzenia własnej muzyki. Lubię takie szerokie i ekspresyjne głosy, jak np. Whitney Houston czy Arheta Franklin, gdzie można dużo pokazać.

W 2014 roku zostałaś półfinalistką programu The Voice of Poland. Jak sobie wspominasz te czasy?

Z perspektywy czasu dla każdego uczestnika jest to fajne doświadczenie, które sprawia, że później wiesz, na czym takie show muzyczne polega. Mnie to też nerwowo i emocjonalnie bardzo zjadło. Przed tym myślałam, że już miałam za sobą bardzo dużo festiwali i konkursów, więc to mnie już na pewno nie przerazi i będzie tylko fal. Jednak wkradły się takie stresowe emocje, bo wiesz, że jesteś jak na widelcu u jurorów, publiczności żywej i tej, która siedzi przed ekranem telewizora, do tego jeszcze dochodzą media społecznościowe. Jest taka presja, żeby wypaść jak najlepiej. Też miałam taki czas, że mój głos po prostu zaniemówił, bo byłam osłabiona, przemęczona i się rozchorowałam.

Mam tak, że, jak wychodzę na scenę, to trema i stres znika. Nigdy nie zapomnę, jak śpiewałam piosenki Michaela Jacksona, Stevie Wondera. Pojawiała się muzyka i znikały wszystkie wątpliwości, zaczynała się czysta radość.

Czyli taki bardzo intensywny sprawdzian muzyczny.

Trochę tak. Nikt nie jest w stanie przewidzieć swoich reakcji na taki stres. Z perspektywy czasu to hartuje człowieka. Taki format jest też bardzo fajną promocją i do tej pory ludzie kojarzą mnie z tego programu. Ostatnio przyszła do mnie uczennica, która chciała zacząć śpiewać i powiedziała, że pamięta mnie z The Voice. To ją zainspirowało do pracy nad własnym głosem.

Co uważasz za swoje największe osiągnięcie w swojej dotychczasowej karierze muzycznej?

Trudno powiedzieć, co by było takimi punktami zwrotnymi. Myślę, że trochę ten The Voice był, ponieważ to było takie większe wydarzenie. Na pewno Bitwa na głosy, która w ogóle była moim pierwszym zetknięciem się z show i trochę szerzej świat o mnie usłyszał. To był chyba taki pierwszy punkt zwrotny, kiedy wyszłam z cienia. Później zaczęłam studia na Akademii Muzycznej w Katowicach i właśnie w trakcie studiów dostałam się na The Voice. To chyba były takie punkty, które mnie ukierunkowały muzycznie. Bitwa na Głosy to była dla mnie bardzo uskrzydlająca przygoda, która dodała mi wiary w siebie. Dało mi to kopa do przyszłych działań. Dla mnie najważniejsze zwroty w życiu to są takie, co dodają impulsu do tworzenia planów i chęci realizacji własnej pracy. Koniec końców nie robię muzyki wyłącznie dla siebie, ale dla kogoś. Te momenty, kiedy siadam sama przy pianinie i wymyślam coś, są przyjemne, ale później chcę się dzielić tym z innymi. Bycie piosenkarką polega na byciu na scenie i śpiewaniu dla ludzi, chociaż zawsze jesteś swoim pierwszym słuchaczem. Podczas studiów w Katowicach zaczęłam wyjmować swoje piosenki z szuflady, aranżować i na pierwszych egzaminach pokazywać swoje autorskie numery. Pozytywne feedbacki, które dostawałam, też dodawały wiatru w żagle. Długo się czaiłam z tym, żeby wydać te swoje autorskie teksty, żeby one wreszcie poszły w świat, ale jednak myślę, że to było dobrym krokiem. Na pewno wiem, że chcę to robić dalej, tylko muszę sobie wytaczać deadliny. Idę teraz metodą małych kroków, na razie singlowo, ale to daje mi taką motywację, żeby działać dalej. Trudno mi powiedzieć, który moment jest dla mnie najważniejszy, bo to jest po prostu proces.

No to są wszystko takie małe kroczki, które prowadzą do czegoś większego.

Ważne jest też to, jakich ludzi po drodze spotykamy, ponieważ mam różne doświadczenia. Czasami się spotyka krytyków, którzy nie do końca chcą Cię tłumić, ale też trzeba na to się uodpornić. U mnie myślę, że nadal ten proces trwa. Przede wszystkim trzeba życzyć sobie, żeby trafiać na dobre osoby, które chcą współpracować Myślę, że ten proces trwa, a przede wszystkim to właśnie życzyć sobie, żeby trafić na dobre osoby, które chcą z Tobą współpracować, które czują Twoją wrażliwość. Po części jest tak, że chcemy wszystkich zadowolić, ale nikt Cię nie zaakceptuje w całości, więc najważniejsze to otaczać się ludźmi, którzy Ciebie czują. Wtedy możemy spokojnie iść sobie dalej do przodu w swojej pasji i karierze.

Jak na początku radziłaś sobie z krytyką?

Myślę, że na początku sobie nie radziłam. Jak jesteś bardzo wrażliwym człowiekiem, to trudno jest sobie poradzić. Myślę, że też z wiekiem to przechodzi, że masz do tego większy dystans i po prostu idziesz dalej. Wcześniej martwiłam się tym, że ktoś coś negatywnego mógł napisać lub powiedzieć. Natomiast myślę, że za sprawą czasu człowiek bardziej się dystansuje. Zawsze też spotykamy się z pozytywną i lub negatywną krytyką.To też trzeba wyczuć i brać to co konstruktywne. Jak już wspomniałam, istotne żeby otaczać się osobami, które ci dobrze życzą, które Ciebie wspierają. Z czasem też przychodzi większa pewność siebie, poczucie własnej wartości. Podziwiam ludzi, którzy od samego początku mają silną wiarę w siebie i tą krytykę znoszą lżej. Musiałam się tego nauczyć.