Wielka Parada Smoków 2023

Wielka Parada Smoków 2023
Strona główna » News
Galeria zdjęć 22. Wielkiej Parady Smoków
Pierwszy upalny weekend czerwca już mamy za sobą i coraz bardziej jest odczuwany w powietrzu powiew wakacyjnej wolności. Zwykle w takie dni mieszkańcy dużych miast takich jak Kraków uciekają jak najdalej od centrum, bliżej łona natury…, ale nie tym razem. 3-4 czerwca 2023 roku Miasto Królów już po raz 22 zostało opanowane przez legendarne potwory, powszechnie znane jako smoki. Wielka Parada Smoków już od ponad 20 lat ściąga w okolice Starego Miasta w Krakowie nie tylko poszukujących rozrywki mieszkańców miasta, ale i liczne rzeszy ciekawskich turystów z niemal całego świata. To święto ku czci najbardziej znanej maskotki Krakowa – Smoka Wawelskiego, wpisało się do tradycji miasta i zostało jedną z najbardziej atrakcyjnych jego wizytówek.
Plenerowe widowisko w sobotnią noc nad Wisłą.
Propozycje na lato

Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.
Ostatnie relacje
Nie będzie występów na żywo, ale będzie płyta.


Wywiad z Magdaleną - wokalistką zespolu "Altermotive"
Strona główna » News
– Ja bym chciała, żeby nie używać nawet takiego słowa kariera, żeby jednak ten nasz zespół był jak taki „drugi dom”. Żeby kiedy nagramy tę płytę, moglibyśmy być z niej dumni, i żeby ona nie była naszą pierwszą i ostatnią – opisuje swoje marzenia jedna z uczestniczek zespołu „Altermotive”, Magdalena Całka.
Kim są „Altermotive”? To piątka twórców, których łączy ich różnorodność, począwszy od gustów muzycznych, kończąc wiekiem (najmłodszy gitarzysta Piotrek ma 23 lata, a najstarszy perkusista Marcel aż 42). W ich przypadku najpiękniej sprawdza się powiedzenie, że przeciwieństwa się przyciągają. Połączyły ich różnice i tak powstał zespół „Altermotive” w imię tworzenia i przebywania wśród melodyjnych dźwięków. Muzyka od zawsze wypełniająca ich życia dała im wspólne granie, komponowanie i radość z każdego spotkania.
– Moja przygoda z muzyką w sumie zaczęła się w latach szkolnych od szkoły podstawowej. Na początku to były takie występy na apelach, później trafiłam do młodzieżowego domu kultury. No i dopiero niedawno, w 2019 roku gdzieś chłopaki natknęli się na moje nagrania na youtubie i zaprosili mnie, żebym była wokalistką w naszym zespole.
Śpiewanie raczej od razu było moją pasją. Oczywiście, to było takie dziecięce marzenie. Myślę, że każda dziewczynka zawsze marzy o tym, żeby występować na scenie. Natomiast później już była szkoła, praca zawodowa i ta pasja poszła na dalszy plan i raczej pozostała w kwestii marzeń. W szkole, w której pracuję, jeżeli są jakieś występy i konkursy, to przygotowujemy je razem z dziećmi. Mam też kilka bardzo utalentowanych uczennic, więc zawsze je zabieram na jakieś przeglądy muzyczne – wspomina Magdalena Całka, na co dzień nauczycielka biologii i edukacji wczesnoszkolnej, a w każdej wolnej chwili wokalistka zespołu „Altermotive”.
Niedawno „Altermotive” wypuścili swój pierwszy singiel „Słowo i gest”, którego można posłuchać na platformie Youtube, ale zespół również rozważa w najbliższym czasie zacząć publikować na Spotify. Też można go usłyszeć w Radiu Cenzura i Inne Radio. W taki sposób go opisuje jego współautorka Magdalena:
– Utwór „Słowo i gest” jest ogólnie o miłości. Miłość nie zawsze wygrywa, nie zawsze wszystko przetrwa. Singiel opowiada o tym, że zostały tylko wspomnienia, że się tęskni za tymi dobrymi chwilami. „Słowo i gest” dlatego, że właśnie zostają tylko te piękne słowa i te gesty, a nie zawsze ta osoba.
Za tekst tej piosenki odpowiada Magdalena wspólnie z gitarzystą Dawidem Kałużą, a za muzykę wszyscy członkowie zespołu, czyli perkusista Marcel Mazur, basista Tomasz Kotuła oraz Piotr Oskard, który gra na gitarze elektrycznej.
– Dołączyłam do zespołu kiedy już była nazwa, wpadł na nią Marcel. Nasze gusta muzyczne troszeczkę się różnią. Tomek i Marcel lubią mocniejszą muzykę, gdzieś tam słuchają systemu. Ale Marcel stwierdził, że ta nasza muzyka będzie bardziej alternatywna, żeby to zrównoważyć. Stąd właśnie się wzięła nazwa Altermotive. Kiedy dołączyłam do zespołu, to od razu się zgraliśmy, chociaż mamy różne gusta. Każdy dodaje zawsze coś od siebie. Np. ja jestem bardziej spokojna, tak samo nasz gitarzysta Dawid i razem we dwójkę piszemy teksty. Natomiast Tomek i Marcel dodają takiej rytmiki, żeby to nie było za nudne, bo jednak ludzie nie lubią takich zbyt melancholijnych utworów. Nasze teksty więc bardziej są smutne, natomiast muzyka jest bardziej rytmiczna, taka weselsza. A w zeszłym roku, jako ostatni dołączył do nas Piotrek – nasz gitarzysta i najmłodszy członek zespołu. Wtedy właśnie zaczęliśmy pokazywać się i grać bardziej dla ludzi. Teksty zaczęliśmy pisać, kiedy wybuchła pandemia. Wszystko to było online, albo telefonicznie. Dawid miał część tekstów już gotowych, zanim dołączyłam do zespołu. Dopasowałam je po prostu do siebie. Wiadomo, trzeba było zmienić osobę (śmiech). Później już przyszłam ze swoimi tekstami, a Dawid pisał melodię i dopasowaliśmy się jakoś tak.
Zespół ma już za sobą kilka występów na żywo. Jak zauważa Magdalena najbardziej z nich zapamiętało się jej, kiedy grali w tym roku podczas 31 Finału WOŚP, ponieważ miało to szczytny cel i na Międzynarodowym Rajdzie Pojazdów Zabytkowych w Głuchołazach, zeszłego lata:
– Była olbrzymia scena, jeszcze na takiej dużej scenie nie występowałam. Mnóstwo ludzi, którzy świetnie się bawili i już wtedy zaczęli nas wypytywać o płytę. Mieliśmy mnóstwo materiału, a o płycie wtedy jeszcze nawet nie myśleliśmy. Ten koncert daliśmy późno w nocy, więc dzięki tej atmosferze tak zapadł mi w pamięć.
Niestety albo stety, bez względu na to, że zespół kilkakrotnie został zaproszony na mnóstwo różnego rodzaju wydarzeń, ale jak z nutką smutku mówi Magdalena (bo przyznała się, że woli występy na żywo) musieli odmówić, bo postanowili na poważnie wziąć się za nagrania:
– Mamy już gotowe utwory, które czekają tylko na nagranie i teraz je tylko dopieszczamy. Pierwszym z nich jest właśnie „Słowo i gest”. To niestety trwa, bo każdy z nas ma swoje życie prywatne, więc i tak się cieszymy, że jakoś nam się udaje całą piątką się spotykać. No i w najbliższym czasie nie planujemy niestety żadnych występów na żywo, bo chcemy w całości się skupić na nagrywkach. Zastanawiamy się też czy wypuścić EP-kę czy całą płytę. Większość z tych utworów, które maja się tam znaleźć opowiada o naszym życiu codziennym, o takich też doświadczeniach przykrych i wesołych, częściowo o miłości i tej niespełnionej, i tej spełnionej.
Jeden utwór „Offline” opowiada o tym, że niestety wszyscy teraz jesteśmy uzależnieni od telefonów i nie potrafimy bez nich żyć. Ten utwór jest właśnie przykładem jednego z naszych bardzo żywych utworów. Z kolei inna piosenka opowiada o tym, że nas jako członków zespołu łączy coś szczególnego. Nasz zespół składa się z pięciu osób w różnym wieku, bo najmłodszy gitarzysta ma tylko 23 lata, a najstarszy perkusista aż 42. To jest fenomen, żeby osoby z różnych pokoleń tak dobrze się dogadywały, więc dlatego napisaliśmy taki utwór „Niewidzialna więź”. Czerpiemy inspirację z naszego życia codziennego, ze swoich doświadczeń i naszego najbliższego otoczenia.
Jeżeli chodzi o muzykę to jak najbardziej czerpię inspirację od innych wykonawców. Uważam, że każdy dodaje już coś od siebie. Ale jednak wydaje mi się, że większość naszych utworów nie nawiązuje do żadnego stricte zespołu. Nawet biorąc pod uwagę piosenkę „Słowo i gest”, to ciężko mi jest właśnie wymienić jakiegoś artystę, który właśnie tak brzmi. Raczej cięższą mamy muzykę, albo wręcz przeciwnie bardziej delikatną. Natomiast nasze utwory to jest takie pół na pół, słychać nasze naleciwości, w sensie moje i gitarzysty, gdzie my wolimy taką spokojniejszą muzykę, a oni dają coś od siebie – podsumowuje Magdalena.
Kateryna Shmorgun
Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.
Inne aktualności



Fun in Poland, wraz z Agencją Perspektywy zaprasza na kolejną edycję African Beats Festival! To Festival muzycznych korzeni. Święto otwartości i tolerancji. Organiczna afrykańska muzyka, spotkania podróżnicze, kino festivalowe, warsztaty



Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie Powietrze to główny temat tegorocznej edycji Festiwalu Kultury Żydowskiej, który również poetycko zwiastuje powrót koncertu odbywającego się na świeżym powietrzu – „Szalom na Szerokiej”! FKŻ



Ostróda Reggae Festival 2023 Ostróda Reggae Festival ze swoją wieloletnią historią jest czołową polską imprezą celebrującą muzykę i kulturę wywodzącą się z Jamajki. Sukces festiwalu jest dowodem na atrakcyjność i



Gdańsk Siesta Festival Dorota Miśkiewicz i Toninho Horta. Koncertowa premiera albumu Bon Amigos na Gdańsk Siesta Festival. Czujesz Klimat? Po gościnnym pojawieniu się w gali Most Melanchlii na ubiegłorocznym festiwalu, jedna z



Siesta Festival 2023 Siesta Festival to jeden z niewielu festiwali w Polsce, który propaguje nurt „muzyki świata”. Nieprzypadkowo jest też związany z audycją o tej samej nazwie, prowadzonej przez Marcina
29 Pol’and’Rock




Apollo 440
UK - elektro-rock, big beat, techno.


Carpenter Brut
Metal Rock


Lady Pank
Legenda Polskiego Rocka


Rise Of The Northstar
Francja - Hardcore, Hip-Hop


While She Sleeps
UK - MetalCore


Biohazard
Hardcore prosto z Nowego Jorku


DRAIN
USA - Hardcore


Lemon
Polska


Royal Republic
Szwecja - Rock'n'Roll


Zalewski
Polska - Rock


Brodka
Najlepsza Polska Alternatywa


Get The Shot
Kanada - Hardcore


Luiku
Bałkańsko-cygańsko-ukraiński Folk


Spin Doctors
USA - Rock


Steve 'n' Seagulls
Finlandia - bluegrass


Bullet for My Valentine
Walijska grupa grająca metalcore


Hoffmaestro
Szwecja - ska, reggae, po hip-hop, funk


Napalm Death
UK - Heavy Metal


The Rumjacks
Australia - Punk Rock
Mała scena
Na małej scenie zagrają: Booze & Glory, Golden Life, Marek Dyjak, Proletaryat, Saint City Orchestra, The Scratch, Zacier.
Źródło i więcej informacji: https://polandrockfestival.pl
Off-Festival 2023 – Kto zagra?


Line-Up OFF-Festival 2023
Strona główna » News
Piątek – 4.08
Scena Główna Perlage:
Pusha T (USA) – RAP.
OFF! (USA) – Hardcore’owa supergrupa z LA.
Kokoroko (UK) – Afrobeat, smooth jazz.
Rat Kru (PL) – Dance
Scena Leśna:
Dréya Mac (UK) – RAP.
Melody’s Echo Chamber (Francja) – Dream POP, Psychodelic Rock, Space Rock.
JORDAN (UK) – Elektro, Hip-Hop
Wojtek Mazolewski YUGEN 2 (PL) – Jazz
Biały Falochron (Polska) – PostPunk, Hip-Hop, Elektro
Scena Eksperymentalna:
Gilla Band (Irlandia) – Post Punk, Indie Rock.
Special Interest (USA) – Punk, Industrial.
Big Joanie (UK) – Post Punk, Punk Rock.
Butch Kassidy (UK) -Noise’owo-progresywna petarda!
Hubert (PL) – Rap
T Tent:
Homixide Gang (USA) – Trap
Underscores (USA) – Elektronika, Dubstep
GONE (Francja) – Techno
Yann (Polska) – RAP
Koń (Polska) – Techno
Sobota – 5.08
Scena Główna Perlage:
Slowdive (UK) – Rock Alternatywny.
Spiritualized (UK) – Garage Rock, Space Rock.
Nation of Language (USA) – Indie POP, Post Punk.
Belmondawg/EXPO 2000 (Polska) – RAP.
Sad Smiles (Polska) – IndieRock
Izzy and the Black Trees – PostPunk
Scena Leśna:
Balming Tiger (Korea) – K-POP.
Ela Minus (Kolumbia) – Muzyka Elektronicza, Dance POP.
Gurriers (Irlandia) – Rock Alternatywny, Post Punk.
Udary grają „Is This It”
We watch clouds (Polska) – Trush
Scena Eksperymentalna:
The Staples Jr. Singers (USA) – Gospel.
Jockstrap (UK) – Art POP.
Son Rompe Pera (Meksyk) – Mexican marimba music, Rock.
Soyuz (Białoruś) – Pop, Jazz
Polski Piach (Polska) – Blues, Rock
T Tent:
NNAMDÏ (USA) – Pop
Mandy, Indiana(UK) – Industrial, Noise rock, Underground techno
Haru Nemuri(Japonia) – J-pop, Rap, Post-hardcore, Art rock, Elektronika
Kampire / Nyege Nyege (Uganda) – Muzyka Świata
Tropical Soldiers in Paradise (Polska) – Jazz, Hip-Hop, Dub
Niedziela- 6.08
Scena Główna Perlage:
King Krule (UK) – Indie Rock, Fusion Jazz, Post Punk
Confidence Man (Australia) – Electropop.
Hania Rani (Polska) – Jazz, Alternatywa
Węże (Polska) – Hadrcore
Scena Leśna:
Panda Bear & Sonic Boom (UK/USA) – Experimental.
Tamino (Belgia) – Indie Rock.
Calibro 35 (Włochy) – Funk, Hip-hop.
Mind Enterprises (Włochy) – Dance, Electronic
Nene Heroine (Polska) – Jazz, Rock
Scena Eksperymentalna:
EKKSTACY (Kanada) – Post Punk, Indie Rock.
Joe Unknown (UK) – Alternatywa, Indie Rock.
Gaye Su Akyol (Turcja) – Rock Turc
Lancey Foux (UK) – Rap
MOP (Polska) – Alternatywny pop, Elektronika
T Tent:
Desire (Kanada) – Synth-pop
Trupa Trupa (Polska) – Rock, Indie rock, Rock psychodeliczny
Vlure (UK) – Post-punk
Obongjayar (Nigeria, UK) – Hip-hop, Rap
Furda (Polska)
Ugory (Polska) – Metal
Wszystko o OFF-Festivalu
Inne z OFFu



Fun in Poland, wraz z Agencją Perspektywy zaprasza na kolejną edycję African Beats Festival! To Festival muzycznych korzeni. Święto otwartości i tolerancji. Organiczna afrykańska muzyka, spotkania podróżnicze, kino festivalowe, warsztaty



Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie Powietrze to główny temat tegorocznej edycji Festiwalu Kultury Żydowskiej, który również poetycko zwiastuje powrót koncertu odbywającego się na świeżym powietrzu – „Szalom na Szerokiej”! FKŻ



Ostróda Reggae Festival 2023 Ostróda Reggae Festival ze swoją wieloletnią historią jest czołową polską imprezą celebrującą muzykę i kulturę wywodzącą się z Jamajki. Sukces festiwalu jest dowodem na atrakcyjność i



Gdańsk Siesta Festival Dorota Miśkiewicz i Toninho Horta. Koncertowa premiera albumu Bon Amigos na Gdańsk Siesta Festival. Czujesz Klimat? Po gościnnym pojawieniu się w gali Most Melanchlii na ubiegłorocznym festiwalu, jedna z



Siesta Festival 2023 Siesta Festival to jeden z niewielu festiwali w Polsce, który propaguje nurt „muzyki świata”. Nieprzypadkowo jest też związany z audycją o tej samej nazwie, prowadzonej przez Marcina
Premiera pierwszego singla zespołu Heima


Pierwszy singiel zespołu Heima
Już 10 maja pojawi się pierwszy singiel „Wszystkie najgorsze slowa” zespołu Heima, promujący ich drugą płytę.
Heima, czyli kto?
Heima to łódzki zespół działający od 2017 roku. Głęboki wokal Olgi Stolarek i intrygująca warstwa muzyczna to znaki rozpoznawcze tego składu. Na początku roku 2022 wraz z wydawnictwem Agora Muzyka wydali debiutancką płytę pod tytułem „W domu”. Na tym świetnie przyjętym albumie zaprezentowali alternatywne, melancholijne kompozycje opatrzone autorskimi, polskimi tekstami o otaczającej nas rzeczywistości. Obecnie pracują nad drugim albumem, na którym chcą połączyć towarzyszącą im od początku melancholie i spokojne brzmienia z post punkowymi, a także rockowymi elementami. Zapowiedzią tego, co nadchodzi jest singiel „Wszystkie najgorsze słowa”. Zespół występował między innymi na Męskim Graniu, Stay Wild czy Soundedit Festival. Supportowali największe gwiazdy polskiej sceny muzycznej: Kwiat Jabłoni, Artura Rojka, happysad czy Lady Pank. W 2020 zostali laureatami nagrody Soundedit Spotlight, a w 2021 finalistami Jarocińskich Rytmów Młodych. W plebiscycie „Sanki 2022” Gazety Wyborczej, w którym wyłoniono najciekawsze, nowe twarze polskiej sceny muzycznej zajęli 2 miejsce.
Pierwszy singiel
„Wszystkie najgorsze słowa” to pierwszy utwór zespołu Heima, wydany po zeszłorocznym, bardzo udanym debiucie fonograficznym. Czy możemy więc ten utwór nazwać pierwszym singlem zapowiadającym kolejne wydawnictwo zespołu? Prawdopodobnie tak! „Wszystkie najgorsze słowa” to zupełnie nowa odsłona Heimy, inny ładunek energii. Te alternatywno-postpunkowe brzmienia przeszyją cię od stóp do głów i nie będą chciały wyjść z głowy. Wszystko to jak zwykle opatrzone autorskim tekstem, z którym (niestety) wielu z Was będzie mogło się utożsamić. Dlaczego? Posłuchajcie sami. Utworowi towarzyszy przepiękny teledysk stworzony przez grupę filmową To się samo robi.
Wywiad z założycielami duetu EMIEE


EMIEE to polski duet grający muzykę popowo-elektroniczną, który powstał w 2013 roku w Krakowie. Tworzą go Dagmara Zapart, która jest wokalistką i autorką tekstów oraz Michał Zapart – producent. Duet używa w swojej muzyce syntezatorów, akustycznych instrumentów, elektrycznych gitar i procesory do wokalu, by osiągnąć ich unikatowy brzmienie. Wszystkie piosenki są zrobione przez duet: od pisania tekstów, kompozycji, produkcji do masteringu. W 2019 roku EMIEE wydali debiutancką Epkę pt. „Melodies”, a cztery miesiące później, podpisali kontrakt z brytyjską wytwórnią OML Sync. Do teraz duet wydał kilka singli: „Old Vibes”, „Your Life”, „Manipulation”, Honey Bye Bye”, „Lights of the Night” i kilka remiksów. Oprócz tego są wielkimi miłośnikami kuchni włoskiej, a carbonara Michała jest najlepsza. We Włoszech lubią vibe „dolce vita”, klimat, historię, morze i słońce, którego często brakuje w Krakowie.
Założyliście duet w 2013 roku?
M: Tak, ale poznaliśmy się wcześniej, chyba w 2009 roku. To są odmęty historii. Tworzyliśmy na początku właśnie taką bardziej muzykę elektroniczną. Całość brzmiała bardziej rockowo. Współpracowaliśmy z gitarzystą, basistą i perkusistą.
D: Taki elektro rock, bo też współpracowaliśmy z muzykami, więc to był bardziej zespół, a nie duet. Perkusja była tam żywa, więc to wszystko miało trochę inną energię. Nie do końca to czuliśmy, dlatego kombinowaliśmy, żeby iść trochę w innym kierunku.
M: Całość brzmiała na pewno ostrzej i mocniej, niż to co aktualnie tworzymy. W pewnym momencie po prostu stwierdziliśmy, że i tak odpowiadamy za kompozycje we dwójkę, to postanowiliśmy spróbować sił jako duet. Od tej pory tak działamy. Z muzykami współpracujemy bardziej do występów na żywo i dopieszczamy materiał na próbach do grania na żywo.
Czyli w tym roku macie 10 jubileusz?
D: Można tak powiedzieć, nawet nie kontrolowaliśmy tego upływu czasu. Po prostu jesteśmy razem. Ale też wydaje mi się, że to dlatego, że nie żyjemy z tej muzyki. Jest to jakimś dodatkiem do naszego życia i muzyka jest dla nas bardzo ważna, ale również jesteśmy racjonalistami, więc wiadomo zależy nam na jakimś tam poziomie życia (Śmiech)
M: Niestety, tak. Ale tak to wyglądało i faktycznie od tej pory działamy jako duet. Udało nam się podpisać kontrakt z wydawcą z UK, po wydaniu pierwszej EP-ki m.in. na Spotify i innych streamingowych platformach w 2019 roku.
M: Wydaje mi się, że każdy muzyk troszeczkę dodaje od siebie części swojego ducha do utworu. Więc grając np. z muzykiem, który ma jakieś podłoże rockowe, on będzie dodawał te cząstki rockowe do piosenek. A my mamy swoje preferencje.
D: Mi się wydaje, że każdy ciągnie w swoją stronę. My między sobą też wolimy inne style muzyczne. Michał lubi elektronikę, ale zdecydowanie woli takie mocne industrialne brzmienia. I tutaj np. wydaliśmy taki kawałek „Aerozole”, na podstawie którego jest zrobiony taki darkmix i to jest bardzo w stronę tego, co Michał preferuje. Wokal był nagrany do oryginału, a potem został zmiksowany do darkmix. Ja z kolei mam głównie popowo-jazzowe DNA muzyczne i to takie oldschoole z lat 60. Frank Sinatra, Elvis Presley, po prostu uwielbiam śpiewać takie rzeczy. We mnie to cały czas gdzieś tam siedzi, więc ten wokal jest taki bardziej melancholijny.
M: My się śmiejemy nawet, że ta nasza muzyka to są lata 90-te. Daga ma taki typowo melancholijny, bardzo spokojny wokal i ciężko było go wpasować do bardziej rockowych brzmień. Czasami po prostu nie siedziało i stwierdziliśmy, że wolimy mieć większą kontrolę nad tym jak te utwory brzmią i jaka jest ich finalna wersja, niż tworzyć coś, co nam do końca nie odpowiada. Nie ukrywam, że nam jest dużo prościej tworzyć muzykę we dwójkę, kiedy mamy studio w domu. To jest kwestia tylko przejścia do innego pokoju, kiedy ktoś wpada na jakiś pomysł i przenosimy to na kompozycję, tworzymy jakieś schematy, jakiś szkielet utworu. Z reguły Daga ma pomysł na melodię wokalu, potem dodaje do tego tekst na harmonię i potem dodajemy tę warstwę. Ale w momencie, kiedy mamy na to chwilę i nam jest dużo łatwiej zrobić we dwójkę w warunkach domowego studia, niż byśmy musieli się spotkać w 5-6 osób i każdy w ramach swojego czasu i możliwości dodawał tą swoją cegiełkę od siebie. Sprawdza się nam akurat taka forma. I wydaje mi się, że taka wypadkowa jest najbardziej odpowiednia pod kątem naszego muzycznego klimatu.
Zastanawialiście się kiedyś nad tym, jak wyglądają Wasi odbiorcy?
M: Wydaje mi się, że to jest muzyka, która czerpie pełnymi garściami. Jest to muzyka elektroniczna, ale ma dużo domieszek pop i synthpop. Czasami gitary są nieco mocniejsze, dosyć mocno przesterowane, cięższe, czasami idziemy w klimat lat 80-tych, tworzymy taki vaporwave, więc wydaje mi się że nas słuchają ludzie, którzy są otwarci.
D: Ja teraz sobie wyobraziłam taką osobę, która mogłaby być naszym fanem. Szczerze, nigdy nie patrzyliśmy pod tym kątem, chociaż możliwe, że powinniśmy. Jak widzę takiego fana, to wydaje mi się, że jest to osoba, która nie ma idola, która nie jest wiernym fanem. Np. jak nastolatki szaleją za jednym wykonawcą. Na odwrót, to są osoby, które lubią muzykę, które lubią słuchać muzykę i posłuchają różnych gatunków. Ale też jak ktoś powie o muzyce synthpopowej, to przypomni się im nasz zespół.
M: Mamy tak duży rozstrzał, jeżeli chodzi o nasze piosenki, że ciężko byłoby je w ogóle zmieścić na jednej płycie. One są bardzo od siebie odmienne pod względem klimatu, więc osoba, która nas słucha, musi być przygotowana na to, że mamy bardzo popowe piosenki, jak np. „Sigma” albo „Old vibes”, a już „Manipulation” wchodzi w klimaty elektroniki. Skaczemy z klimatu na klimat. Znudziłoby nas to, gdybyśmy się zamknęli tylko na jeden gatunek muzyczny.
Już macie dość długi staż muzyczny, więc jak wygląda polski rynek muzyczny z Waszej perspektywy?
D: Śpiewam po angielsku i nasza muzyka jest częściej puszczana za granicą. Być może z racji tego, że śpiewam po angielsku, też nie mogę tego wykluczyć. Ale wydaje mi się, że jednak ta muzyka elektroniczna na przestrzeni może ostatnich 5 lat jest coraz bardziej obecna na rynku polskim.
M: Generalnie Polska stoi rockiem, jazzem i bluesem. Występowaliśmy na kilku festiwalach, bądź konkursach muzycznych, gdzie faktycznie rozstrzał muzyki był różny, jeżeli chodzi o wykonawców, ale i tak dominowały rock i blues. Więc jeżeli chodzi o elektronikę, to jest tutaj ciężko, ale jeżeli chodzi o synthpop, to mamy dużo większy odbiór na Zachodzie, UK i Włochy. Ale nas tez zaskoczyło to że np., myśleliśmy, że w Niemczech ten odbiór elektroniki jest lepszy, a okazało się że funku. Dużo jest produkcji niemieckiej, ale mam wrażenie, że sami Niemcy tej elektroniki nie szukają. Rozmawialiśmy niedawno z takim zespołem ukraińskim, który próbował się promować w Niemczech, jeżeli chodzi o elektronikę i mieli z tym duże problemy. Ogólnie widzimy taką tendencję, że dużo elektroniki jest obecnej na Zachodzie UK, Włochy, Francja, USA. Mieliśmy dużo odsłuchań też w Brazylii, Czechach. Ale zdecydowanie Polska rockiem stoi i to jest już takie tradycyjnie charakterystyczne dla naszego kraju. Więc tak to wygląda. W Polsce jest dużo fajnych twórców muzyki elektronicznej, a jeżeli chodzi o odbiór to zdecydowanie ludzie wolą rock. Graliśmy na Emergency Festival. Poznaliśmy tam właśnie muzyków z różnych zespołów, grających elektronikę i to był chyba jedyny taki przypadek, gdzie mieliśmy właśnie do czynienia z ludźmi tworzącymi muzykę elektroniczną.
D: My dopiero teraz de facto, zabrzmi to dziwnie, bo upłynęło tyle lat, wiemy jak ta muzyka ma wyglądać i co chcemy pokazać. I teraz zabieramy się za nią, można tak powiedzieć, na serio. Przez cały ten czas dopracowywaliśmy, jak to powinno wyglądać, jak my się z tym czujemy. Wcześniej ulegaliśmy wpływom, bo ktoś nam powiedział, że fajnie by było, jakby więcej było po polsku. Coś tam stworzyliśmy po polsku, ale nie czuliśmy się z tym dobrze.
M: Przez wiele lat szukaliśmy własnego stylu i bycia zgodnym ze swoją własną natura, jeżeli chodzi o muzykę. Zrozumieliśmy, że nie koniecznie to musi się podobać wszystkim, bo robi się wtedy z tego troszkę popelina. Ten cały czas skupialiśmy się na kwestii projektu studyjnego, póki nie znaleźliśmy własnego klimatu. Stąd właśnie rezygnacja z grania z muzykami sesyjnymi.
Przeglądając Waszą dyskografię nie da się nie zwrócić uwagi na dominującą czerwień.
M: Pracowałem kiedyś z taką bardzo fajną fotografką Sylwią Ł. i zastanawialiśmy się nad stylistyką sesji, w jakim klimacie tą sesję utrzymać. Pojawił się temat koloru czerwonego, czarnego i złotego, ponieważ wydaje mi się że to są najciekawsze i najbardziej niepokojące połączenia. Z jednej strony mroczne, ale przyciągające uwagę i bardzo klasyczne. Uzgodniliśmy z Sylwią, że w tym kierunku sesja będzie prowadzona.
D: Zwłaszcza, że Sylwia jest fotografką studyjną i jej fotografia jest bardziej portretowa. Tak jak patrzyliśmy ona ma takie ciągoty trochę gotyckie, ale te jej portrety często są ikonograficzne. I te czerwone i złote motywy wiążę właśnie z tymi ikonami. Prawda w historii ikony były też błękity itd. Generalnie widzieliśmy jej portfolio i nam się mega spodobało. Tutaj chodzi bardziej o estetykę niż jakiś wymiar symboliczny, ponieważ raczej nie siedzimy w symbolice.
M: Generalnie zależało nam na sesji zdjęciowej, która będzie neutralna pod względem przekazu, ale żeby stylistyka była dosyć przykuwającą uwagę. Z racji tego oddaliśmy się w ręce Sylwii i jeszcze Magdy P., która się zajmowała naszą stylizacją. Oddaliśmy się w ręce profesjonalistów.
Jak powstał teledysk „Honey, bye, bye”?
M: Szczerze to szukaliśmy jakiegoś motywu, który można by było powiązać z tekstem. Tam są takie słowa, jak „ja Ciebie opuszczam”, „rób co chcesz”, „mam Ciebie dość” mniej więcej w takim uproszczeniu. Całość miała być komiczna i trochę przyciągająca uwagę, ale też szukaliśmy czegoś, co jesteśmy sami w stanie zrealizować. Przegrzebaliśmy garderobę i okazało się, że mamy płaszcze szpiegowskie i zorganizowaliśmy resztę rekwizytu. No i pomyśleliśmy, że faktycznie, skoro piosenka jest o „Honey, bye, bye”, czyli pożegnaniu się z kimś, no to będziemy szukać takich możliwości zarówno pozbycia się tej osoby – wybuchająca maskotka, a z drugiej strony elementy szpiegowania tej drugiej osoby, czy kontrolowania tej drugiej osoby, trochę taki toxic.
D: Bo na ludziach często ciążą takie układy, taki revenge toxic. Skoro nie robię tutaj improwizacji wokalnych na samych dźwiękach, więc potrzebuję mieć jakiś tekst, który zawsze mniej więcej musi mieć jakiś sens. Nie dopatrujemy się i nie szukamy jakiejś głębszej symboliki, ale gdzieś jakiś sens musimy zachować skoro chcemy mieć wokal w piosenkach.
M: Staramy się unikać symboliki, która by nam nie odpowiadała ze względu na nasze wewnętrzne przekonania. Na pewno nie chcemy wiązać naszej muzyki z jakąś funkcjonującą ideologią. Mieliśmy propozycję nagrywania jakichś teledysków, gdzie częścią fabuły byłyby narkotyki, to jest też coś, co nam się nie podoba. A „Honey bye, bye” miał być przede wszystkim śmieszny, trochę taki slapstickowy, nawiązujący do tekstu i podobnie zrytmizowany jeżeli chodzi o akcję.
A „Manipulation”?
M: „Manipulation” było podczas pandemii i było próbą zrobienia klipu, który nawiązywałby troszeczkę do stylu bliesnera i lat 70-tych. Troszkę taki romantic, ale z takim też dziwnym klimatem. Właśnie taki vaporwave. Są tam tłumaczenia po japońsku. Mieliśmy tłumaczkę z Japonii, która przetłumaczyła cały tekst na japoński i te znaki, które się tam pojawiają to jest tekst piosenki po japońsku.
D: Natomiast tu chodziło o wymiar estetyczny. A co do przesłania piosenki, to generalnie jak piszę teksty, nie są one żadnym odzwierciedleniem moich doświadczeń życiowych. Bardziej reakcje emocjonalne w różnych sytuacjach, ale nie są to dokładnie kalki sytuacyjne. Jestem na pewno dosyć uwrażliwioną osobą i mogę się wczuć w klimat, lubię słuchać innych ludzi, więc może czerpię trochę z doświadczeń. Ale tak, głównie świat emocji mnie interesuje, jeśli chodzi o pisanie muzyki. Natomiast często piszę o takich powikłaniach emocjonalnych między ludźmi. „Manipulation” ma takie przesłanie właśnie, że osoba z jednej strony się żegna z kimś, a z innej strony jest tak przywiązania i zmanipulowana, że nie wyobraża sobie życia bez obecności tej drugiej osoby. Szczerze to miałabym teraz przeczytać ten tekst, żeby dokładnie o tym opowiedzieć, dlatego że dla mnie słowa w piosenkach są totalnie bocznym torem, dlatego że rytmika tekstu jest nośnikiem melodii. Dla mnie zawsze pierwsza jest muzyka, harmonia łączenia akordów, melodia wokalu, a później jakby wpada jakiś temat, więc nie czuje się w ogóle tekściarzem.
Cała Wasza dyskografia jest w języku angielskim, oprócz singla „Aerozole”.
M: To był właściwie taki dziwny eksperyment. Wydaliśmy pierwszą piosenkę po polsku i ona się dosyć fajnie przyjęła. Oczywiście był problem z promocją jej na Zachodzie, ale w Polsce dosyć dobrze się przyjęła. Dla mnie na przykład to było wyzwanie, jeżeli chodzi o próbkę wokalu. Zupełnie inaczej obrabia się wokal angielskojęzyczny, ponieważ polski jest bardzo szeleszczącym językiem. Ale było to fajne, chcieliśmy zrobić coś innego. Ten sam duet, ci sami ludzie, ale utwór brzmi zupełnie inaczej, nawet ten głos jest zupełnie inny. Zastanawialiśmy się nad wersją angielskojęzyczną tego utworu, ale w końcu odpuściliśmy, bo wolimy stworzyć coś innego. Z drugiej strony wydaje mi się, że angielskojęzyczny tekst by zabił klimat tego pierwowzoru.
D: Właśnie to jest ciekawe, że niby jest ten sam skład brzmień, których używamy, ten sam wokal, ale w innym języku to brzmi całkiem inaczej. Nie wykluczamy, że będzie więcej piosenek w naszym ojczystym języku, natomiast wychowałam się na zachodnich wykonawcach. Jak byłam dzieckiem i nie wiedziałam o czym śpiewają, to zaczęłam po prostu sama się uczyć angielskiego, żeby zrozumieć. Cały czas siedzę w tekstach anglojęzycznych, nie uważam się za wybitnego tekściarza anglojęzycznego i native`a, ale po prostu ta melodia jest dla mnie dużo bardziej naturalna. Chociaż możliwe, że dlatego, że scena generalnie jest zdominowana przez język angielski.
M: Ja mam wrażenie, że są takie gatunki muzyczne, które się dużo lepiej trzymają pewnego języka. Jest ten język bardziej charakterystyczny dla konkretnego gatunku muzycznego. Angielski lepiej się wpasowuje w klimat madeelektroniki, niż polski.
Słyszałam, że planujecie publikację nowego singla.
M: „Meduza” jest naszą najnowszą piosenką, ale teraz troszeczkę opóźniamy premierę, bo szukamy wytwórni, która mogłaby się nią zainteresować. Piosenka jest inspirowana latami 80-tymi, zarówno jeżeli chodzi o wykorzystanie syntezatorów, jak i dzwony rurowe. Troszeczkę utwór ma taką pompatyczność od strony instrumentalnej. Momentami jest cięższy ze względu na obecność gitar rytmicznych, które są dosyć mocno przesterowane. Tekst jest po angielsku. I opowiada o…
D: Znowu tutaj wchodzimy w sferę emocji. Najpierw był tekst, a później zastanawialiśmy się nad tytułem. Tekst jest o człowieku w dorosłym życiu, który nie potrafi sobie znaleźć miejsca i wytłumaczyć różnych sytuacji życiowych, dlatego że miał taki dosyć spory deficyt emocjonalny w dzieciństwie np. pod wpływem tyranicznych rodziców, despotycznego wujka, jakichś innych toksycznych relacji. I nie potrafi rozpoznać intencji człowieka, z którym się spotyka już w dorosłym życiu, nie potrafi się jakoś tak rozeznać. Ta spuścizna z dzieciństwa, deficyt emocjonalny i dramaty wewnętrzne mają wpływ na jego późniejsze wybory życiowe. Dopiero później zastanawialiśmy się nad tytułem i pomyślałam, że jest właśnie takie stworzenie jak meduza, która wytwarza tą chmurę toksyczną, albo jakiś tam jad. I tak sobie myślę, że faktycznie tacy ludzie potrafią być takimi meduzami. Co ciekawe meduza działa na odległość, a toksyny ludzkie mogą działać nie tylko w przestrzeni, ale długofalowo w czasie. Ta tematyka jest po prostu taką ludzką tematyką. Każdy z nas żyje w świecie emocji i każdy z nas obraca się wśród ludzi, a te relacje mają znaczący wpływ. Zainspirowaliśmy się Mikem Oldfieldem i jego serią „Tubular Bells”, wykorzystaliśmy nawet taki instrument, bo też kiedyś bardzo lubiłam słuchać początków „new age music”.
M: Mieliśmy kilka pomysłów na teledysk. Bardzo nam się podobają takie formy abstrakcyjne, nie fabularyzowane, na zasadzie obrazu. Czyli efekt bardziej wizualny, a nie scenariuszowy. Natomiast cały czas się zastanawiamy, jakie efekty chcielibyśmy uzyskać i czy może będziemy nagrywać go sami czy z czyjąś pomocą. Czy pójdziemy w takie bardziej mroczne klimaty, czy totalnie nie związane z tekstem. Bardzo nam się też podobają takie zabiegi, gdzie fabuła piosenki, czyli ta warstwa tekstowa mówi o czymś, a obraz jest całkiem inny. Troszkę go uzupełnia, ale nie w stu procentach. Zastanawialiśmy się też nad wykorzystaniem sztucznej inteligencji i możliwości kreowania przez nią jakichś obrazów na podstawie tekstu. Właśnie okładka została zaprojektowana przez AI i wyszła super.
Jakie macie stanowisko wobec współpracy z innymi artystami?
M: Mamy teraz kontakt z zespołem z Ukrainy, też duet Velür, aczkolwiek oni teraz przebywają w Niemczech. Planujemy taką mini-trasę koncertową w Polsce. Myśleliśmy o Krakowie, Katowicach, Poznaniu, Warszawie, Łodzi, czyli tam gdzie odbiór muzyki elektronicznej jest widoczny. Jest to na razie w bardzo wczesnych planach i jesteśmy na etapie rozmawiania z klubami w Polsce. Velür właśnie ma taki sam setup jak my. A jeżeli ogólnie, to jesteśmy jak najbardziej otwarci na jakieś propozycje, wspólne granie, uzupełnianie się, supportowanie itd.
Piwo wygrało na Legii


Piwo wygrało na Legii
Podobnie jak na jesień przez Warszawski Festiwal przewinęło się ponad 17 000 gości w tym wielu z zagranicy.
Ponad 100 wystawców nie tylko piwowarów. Od kilku już edycji stałym elementem krajobrazu festiwalu są stoiska z miodami, cydrami i regionalną i egzotyczną żywnością.
Ponad 1200 różnych piw, reprezentujących wszystkie style, gatunki oraz coraz więcej krajów Europy. W tym roku do wystawców z Belgii, Niemiec mieliśmy okazję zakosztować produkty francuskiej piwowarstwa kraftowego. A przede wszystkim smaki, radość i zabawa, którą nie da się przeliczyć na żadną miarę.
Festiwal ledwo się skończył a my niecierpliwie czekamy na termin kolejnej, 16 edycji.
W galerii zdjęcia z 15 Warszawskiego Festiwalu Piwa.
Na zdjęciach publiczność, zabawa i załogi najlepszych polskich browarów kraftowych, m.in: Pinta, Palatum, Przetwórnia Chmielu i wielu innych.
Beerweek Festival
Chmielaki Krasnostawskie
Wywiad z Kamilem i Julią z zespołu Planety


"Na pierwszą płytę to się chyba czeka całe życie".
Planety to młody „pandemiczny” zespół ze Zduńskiej Woli. Ich muzyka to delikatny alternatywny pop z elementami folku i jazzu. Niedawno udało im się spełnić jedno ze swoich największych marzeń, czyli nagranie debiutanckiej płyty pod tytułem „W poszukiwaniu zagubionego świata”. Na krążku znalazło się 11 utworów o poszukiwaniu sensu, swojego miejsca w świecie i czerpania z niego radości pomimo wielkiego nim rozczarowania. Album posiada znamiona albumu koncepcyjnego, w którym motywy muzyczne i tekstowe przewijają się przez wszystkie utwory, tworząc kompletną historię. W skład zespołu wchodzi: Julia Wojtaszek – śpiew, flet, Kamil Kaczmarek – gitary, śpiew, teksty, Marcin Jagiełło – instr. klawiszowe, Mateusz Klinger – bas, Patryk Sowała – perkusja.
Porozmawialiśmy z Julią i Kamilem na temat ich pierwszej płyty „W poszukiwaniu zagubionego świata”, a również oczekiwaniach, planach i marzeniach:
Julio, jak Ci się udaje łączyć dwie zupełnie różne dziedziny swojego życia?
J: Myślę, że to wcale nie jest takie trudne, bo to są dwie różne dziedziny. Generalnie to są po prostu takie rzeczy, w których mogę zobaczyć coś innego, odczuwać inne emocje, więc to też jest fajne. A jeżeli chodzi o godzenie, to nauka jednak jest moim obowiązkiem, póki co muszę to godzić. Później się zobaczy jak to będzie. Chemia jest takim kierunkiem, którym można się bawić. W laboratorium robię nowe rzeczy to jest zupełnie co innego, a muzyka jest czymś takim, gdzie mogę się oderwać od rzeczywistości.
Kamil, to właśnie Ty odpowiadasz za te wszystkie poetyckie teksty. Skąd czerpiesz inspiracje na taką magię słów?
K: Czy są poetyckie to nie wiem. Staram się, żeby nie były prostackie, nie mylić z proste, bo proste to akurat zaleta, najważniejsze żeby nie były o niczym. Uważam, że można w bardzo ładny i skomplikowany sposób mówić o rzeczach bardzo prostych i można też w bardzo prosty sposób mówić o rzeczach skomplikowanych. Ogólnie piszę teksty bardzo długo i jestem dla siebie bardzo surowy w tej materii. Jeden tekst potrafię poprawiać wiele razy zanim będę z niego zadowolony, a jeśli mi się nie uda to go po prostu wyrzucam do kosza. Mam wiele zeszytów z tekstami, z których nie jestem zadowolony i nigdy się piosenkami nie staną.
Może tak całkiem do kosza to nie…
K: No tak się zdarza, bo czasami jest tekst, który leży dwa lata i czegoś mu brakuje i nagle to jedno słowo, które wszystko zmienia, którego szukałem wpadnie do głowy w najmniej oczekiwanym momencie. Tak było np. z piosenką „Niepogoda”, długo mnie męczyła, a wers, którego mi brakowało-czyli początek refrenu „Marznący wiatr nasila się Zapowiada nam niepogodę” wpadł mi do głowy, kiedy odkurzałem. Wtedy natychmiast przerywa się cokolwiek się robi i biegnie się zapisać pomysł.
W swojej twórczości łączycie różne gatunki jak np. pop, który się uważa za muzykę bardziej dla każdego i jazzowe brzmienia, których grono odbiorców jest znacznie mniejsze.
K: Na pewno nie jest to zamierzone działanie. Przede wszystkim chcemy, żeby ta muzyka podobała się nam, a jak podoba się nam to znaczy, że może jeszcze komuś się spodoba. Mamy bardzo różne gusta muzyczne w zespole. Kiedyś tak rozmawialiśmy o tym i próbowaliśmy znaleźć takiego artystę, którego słuchamy wszyscy i nie ma takiego. Najbliżej tam właśnie w okolice popowo-funkujące. Pewnie wszyscy jesteśmy w stanie wymienić Bruno Marsa, albo Johna Mayera, ale ogólnie słuchamy bardzo różnej muzyki. To co jeden uważa za swoich idoli, dla innych jest w ogóle nie do przełknięcia. Ja np. bardzo się inspiruję taką starą muzyką rockową z lat 60-tych, a wiem, że reszta nie podziela tej mojej pasji do Dylana i Beatlesów. Ogólnie wydaje mi się, że mam starą duszę, na to wygląda. To jest muzyka, która powstała długo przed tym zanim ja się urodziłem. W sumie to jest muzyka, która powstawała kiedy rodzili się moi rodzice. Nie wiem skąd takie zamiłowania, ale coś bardzo mi się w tym podoba. Wydaje mi się, że cecha, która łączy nas wszystkich to to, że jesteśmy melodystami. Że uważamy, że melodia to jest jakiś najważniejszy nośnik muzyki. Nie szukamy jakichś skomplikowanych podziałów rytmicznych itd, a po prostu piszemy piosenki, które mają nośną melodię, którą można łatwo powtórzyć, a cała reszta harmoniczna to jest wypadkowa naszych gustów. Najbardziej jazzującym z nas jest nasz klawiszowiec Marcin. Myślę, że to słychać. On jest fanem takiej muzyki i bardzo dobrym pianistą. Wykorzystujemy z premedytacją jego umiejętności.
Julio, a Ty mogłabyś wymienić jakichś swoich muzycznych idoli?
J:Ja bardziej słucham muzyki takiej, która jest teraz gdzieś tam w modzie. Rzadko wracam do takich klasyków, chociaż się zdarza. U mnie to na pewno Mela Koteluk, Dawid Podsiadło, Sanah, czyli najbardziej popularni teraz artyści.
K: Nie bez powodu popularni.
J: No i słucham w ogóle wszystkiego. Jak by ktoś się mnie zapytał, czego ja słucham, to chyba nie byłoby takiego gatunku muzycznego, którego nie przełknę. Chyba, że disco polo, ale do tego lubię się pobawić, więc nie jest też źle. No tak jak mówię, tych trzech artystów, na pewno, a reszty też chętnie posłucham, ale mniej.
Ostatnio wypuściliście swoją pierwszą płytę. Pracowaliście nad nią cały rok, tak?
K: Nawet dłużej. Zależy, który moment przyjąć za początek pracy nad płytą. Wiadomo, że utwory na pierwszą płytę powstają bardzo długo. Tak naprawdę wybierane są najlepsze rzeczy z przeciągu kilku lat od kiedy zespół istnieje. Przed wydaniem płyty graliśmy ze sobą 2 lata. Jesteśmy zespołem pandemicznym.
J: Jak Covid się zaczął, to my zaczęliśmy, więc łatwo to policzyć.
K: Więc nie graliśmy żadnych koncertów z publicznością, bo bie było wolno i graliśmy same takie online`owe rzeczy w różnych miastach. Więc to dwa lata razem z pisaniem piosenek. A tak na poważnie rok temu stwierdziliśmy, że nagramy płytę. Też jesteśmy trochę w rozjazdach i nagrywaliśmy ją na raty. Najpierw nagraliśmy bębny. Poszliśmy tam wszyscy i graliśmy w studio razem, ale z planem rejestracji tylko bębnów bo na więcej nie było warunków i tak po troszku dogrywaliśmy co tam się dało. Moim zdaniem wyszło to na plus, bo pewne rzeczy można było przemyśleć i zmienić. Nie było to takie „O, nagramy” i jest gotowe, a później byśmy słuchali i zastanawiali się, że może można było coś tu zrobić inaczej. Chociaż pewnie zaaaawsze jest takie coś. Przychodzą nowe pomysły i można zrobić inaczej. Ale wielu ludzi mądrzejszych od nas i bardziej doświadczonych mówi, że lepsze jest wrogiem dobrego, i że nie wolno myśleć w ten sposób, żeby poprawiać w nieskończoność. Ogólnie jesteśmy zadowoleni z efektu. To był ciężki, ale dobry rok.
Chyba o wiele lepszy od tych pandemicznych…
K: No zdecydowanie lepszy. Mogliśmy w końcu pokazać się na żywo jakiejś szerszej publiczności w kilku miejscach. I to jest bardzo fajne grać muzykę na żywo i chcielibyśmy grać jak najwięcej, a to nie jest łatwe.
J: Chociaż ten rok pandemiczny mimo wszystko wyszedł dla nas na dobre, bo dużo graliśmy takich online`owych rzeczy. Wtedy też wygraliśmy festiwal Garaże i graliśmy w Narodowym Centrum Polskiej Piosenki w Opolu. Więc też się trochę działo dobrego, ale wiadomo, że lepiej gdzieś się pokazać na żywo i mieć kontakt z naszymi odbiorcami.
K: Bardzo chętnie przyjedziemy w każde miejsce w Polsce.
Jak byście porównali doświadczenia z nagrań studyjnych i występów na żywo?
J: Ja na pewno powiem tyle, że zawsze jak kliknęliśmy przycisk do nagrywania to gdzieś tam się bardziej stresowałam i było to dla mnie bardziej ograniczające. Jak gramy koncerty, to po tej pierwszej piosence już ten stres mija i mogę już, tak powiem poetycko, rozwinąć skrzydła.
K: Granie na żywo jest bardziej emocjonalne i za każdym razem te piosenki wychodzą trochę inaczej, też inne solówki się tam pojawiają. Ta jazzująca część naszej muzyki pozwala nam na taką improwizację w formie. Rzeczywiście jest coś takiego, jak klątwa czerwonej lampki, że w tym studio nagle wszystko jest inaczej.
J: Można śpiewać i się nie pomylić, grać i się nie pomylić, a jak się kliknie ten czerwony guziczek wszystko nagle gdzieś tam siada.
K: Nie wiemy, może to nie jest tak, że wtedy gorzej wychodzi, tylko bardziej się skupiamy na tym, żeby było idealnie. Na koncercie zwraca się mniej uwagi, kiedy palec się omsknie czy gardło na chwile uschnie. Przede wszystkim liczy się całość tego przekazu, a jednak jak się nagrywa to każdy koncentruje się tylko na tym swoim elemencie. Jedna i druga rzecz jest bardzo przyjemna. Osobiście ja lubię siedzieć w studiu. Powoli też przymierzamy się do nagrywania nowego materiału. Tak wstępnie, bo on dopiero powstaje, ale takie rybki trzeba już powoli nagrywać.
Jak się czuliście, albo może wciąż się czujecie po tym jak już było wiadomo, że wszystko jest gotowe do wypuszczenia waszego pierwszego albumu w świat?
K: Ja byłem bardzo podekscytowany. Na pierwszą płytę to się chyba czeka całe życie. Jak ktoś sobie założył dawno temu, że chce po prostu grać muzykę, a w moim przypadku to się stało bardzo wcześnie. Swój pierwszy zespół z kolegami założyłem w szkole podstawowej. Było ich mnóstwo, wiadomo były to szczeniackie zespoły i wybryki i o różną muzykę się otarłem. No ale zawsze gdzieś z tyłu głowy było, żeby w końcu nagrać tę płytę. To jest jakby zwieńczenie bardzo ciężkiej pracy. Jak zaczęliśmy grać z Planetami, po raz pierwszy miałem takie wrażenie, że w końcu wszystkim zależy tak jak mnie, i że to wyjdzie. Jakoś złapaliśmy taką energię, no i wyszło. Jestem podekscytowany. Tym bardziej lubię słuchać tej płyty. Wielu muzyków mówi, że oni nie słuchają swojej muzyki, bo już się jej nasłuchali jak tworzyli. To jest dla mnie trochę dziwne, bo to jest jakby kucharz ugotował danie i nie chciał go jeść. To jest takie trochę okłamywanie tych ludzi, bo dlaczego, bo nie smakuje Ci? Nie rozumiem tego, ja bardzo lubię słuchać tej płyty.
Jaka piosenka z albumu jest osobiście waszą faworytką?
K: Tylko jedna? Chyba nie mam. Te piosenki są ułożone nieprzypadkowo na tej płycie. Staraliśmy się, żeby one opowiadały całą historię i wydaje mi się, że ta płyta najlepiej smakuje, jak słucha się jej od początku do końca. Dla wprawnych słuchaczy są poukrywane tam pewne motywy, które się powtarzają w różnych piosenkach. To taka melodyczna zagadka. Szukajcie. Ona jakby cała tworzy 48-minutową piosenkę w 11 rozdziałach. Te motywy są dobrze ukryte. Akurat 2 marca miała 50 rocznicę powstania piękna i chyba pierwsza prawdziwa płyta koncepcyjna „The Dark Side of the Moon” zespołu Pink Floyd. I ona też tak była napisana. Chociaż możliwe, że nie pierwsza, bo pierwszą była chyba Sgt. Pepper Beatlesów. Słucham właśnie takiej muzyki i bardzo mi zależało na tym, żeby troszeczkę konceptualnie do tej płyty podejść. Wiadomo, że to nie jest bardzo koncepcyjne granie, bo nieraz na tych płytach nie słychać kiedy jeden utwór się kończy a kiedy zaczyna drugi. Tutaj jest to troszkę delikatniej.
Wolicie granie dla większego czy kameralnego grona odbiorców?
J: Festiwal właśnie graliśmy online, czyli tam w ogóle nie było publiczności i to było trudne. W sensie była ale przed komputerami i telewizorami.
K: Graliśmy takie koncerty typu jakieś tam festyny czy Pociąg do Kolumny. Wydaje mi się, że duże sceny z taką publicznością, która liczy kilkaset osób to jest inna energia ogólnie. Takie koncerty gra się bardziej energetycznie i ma się ochotę grać więcej żywych piosenek, albo nawet te wolniejsze tak bardziej dynamicznie. Natomiast kameralne granie w małych miejscach skłania właśnie do trochę innej energii. Stworzenia takiego klimatu odpoczynku. Bardzo lubię jak jest taka możliwość, żeby na naszych koncertach można było usiąść. Bo wydaje mi się, że to nie do końca jest muzyka, której dobrze słucha się na stojąco. Np. nie wyobrażam sobie jechać na koncert Guns N` Roses, albo innego rockowego zespołu i siedzieć. A z drugiej strony lubię jeździć jako słuchacz na koncerty muzyki ambientowej, gdzie mogę po prostu sobie usiąść na trawie, albo się nawet położyć i zasłuchiwać się w te dźwięki. I jest inaczej. Jednak chyba wolę te małe sale.
Może się jednak zobaczymy w tym roku na jakichś scenach festiwalowych?
K: Planujemy, tylko czy festiwale planują nas zaprosić. Obecnie się staramy tylko, że brakuje nam czasu, wiedzy i umiejętności. Właśnie z tego powodu ostatnio jesteśmy bardzo zadowoleni, bo w końcu znaleźliśmy człowieka, który chce nam w tym pomóc. Miejmy nadzieję, że będzie większy odzew. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nieznanej i dobrej muzyki jest dużo i każdy chce grać na tych festiwalach. Komisje, które dopuszczają te zespoły mają nie lada orzech do zgryzienia. Ale my chcemy, zobaczymy, czy nas będą chcieli. Ogólnie plan jest taki, jak nie drzwiami to oknem. Na pewno będziemy się wszyscy starali, żeby pokazać się jak najszerszej publiczności.
Macie może jakieś wymarzone miejsce do grania?
K: Na razie mi się wydaje, że każde jest wymarzone. Bo czasami można się zaskoczyć, pojechać na jakiś duży festiwal, ale być zawiedzionym. Z innej strony, można wystąpić w jakimś małym domu kultury niedużego miasta i trafić na tak podatny grunt, że taki koncert będzie niezapomniany. Każdy pewnie by powiedział, że chce zagrać koncert na Wembley albo Stadionie Narodowym. No życzę nam tego. Gramy muzykę po polsku i tak raczej zostanie, bo ja nie potrafię tak dosłownie wyrażać tego co myślę w języku obcym.. więc Wembley odpada.
J: W języku obcym trzeba by było pisać bardziej proste te piosenki.
K: Tak. Więc raczej nasza publiczność jest polskojęzyczna. Myślę, że osobie, która po polsku nie mówi ta muzyka nie będzie się wydawała na tyle atrakcyjna bez zrozumienia tekstu. Chociaż może, no są takie przypadki, jak np. zespół Sigur Rós, który śpiewa w języku islandzkim i jest znany na całym świecie, mimo tego że nikt nie rozumie o czym oni śpiewają. Ja np. uwielbiam ich i nie wiem kiedy on śpiewa prawdziwe słowa, a kiedy robi „lalalala”.
Planujecie współprace z innymi artystami?
J: Jesteśmy otwarci
K: Bardzo chętnie. Jest wielu artystów w Polsce, którzy nas inspirują, z którymi mamy gdzieś kontakt i bardzo chętnie nagralibyśmy jakąś wspólną piosenkę. Bardzo chciałbym nagrać współpracę z Jakubem Skorupą, bardzo mnie ten człowiek ostatnio inspiruje. On teraz powolutku wypływa na szersze wody i staje się bardziej rozpoznawalnym artystą. Dostał Bestsellera Empiku za odkrycie roku. A z takich bardzo znanych gwiazd to bardzo chciałbym zaśpiewać z Edem Sheeranem.
Kateryna Shmorgun
Propozycje na lato






Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.
Ostatnie relacje
6 edycja Materia Prima 2023


6 edycja Materia Prima 2023
8 tyś sprzedanych biletów, 8 zespołów teatralnych z całego świata, 16 spektakli, 16 owacji na stojąco, 64 posty na mediach społecznościowych Teatru Groteska… To wszystko i wiele innego podczas już 6, ale pierwszej po pandemicznej edycji festiwalu Materia Prima w Krakowie.
Dobiegła końca kolejna, 6 edycja festiwalu Materia Prima. Była ona niezwykła pod wieloma względami. Po pierwsze odbyła się po dość długiej 4-letniej przerwie, spowodowanej pandemią COVID-19. Po drugie podczas tegorocznej edycji w ciągu dwunastu dni festiwalu wystąpiło 8 zespołów teatralnych, znanych na całym świecie. Prawdopodobnie największą gwiazdą był Daniele Finzi Pasca – wizjoner, reżyser, inscenizator, aktor, twórca sukcesów Cirque du Soleil. Ten artysta ma również na swoim koncie reżyserię ceremonii olimpijskich w Turynie oraz w Soczi. W Krakowie pojawił się ze swoimi aktorami po raz trzeci, prezentując najnowszy spektakl „Nuda” (po polsku „Naga”). Prawdopodobne jest również to, że zespół się pojawi ponownie za dwa lata podczas kolejnej edycji Materia Prima.
Zdjęcia z występu Compagnia Finzi Pasca „Nuda” (pol. „Naga”), fot. A. Kaczmarz
Źródło: strona na Facebooku teatru Groteska – organizatora festiwalu Materia Prima
Podczas festiwalu zaprezentowali się również: Wanted Posse, „Dance N’ Speak Easy”, Compagnie Käfig, „Vertikal”, Jacop Ahlbom Company „Vielfalt”, Sasha Waltz & Guests, „Kreatur”, Sofie Krog Teater, „The House”, Akram Khan Company, „Jungle Book reimagined” i Thick & Tight, „A Night with Thick & Tight”.
(Nie)popularny teatr formy
Niestety teatr formy nie jest tak popularny w Polsce i ustępuje pod tym względem klasycznemu rozumieniu tego rodzaju działalności artystycznej. Rada programowa składająca się z Adolfa Weltscheka, Małgorzaty Zwolińskiej oraz Wojciecha Graniczewskiego, starali się skompletować takie widowiska, które będą najbardziej wszechstronnie świadczyć o sposobie używania tego typu teatru. Różne pod względem pochodzenia, choreografii, efektów specjalnych, tematyki i idei występów, akrobatyki, światła… ale jedyny wspólny element zaoferowała im publiczność. Były to owacje na stojąco po każdym występie. „Przede wszystkim, świadczy to o tym, jak bardzo jesteśmy głodni tego innego teatru, właśnie teatru formy, który jest ponadnarodowy, pozwala się zachwycić, który zwraca uwagę na piękno plastyki, na możliwości ciała ludzkiego i pokonywania pewnych granic, które wydają nam się nie do pokonania.” – rzeczniczka festiwalu Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz.
„…teatr, wypełniony treścią po brzegi…”
Wszystkie bilety zostały wyprzedane miesiąc wcześniej. Zgodnie z tym faktem 8 tyś ludzi z różnych miejsc Polski, ale również z Czech i Niemiec, przeżyli niesamowite emocje, których już nie zapomną do końca życia. Świadczą o tym liczne komentarze, które pojawiły się na social mediach Teatru Groteska. „…niezwykły czar innej sztuki pozwolił zobaczyć świat piękna, czułości…”, „…było po królewsku i jak przystało na duże europejskie stolice…”, „W czasach teatru słowa bez treści zobaczyć teatr, wypełniony treścią po brzegi to bezcenne…”.
Wartym podkreślenia jest również to, że Materia Prima nie zaburzył zwykłej działalności teatru. W trakcie obsługiwania tak dużego i wymagającego wydarzenia, teatr Groteska nie zaprzestał swojego funkcjonowania.
– Ta edycja dowiodła, że sztuka teatru formy to jest piękny wynalazek, dlatego że to jest absolune obcowanie w sposób bezinteresowny z tym, co się nazywa estetyką. Te spektakle rzeczywiście do niczego nie namawiają, za niczym nie optują, nie wpychają nas do jakiejś ideologicznej konieczności opowiedzenia się za czymś czy przeciwko czemuś . Po prostu są autonomiczne i wymagają od nas tego, co sztuka dawać powinna, czyli możliwości przeżywania i interpretowania tak jak sobie życzymy i jak jesteśmy w stanie to robić. To jest naprawdę sztuka dla wolnych ludzi, bo możliwość interpretowania jest nieograniczona. – dyrektor naczelny i artystyczny teatru Groteska Adolf Weltschek.
Materia Prima jest festiwalem cenionym w Europie w środowisku teatru formy. Oprócz tego przyczynia się też w dużym stopniu do promocji Krakowa. Miejmy nadzieję że wkrótce będzie festiwalem cenionym i w szerokich kręgach publiczności europejskiej.
Kateryna Shmorgun
Pozostałe relacje


Wielka Parada Smoków 2023
Wielka Parada Smoków 2023 Galeria zdjęć 22. Wielkiej Parady Smoków Pierwszy upalny weekend czerwca już mamy za sobą i coraz bardziej jest odczuwany w powietrzu powiew wakacyjnej wolności. Zwykle w


Nie będzie występów na żywo, ale będzie płyta.
Wywiad z Magdaleną – wokalistką zespolu „Altermotive” – Ja bym chciała, żeby nie używać nawet takiego słowa kariera, żeby jednak ten nasz zespół był jak taki „drugi dom”. Żeby kiedy


29 Pol’and’Rock
Line-Up 29 PolandRock Festival Przedstawiamy line-up najpiękniejszego festiwalu świata. Duża scena: Apollo 440 UK – elektro-rock, big beat, techno. Carpenter Brut Metal Rock Lady Pank Legenda Polskiego Rocka Rise Of


Off-Festival 2023 – Kto zagra?
Line-Up OFF-Festival 2023 Piątek – 4.08 Scena Główna Perlage: Pusha T (USA) – RAP.OFF! (USA) – Hardcore’owa supergrupa z LA.Kokoroko (UK) – Afrobeat, smooth jazz.Rat Kru (PL) – Dance Scena Leśna:


Premiera pierwszego singla zespołu Heima
Pierwszy singiel zespołu Heima Już 10 maja pojawi się pierwszy singiel „Wszystkie najgorsze slowa” zespołu Heima, promujący ich drugą płytę. Heima, czyli kto? Heima to łódzki zespół działający od


Wywiad z założycielami duetu EMIEE
EMIEE to polski duet grający muzykę popowo-elektroniczną, który powstał w 2013 roku w Krakowie. Tworzą go Dagmara Zapart, która jest wokalistką i autorką tekstów oraz Michał Zapart – producent. Duet
Kraft – Mamy się czym pochwalić


Kraft – Mamy się czym pochwalić
Wywiad z Pawłem Leszczyńskim.
Tuż przed rozpoczęciem XV Warszawskiego Festiwalu Piwa FuninPoland porozmawiał z jego twórcą i animatorem – Pawłem Leszczyńskim.
Paweł, za nami 14-sta edycja Warszawskiego Festiwalu Piwa, która pod względem frekwencji pobiła rekord, od czasu otworzenia się imprez po pandemii – ponad 17 000 ludzi przewinęło się przez stadion Legii, w tym coraz więcej gości z zagranicy i to takich, którzy przyjechali tylko na festiwal. Czy taki od początku był wasz cel?
Nie do końca. Na samym początku baliśmy się trochę zaprezentować to od czego zaczynaliśmy. Festiwal rozwijał się równolegle z polskimi browarami a początki piwa rzemieślniczego w Polsce też nie były jakieś super. Te nasze pierwsze festiwale, trzeba przyznać, to była jedna wielka improwizacja. Uczyliśmy się podobnie jak sami piwowarzy. Byliśmy mocno zafascynowani tym, co się dzieje za granicą. Jeździliśmy dużo na inne imprezy żeby podejrzeć jak to robią inni, w jakich formułach takie festiwale się odbywają, ale potem i tak wiele rzeczy musieliśmy wymyślać sami.
Jak z tej perspektywy czasowej byś określił punkt w jakim jesteście? Jak Warszawski Festiwal Piwa wygląda dziś w porównaniu do tego co widziałeś za zagranicą?
Nie chcę porównywać do tego co było wcześniej ale może porównam do tego co jest w tej chwili.
Myślę, że jesteśmy dziś jednym z najlepszych piwnych imprez w Europie. Nieskromnie powiem, że nie znam tak dużej imprezy, która byłaby lepsza. Osobiście bardzo cenię małe imprezy, klimatyczne, ekskluzywne o których w ogóle mało kto słyszał.
Natomiast co do naszego festiwalu, to chcieliśmy go od samego początku stworzyć jako coś wyjątkowego, żeby tu były rzeczy których jeszcze nikt nigdzie nie przeżył. By była tu atmosfera jakiej jeszcze nie było. By wrócić z takiego festiwalu i opowiadać – “Wow, byłem w saunie na stadionie Legii, piłem piwo wymrażane, jadłem takie niesamowite rzeczy jakich jeszcze nie jadłem”
Żeby to było przeżycie, żeby to była magia. Myślę, że udało nam się stworzyć unikalną imprezę którą trudno porównywać do tego co jest za granicą, bo też nasz rynek piw kraftowych zrobił ogromny skok jakościowy.
Były na Warszawskim Festiwalu browary z różnych krajów; tej wiosny przyjedzie aż 5 z Francji. Skąd i dlaczego ten kierunek?
We Francji jest grubo ponad tysiąc browarów, czyli dużo więcej niż w Polsce. Większość z nich to są małe lub bardzo małe browary o różnym stopniu jakości. Trudno tam znaleźć naprawdę dobry kraft. Teraz zgłosiło się do nas Stowarzyszenie, które chce promować francuskie piwowarstwo za granicą. Im bardzo zależało aby pokazać to co potrafią – w Polsce, właśnie w Warszawie. To jest 5 różnych browarów, każdy reprezentuje coś innego. Ja nie chcę mówić, że się znam na francuskiej scenie piwnej ale myślę że taka wizyta będzie z korzyścią i dla nich i dla nas. Będziemy mieli okazję poznać nowe rzeczy a z drugiej strony możliwość pokazania się.
Festiwal doczekał się swojej renomy, jak wspomnieliśmy ubiegłoroczny był rekordowy pod względem publiczności, przyjeżdżają na niego specjalnie fani kraftów nie tylko z całej Europy, a wciąż chcecie promować go za granicą.
Wydaje nam się, że to jest bardzo potrzebne. To jest kilka kwestii. Z jednej strony jak już wspomnieliśmy mamy się już czym pochwalić a z drugiej, o czym też mówiłem, praca nad wizerunkiem i promocją – to jest proces ciągły. Coś co musi trwać cały czas. Wreszcie chcemy też naszym browarom pomóc pokazać się na zewnątrz. Dać im możliwość dodatkowej promocji, reklamy, poprzez takie bezpośrednie spotkania. Chyba w żadnej innej branży takie bezpośrednie spotkania, relacje nie są tak ważne jak w świecie piw kraftowych. Zresztą nie tylko piw, bo jak wiadomo otworzyliśmy się na świat cydrów, miodów, pośrednio regionalnej gastronomi. W sumie nie chodzi tylko o piwo, ale o nas. O browarników, tych pasjonatów, publiczność, by sprzedać w ten sposób całą kulturę, którą żeśmy wszyscy stworzyli.
Czy to nie jest tak, że większość tych zagranicznych festiwali skupia się tylko i wyłącznie na piwie, a Warszawski Festiwal właśnie robi coś innego.
To jest dosyć różnie bo spotkałem też takie, które mają dość dużo innych imprez towarzyszących. Na przykład w Portugalii jest festiwal w którym jest jedna wielka impreza uliczna. Tam didżej gra na krużgankach kościoła co u nas byłoby nie do pomyślenia.
Ale myślę że my mając jedne z najlepszych piw na świecie, wykształconą i dojrzałą całą otoczkę, kulturę piwną staramy się brać i przedstawiać to co jest najfajniejsze. Całą tą inkluzywność, to że się bawimy razem, rozmawiamy i chcemy dzielić się fajnymi rzeczami.
Wybieramy produkty które mają jakąś historię, duszę czyli wszystko to co jest związane z pracą rąk ludzkich czyli szeroko rozumiane rzemiosło. Dlatego nam, browarnikom kraftowym, tak blisko jest do innych rzemieślników – tych którzy robią miody, cydry, sery, tekstylia i wiele innych wspaniałych rzeczy.
Mamy wrażenie, że już doszliśmy do takiego etapu, kiedy przestaliśmy się wstydzić naszych piw, a zaczynamy się przekonywać do tego, że nasze piwo na tle świata jest tym czym powinniśmy się chwalić.
Masz całkowitą rację. Teraz to już jest zupełnie światowy poziom choć jeszcze 4 lata temu tak nie było. Trzeba na to spojrzeć trochę szerzej, choćby pod tym względem jak zmieniła się sama Warszawa. Teraz to już jest zupełnie inne miasto niż kilka lat temu i nie mam tu na myśli architektury ale całą tą strefę gastronomiczną związaną z jedzeniem i piciem. Można było przyjechać, pójść do fantastycznej restauracji a ktoś niezaznajomiony mógł trafić do czegoś co restauracją nie powinno być nazywane. Taka osoba wracała i mówiła, że jedyny plus to że było tanio. My jeszcze bardzo dużo musimy się uczyć. Jeszcze 10 lat temu trzeba było długo szukać, żeby znaleźć dobrą restaurację z dobrym jedzeniem czy piciem. Dziś będąc tu w centrum, pewnie jak bym na ślepo rzucił kamieniem to trafię do jakiegoś fajnego lokalu, który serwuje nie tylko dobre piwo.
Oczywiście wciąż nie wszystkie browary są doskonałe, musimy się dużo uczyć ale patrząc na to jak się zmieniła nasza gastronomia, browarnictwo to postęp naprawdę jest ogromny. Bez wątpienia nie tylko nie mamy się czego wstydzić ale wręcz mamy się czym pochwalić. Ale o tym trzeba mówić, pisać, trzeba to promować bo to jest proces ciągły. Samo się to nie zrobi.
Dziś mamy dobre piwa, dobry sprzęt, młodych zdolnych piwowarów, którzy uczą się z każdym rokiem bardzo szybko i dużo jeżdżą po świecie…. no i mamy też tradycję o której nie można zapominać.
Na przykład Dzień Porteru Bałtyckiego wymyślony przez Marcina Chmielarza. To jest niesamowita historia, coraz bardziej popularna w Europie i chyba każdy przyzna, że w Polsce warzymy najlepsze Portery bałtyckie.
Propozycje na lato






Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.