
Strona główna » News » Jest Rodzinnie, Polsko i Rockowo – Lor na Pol’and’Rock
Na scenie wyglądają jak eteryczne rusałki w białych sukienkach, a w ich głosach pobrzmiewa delikatność, która potrafi wzruszyć do łez. W rzeczywistości jednak zespół Lor to mieszanka mocnych charakterów, ciętego poczucia humoru i życiowego chaosu, który same nazywają „chaotic, but iconic”.
Zespół Lor tworzą cztery młode artystki już ze sporym doświadczeniem, ponieważ zaczynały prawie dekadę temu jako nastolatki. Pianistka Julia Skiba, skrzypaczka Julia Błachuta, autorka tekstów Paulina Sumera i wokalistka Jagoda Kudlińska stworzyły coś więcej niż muzykę. Ich styl — łączący folkową subtelność z popową strukturą i narracją jak z powieści — wabi słuchaczy w świat pełen emocji i poezji.
Twórczość Lor, od debiutanckiego „Windmill” po ostatnią płytę Żony Hollywood, ewoluowała od anglojęzycznego indie-folku do bardziej eksperymentalnych, polskich narracji, które eksplorują kobiecość, rodzinę i show-biznes. Teraz Lor jest po raz pierwszy na scenie AST na Pol’and’Rock Festival. W rozmowie otwierają się nie tylko na temat swojej wrażliwości, ale też chaotycznie pięknych początków, scenicznych zaskoczeń i tego, że wrzeczywistości jednak zespół Lor to mieszanka mocnych charakterów, ciętego poczucia humoru i życiowego chaosu, który same nazywają „chaotic, but iconic”.
Na początek takie pytanie na luzie, wychodzicie teraz na dwór czy na pole?
Paulina: Na pole!
Jagoda: Ze mną jest ciekawie, ponieważ wychowałam się na Śląsku. Ogólnie mówi się tam na plac, ale mówiłam zawsze na dwór. Mam zawsze słuchajcie problem, bo muszę dopasowywać. Jak jestem tutaj z dziewczynami, mówię na pole, a z rodziną – na dwór.
Paulina: Miałam taki pretensjonalny okres czasu, kiedy uważałam, że lepiej jest mówić na dwór niż na pole. Jednak czułam się źle z mówieniem na dwór, więc mówiłam po prostu na zewnątrz. Ale teraz już mnie to nie obchodzi i chyba po prostu wychodzę, albo na pole, albo na zewnątrz, ale na dwór raczej nie.
Julia: Ja też chyba najczęściej mówię na pole, na zewnątrz i na miasto.
Czy na co dzień też jesteście tak samo wrażliwe jak w swoich piosenkach?
Paulina: Chyba nie aż tak, bo mamy mocne charaktery.
Jagoda: Powiedziałabym, że jesteśmy wrażliwymi osobami. Uważam, że jest to raczej dobra cecha, którą warto posiadać. Wydaje mi się, że nasze piosenki mogą faktycznie brzmieć, jakbyśmy były dużo wrażliwsze niż jednak jesteśmy. Często słyszę, że mam bardzo grzeczne i anielskie brzmienie. Na eliminacjach też miałyśmy białe sukienki i wyglądamy na scenie bardzo niewinnie.
Julia: Nasze mocne charaktery mogą się trochę różnić od tego, jakie są wyobrażenia o nas. Włożyło się nas w taki rusałkowy vibe, dlatego ludzie są mocno zaskoczeni, kiedy widzą nas na żywo bez tego całego anturażu. Ale jednak, myślę, że jestem bardzo wrażliwą osobą.
Paulina: Jesteśmy raczej Świat według kiepskich niż Żony Hollywood.
Czy wrażliwość w takim razie jest raczej wada czy przewagą w waszym przypadku?
Julia: To zależy. Jeśli chodzi o część twórczą, to wydaje mi się, że jest to zaletą, ale też każdy jest wrażliwy na swój sposób. Nie można tego uogólniać i upraszczać do wad i zalet, bo to jest cecha charakteru, którą każdy ma na jakimś poziomie. Uważam, że wrażliwość to spektrum, bo każdego rusza co innego.
Jagoda: Nie ma żadnego sensu wartościowanie i robienie hierarchii, że ktoś jest bardziej wrażliwy. Wiem, że ogólnie wartościuje się negatywnie, że ktoś jest zbyt wrażliwy, ale osobiście nie uważam tego za sensowne. Wszystko na pewno zależy od sytuacji.
Czy z perspektywy czasu chciałybyście coś zmienić w swoich początkach?
Paulina: Myślimy o tym często i zauważamy w sumie dużo zalet tego, że właśnie w taki sposób wyglądały nasze początki. Byłyśmy może wtedy niezadowolone z tego, jak się toczy nasza kariera muzyczna, głównie z jakim tempem, ale teraz patrząc wstecz bardzo się cieszymy i mile wspominamy nasze pierwsze kroki jako zespołu. Mogłyśmy podjąć dużo dziwnych decyzji, których byśmy dzisiaj żałowały, ale generalnie raczej było to miłe. Znamy teraz jednocześnie dużo starszych ludzi z branży, ale też dopiero zaczynających muzyków z naszego pokolenia, więc mamy takie best of both worlds.
Julia: Trochę chciałabym coś zmienić. Na pewno zrobiłyśmy wiele rzeczy, za które dziś mogłybyśmy się wstydzić – to zdecydowanie. Myślę jednak, że każdy w czasach swojej młodości popełnia takie błędy… i nadal zdarza się nam je popełniać. Mogło być ich nawet więcej. Kiedy patrzę na siebie sprzed dziesięciu lat, trudno mi uwierzyć, że naprawdę robiłyśmy to, co wtedy robiłyśmy. A jednak uważam, że byłyśmy w tamtym czasie postaciami wręcz ikonicznymi.
Paulina: Chaotic, but iconic! To był świetny czas na popełnianie błędów, spontaniczne wypady i szalone koncerty. Myślę, że gdybyśmy zaczęły od polskiej płyty, nie miałybyśmy nawet okazji zagrać i zrobić wielu z tych rzeczy. Dlatego cieszymy się, że wszystko potoczyło się powoli i w naturalny sposób. Dzięki temu ta płyta brzmi właśnie tak, a nie inaczej — bo Lowlight było po prostu tym, co wtedy robiłyśmy najczęściej. Warto zaznaczyć, że mogła brzmieć gorzej. Dobrze, że jej wydanie zajęło nam cztery lata.
Zaintrygowałyście mnie. Co to są za tak strasznie wstydliwe sytuacje?
Jagoda: Przede wszystkim, zacznijmy od początku. Mogłyśmy nazwać się kompletnie inaczej. Mogłyśmy wymyśleć Paulina and the monkeys albo Paulina and the Julias.
Julia: Mogłyśmy wydać płytę z naszymi pierwszymi nagraniami, które były robione za naprawdę śmieszne kwoty. Śmiesznie też brzmiały i brzmią dzisiaj, ale na szczęście tego się nie wydarzyło.
Jagoda: Jeździłyśmy też bardzo często same pociągami mając 14-15 lat na zagraniczne festiwale, odbierałyśmy środowisko gimnazjalne. Lecimy do Hamburga na koncert same. Woziłyśmy pianino na walizkach.
Paulina: Wydarzyło się tyle rzeczy, kiedy się mogło coś nie udać! Ale to było swego rodzaju przeżycie i jesteśmy bardzo wdzięczne za nasze przygody.
Julia: Żyłyśmy ogólnie w tułaczce i wiemy na pewno, że nie zmarnowałyśmy tego czasu.
Jagoda: Czuję, że to był najpiękniejszy czas i robiłyśmy bardzo dużo na własną rękę. Nigdy nie mówiłyśmy nie. Mówiłyśmy tak dosłownie wszystkiemu, co nas napotkało.
Znalazłam bardzo ciekawy cytat w jednym z Waszych wywiadów dla wysokich obcasów. ,,Byłyśmy kobietami i byłyśmy młode. Nie traktowano nas poważnie, dopiero kiedy nasz menadżer, wówczas mężczyzna, wkraczał do akcji podejście się zmieniało.” Właśnie co się zmieniło od tamtego czasu? I dlaczego właśnie mężczyzna?
Paulina: Branża jest bardzo męska, jak zresztą wiele branży. Dobrze, że wkroczyłyśmy do niej w nastoletnim wieku, bo się odnalazłyśmy się dopiero po paru latach. Naprawdę, zajęło nam parę lat zorientowanie się, że my jesteśmy girl’s bandem. Faktycznie był taki czas, że czasem technicy czy organizatorzy postrzegali naszą formację jak coś dziwnego.
Jagoda: Z perspektywy czasu prędzej to rozumiem. Wyobraźcie sobie: wchodzą na scenę cztery takie nastolatki, które po prostu drą się, robią sobie żarty i cały czas grają barbie, księżniczkę i żebraczkę. Rozumiem troszeczkę te obawy, ale zdarzyły się konkretne sytuacje ewidentnie spowodowane wyłącznie tym, że jesteśmy czterema kobietami. Ale teraz mamy wspaniałą menadżerkę i więcej pewności siebie na scenie.
Co chciałybyście, żeby ludzie czuli wychodząc z koncertu zespołu Lor?
Paulina: Szczerze cokolwiek, nawet jeśliby to był najgorszy koncert w życiu tej osoby, to przynajmniej już coś. Trochę przykro oczywiście, że było słabo, ale czegoś się dowiedział ten człowiek o sobie i między innymi o nas. Jest to również silna emocja choć negatywna, która będzie towarzyszyła jej w związku z nami, więc zapamięta nasz koncert. Może komuś kiedyś opowie, że była na występie zespołu Lor i to był najgorszy koncert w jej życiu.
Jagoda: Chcemy zbliżyć do siebie ludzi, już nawet nieważne w jaki sposób, ale mogę przyznać, że zazwyczaj bardzo pozytywnie ich zaskakujemy.
Czujecie może po koncercie taką pustkę, że już dałyście z siebie wszystko?
Jagoda: Po koncercie zazwyczaj wychodzimy do ludzi. Dopiero wtedy czujemy, że oddałyśmy z siebie dosłownie wszystko — fizycznie i emocjonalnie. Staramy się spotkać z każdym, co, jak sądzę, jest dość wyjątkowe na polskiej scenie muzycznej. Poświęcamy na to naprawdę sporo czasu, chcąc poznać każdego na tyle, na ile pozwalają te krótkie, trzyminutowe rozmowy. Jest to wyczerpująca satysfakcja.
Paulina: Nie chodzi o to, że rozmowa z publicznością nie jest przyjemna, ale faktycznie czasami po trzech godzinach czuję, że oddałyśmy naprawdę wszystko, co miałyśmy do zaoferowania.
Julia: Zawsze się cieszymy na widok publiczności, a tym bardziej, jak widzimy znajome twarze. Szczególnie, że gramy ten sam repertuar, ale oczywiście na różnych scenach.
Jagoda: Ja czuję taką pustkę dopiero następnego dnia, jak jedziemy do domu, zwłaszcza, że to jest najczęściej niedziela.
Julia: Jest ciężko, jak przez jakiś miesiąc nie mamy w ogóle żadnych koncertów.
Na Pol’and’rock zaprowadziła Was piosenka Shrek 2. Z jednej strony jest to piosenka o miłości, a z drugiej taki wesoły smutek. W sumie trochę nawiązuje do dzisiejszej pogody, jest słońce, ale w międzyczasie pada deszcz. Co jest fundamentem tej piosenki, o czym ona jest?
Jagoda: Powiedziałabym właśnie, że ona jest bardzo folkowa, nawet aż taka rubasznie folkowa do pewnego stopnia. Jest tam taki początkowy sample, są skrzypce, ukulele i szczerze mówiąc bardziej ludowo już się chyba nie da.
Paulina: Jeśli chodzi o moment zapalny, kiedy narodził się pomysł na piosenkę — oglądamy Shreka nałogowo, każda z nas jest ogromną fanką. Bardzo cenimy tę bajkę i często wykorzystujemy ją jako punkt odniesienia w twórczości. Szczególnie inspiruje nas scena z Shreka 2, w której Kapitan Hook gra w karczmie na pianinie. Kiedy dostałam od Julii demo — nagranie jej pianina z linią melodyczną — pierwsze, co przyszło mi do głowy, to właśnie ta scena. Pierwsze słowa, jakie napisałam, brzmiały: „Oglądałam Shreka 2 codziennie”, bo dokładnie to poczułam, słysząc tę melodię.
Julia: Ta piosenka jest w sumie takim fajnym przełamaniem naszego wejścia w świat popu i zwolnienia powoli miejsca w folku, a jednak gdzieś tam balansowania na cienkiej granicy pomiędzy tymi dwoma światami.
Paulina: Czuję, że uniwersum Shreka jest po prostu częścią polskiej kultury. Dorastałam mając kubek ze Shrekiem, moi rodzice mieli wszystkie części Shreka wypalonego na płytce DVD. Nie miałam w ogóle wątpliwości, że on jest polski.
Czy na PolandRocku Lor jest po raz pierwszy?
Julia: Tak! Nigdy nie myślałyśmy, że tu będziemy. Nie było nam po drodze z Krakowa, ale się cieszymy i czujemy wyjątkowy vibe tego festiwalu i wszystkiego co się dzieje dookoła.
Paulina: Przeszłam się już, więc też mniej więcej rozumiem ten klimat. Nasze rodzeństwo tutaj koczuje od tygodni na polu namiotowym, więc możemy się nawet spotkać rodzinnie. Jest po prostu super.
Jagoda: I oczywiście jest to dla nas wielki zaszczyt wystąpić na Najpiękniejszym Festiwalu Świata. Rozmawiałyśmy o tym, co jest w Polsce bardziej ikonicznego, ale ciężko znaleźć coś podobnego. Wiadomo, że jest dużo niesamowitych polskich festiwali, na których bardzo chciałybyśmy zagrać, ale nie da się więcej. W tym momencie marzeniem chyba jest Główna Scena. Czuć tutaj takie przywiązanie ludzi do tego miejsca. To jest część kultury i mamy nadzieję, że swoim występem doskoczymy do tego poziomu.
Czy czujecie jakąś różnicę pomiędzy graniem na festiwalu a swoim własnym koncercie?
Paulina: Granie na festiwalach różni się od naszych solowych koncertów. Podczas własnych występów możemy spodziewać się, że publiczność zna teksty piosenek i łatwo namówić ją do wspólnego śpiewania. Widać wtedy, że wszyscy krzyczą słowa, tańczą i świetnie się bawią — to utwory, których słuchali na Spotify i teraz mają okazję usłyszeć je na żywo. To zupełnie inne doświadczenie niż w przypadku osób, które trafiają na nasz występ przypadkowo podczas festiwalu. Mogą polubić piosenkę, ale nie wiedzą, jak brzmi w oryginale, ani kim są „te cztery rusałki na scenie”. Odbiór jest więc inny, ale nie gorszy. Wiem po sobie, że zdarza mi się na festiwalu usłyszeć świetny koncert i go polubić, mimo że nie znam tekstów, nie śpiewam i nie tańczę. Czasem stoję w miejscu, a i tak dobrze się bawię — dlatego brak widocznej reakcji publiczności nie oznacza, że coś jest nie tak.
Na każdym koncercie wypatruję jedną osobę, która wygląda tak, jakby mnie nie lubiła. Moim celem jest wtedy wywołać na jej twarzy uśmiech. Czasem się to udaje, czasem nie. Mogę mieć przed sobą tysiąc roześmianych ludzi, ale jeśli ta jedna osoba stoi bez reakcji, to właśnie na niej skupiam uwagę. Zdarza się, że po koncercie taka osoba podchodzi i okazuje się przemiła, a ja myślę: „Człowieku, patrzyłam na ciebie przez półtorej godziny, ani razu się nie uśmiechnąłeś!”. Ale rozumiem to, bo sama czasem jestem właśnie taką osobą.
Jagoda: Mam wrażenie, że potrafimy naprawdę rozkręcić publiczność. Widać to szczególnie po dzieciach – na początku mają na twarzy konsternację, a pod koniec koncertu szaleją. Często zdarza się, że ktoś trafia na nas przypadkiem, zupełnie nas nie znając, a potem zostaje do końca, bawi się świetnie i jeszcze wraca zrobić sobie zdjęcie. Zawsze zaskakuje mnie, ile osób chce nas poznać, mimo że wcześniej w ogóle o nas nie słyszało.
PolandRock jest zawsze utożsamiany z taką wolnością, wspólnotą, energią. Co jeszcze byście dołożyły do tego? Jakie jeszcze synonimy?
Pokój i spokój, siła wspólnoty, przyjaźni, kultury i tradycji. Jest rodzinnie, polsko i rockowo!
Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.
Slavia Festival 2025 – Powrót do korzeni W przedostatni weekend wakacji zapraszamy do Parolewa koło Ostródy na jedyny taki festiwal w Polsce! Wojowie, ogniska, dźwięki bębnów, słowiańska biesiada i mądrość
Kregulcowe Dni 2025 Zanurz się w kulturze i magii Dalekiego Wschodu! Kregulcowe Dni: Tajemnice Dalekiego Wschodu to niepowtarzalna podróż w świat tradycji, sztuki i nowoczesnej popkultury. Przygotuj się na dwa
Ostry Dyżur Literacki w Księgarni Karakter Eksperci na płaszczyznach literatury dziecięcej zrzeszeni przez Fundację Czas Dzieci, znów przebiorą w lekarskie kitle i przemienią księgarnie w gabinety literackie, odczarowując tym
XXII Memoriał Wagnera W Krakowie co roku od wielu lat odbywa się wielkie wydarzenie siatkarskie pod wezwaniem Huberta Jerzego Wagnera. Najlepszy siatkarski towarzyski turniej na świecie znowu zachwyci kibiców. TAURON
Puszcza na lata Jazz, letni wiatr pod koronami drzew, odważne brzmienia- to wszystko w Niepołomicach na cyklu koncertów „Puszcza na Lata”. Ten wyjątkowy cykl plenerowych koncertów jest organizowany wspólnie przez