"Na pierwszą płytę to się chyba czeka całe życie".

Planety to młody „pandemiczny” zespół ze Zduńskiej Woli. Ich muzyka to delikatny alternatywny pop z elementami folku i jazzu. Niedawno udało im się spełnić jedno ze swoich największych marzeń, czyli nagranie debiutanckiej płyty pod tytułem „W poszukiwaniu zagubionego świata”. Na krążku znalazło się 11 utworów o poszukiwaniu sensu, swojego miejsca w świecie i czerpania z niego radości pomimo wielkiego nim rozczarowania. Album posiada znamiona albumu koncepcyjnego, w którym motywy muzyczne i tekstowe przewijają się przez wszystkie utwory, tworząc kompletną historię. W skład zespołu wchodzi: Julia Wojtaszek – śpiew, flet, Kamil Kaczmarek – gitary, śpiew, teksty, Marcin Jagiełło – instr. klawiszowe, Mateusz Klinger – bas, Patryk Sowała – perkusja.

Porozmawialiśmy z Julią i Kamilem na temat ich pierwszej płyty „W poszukiwaniu zagubionego świata”, a również oczekiwaniach, planach i marzeniach:

Julio, jak Ci się udaje łączyć dwie zupełnie różne dziedziny swojego życia?

J: Myślę, że to wcale nie jest takie trudne, bo to są dwie różne dziedziny. Generalnie to są po prostu takie rzeczy, w których mogę zobaczyć coś innego, odczuwać inne emocje, więc to też jest fajne. A jeżeli chodzi o godzenie, to nauka jednak jest moim obowiązkiem, póki co muszę to godzić. Później się zobaczy jak to będzie. Chemia jest takim kierunkiem, którym można się bawić. W laboratorium robię nowe rzeczy to jest zupełnie co innego, a muzyka jest czymś takim, gdzie mogę się oderwać od rzeczywistości.

Kamil, to właśnie Ty odpowiadasz za te wszystkie poetyckie teksty. Skąd czerpiesz inspiracje na taką magię słów?

K: Czy są poetyckie to nie wiem. Staram się, żeby nie były prostackie, nie mylić z proste, bo proste to akurat zaleta, najważniejsze żeby nie były o niczym. Uważam, że można w bardzo ładny  i skomplikowany sposób mówić o rzeczach bardzo prostych i można też w bardzo prosty sposób mówić o rzeczach skomplikowanych. Ogólnie piszę teksty bardzo długo i  jestem dla siebie bardzo surowy w tej materii. Jeden tekst potrafię poprawiać wiele razy zanim będę z niego zadowolony, a jeśli mi się nie uda to go po prostu  wyrzucam do kosza. Mam wiele zeszytów z tekstami, z których nie jestem zadowolony i nigdy się piosenkami nie staną.

Może tak całkiem do kosza to nie…

K: No tak się zdarza, bo czasami jest tekst, który leży dwa lata i czegoś mu brakuje i nagle to jedno słowo, które wszystko zmienia, którego szukałem wpadnie do głowy w najmniej oczekiwanym momencie. Tak było np. z piosenką „Niepogoda”, długo mnie męczyła, a wers, którego mi brakowało-czyli początek refrenu „Marznący wiatr nasila się Zapowiada nam niepogodę” wpadł mi do głowy, kiedy odkurzałem. Wtedy natychmiast przerywa się cokolwiek się robi i biegnie się zapisać pomysł.

W swojej twórczości łączycie różne gatunki jak np. pop, który się uważa za muzykę bardziej dla każdego i jazzowe brzmienia, których grono odbiorców jest znacznie mniejsze.

K: Na pewno nie jest to zamierzone działanie. Przede wszystkim chcemy, żeby ta muzyka podobała się nam, a jak podoba się nam to znaczy, że może jeszcze komuś się spodoba. Mamy bardzo różne gusta muzyczne w zespole. Kiedyś tak rozmawialiśmy o tym i próbowaliśmy znaleźć takiego artystę, którego słuchamy wszyscy i nie ma takiego. Najbliżej tam właśnie w okolice popowo-funkujące. Pewnie wszyscy jesteśmy w stanie wymienić Bruno Marsa, albo Johna Mayera, ale ogólnie słuchamy bardzo różnej muzyki. To co jeden uważa za swoich idoli, dla innych jest w ogóle nie do przełknięcia. Ja np. bardzo się inspiruję taką starą muzyką rockową z lat 60-tych, a wiem, że reszta nie podziela tej mojej pasji do Dylana i Beatlesów. Ogólnie wydaje mi się, że mam starą duszę, na to wygląda. To jest muzyka, która powstała długo przed tym zanim ja się urodziłem. W sumie to jest muzyka, która powstawała kiedy rodzili się moi rodzice. Nie wiem skąd takie zamiłowania, ale coś bardzo mi się w tym podoba. Wydaje mi się, że cecha, która łączy nas wszystkich to to, że jesteśmy melodystami. Że uważamy, że melodia to jest jakiś najważniejszy nośnik muzyki. Nie szukamy jakichś skomplikowanych podziałów rytmicznych itd, a po prostu piszemy piosenki, które mają nośną melodię, którą można łatwo powtórzyć, a cała reszta harmoniczna to jest wypadkowa naszych gustów. Najbardziej jazzującym z nas jest nasz klawiszowiec Marcin. Myślę, że to słychać. On jest fanem takiej muzyki i bardzo dobrym pianistą. Wykorzystujemy z premedytacją jego umiejętności.

Julio, a Ty mogłabyś wymienić jakichś swoich muzycznych idoli?

J:Ja bardziej słucham muzyki takiej, która jest teraz gdzieś tam w modzie. Rzadko wracam do  takich klasyków, chociaż się zdarza. U mnie to na pewno Mela Koteluk, Dawid Podsiadło, Sanah, czyli najbardziej popularni teraz artyści.

K: Nie bez powodu popularni.

J: No i słucham w ogóle wszystkiego. Jak by ktoś się mnie zapytał, czego ja słucham, to chyba nie byłoby takiego gatunku muzycznego, którego nie przełknę. Chyba, że disco polo, ale do tego lubię się pobawić, więc nie jest też źle. No tak jak mówię, tych trzech artystów, na pewno, a reszty też chętnie posłucham, ale mniej.

Ostatnio wypuściliście swoją pierwszą płytę. Pracowaliście nad nią cały rok, tak?

K: Nawet dłużej. Zależy, który moment przyjąć za początek pracy nad płytą. Wiadomo, że utwory na pierwszą płytę powstają bardzo długo. Tak naprawdę wybierane są najlepsze rzeczy z przeciągu kilku lat od kiedy zespół istnieje. Przed wydaniem płyty graliśmy ze sobą 2 lata. Jesteśmy zespołem pandemicznym.

J: Jak Covid się zaczął, to my zaczęliśmy, więc łatwo to policzyć.

K: Więc nie graliśmy żadnych koncertów z publicznością, bo bie było wolno i graliśmy same takie online`owe rzeczy w różnych miastach. Więc to dwa lata razem z pisaniem piosenek. A tak na poważnie rok temu stwierdziliśmy, że nagramy płytę. Też jesteśmy trochę w rozjazdach i nagrywaliśmy ją na raty. Najpierw nagraliśmy bębny. Poszliśmy tam wszyscy i graliśmy w studio razem, ale z planem rejestracji tylko bębnów bo na więcej nie było warunków i tak po troszku dogrywaliśmy co tam się dało. Moim zdaniem wyszło to na plus, bo pewne rzeczy można było przemyśleć i zmienić. Nie było to takie „O, nagramy” i jest gotowe, a później byśmy słuchali i zastanawiali się, że może można było coś tu zrobić inaczej. Chociaż pewnie zaaaawsze jest takie coś. Przychodzą nowe pomysły i można zrobić inaczej. Ale wielu ludzi mądrzejszych od nas i bardziej doświadczonych mówi, że lepsze jest wrogiem dobrego, i że nie wolno myśleć w ten sposób, żeby poprawiać w nieskończoność. Ogólnie jesteśmy zadowoleni z efektu. To był ciężki, ale dobry rok.

Chyba o wiele lepszy od tych pandemicznych…

K: No zdecydowanie lepszy. Mogliśmy w końcu pokazać się na żywo jakiejś szerszej publiczności w kilku miejscach. I to jest bardzo fajne grać muzykę na żywo i chcielibyśmy grać jak najwięcej, a to nie jest łatwe.

J: Chociaż ten rok pandemiczny mimo wszystko wyszedł dla nas na dobre, bo dużo graliśmy takich online`owych rzeczy. Wtedy też wygraliśmy festiwal Garaże i graliśmy w Narodowym Centrum Polskiej Piosenki w Opolu. Więc też się trochę działo dobrego, ale wiadomo, że lepiej gdzieś się pokazać na żywo i mieć kontakt z naszymi odbiorcami.

K: Bardzo chętnie przyjedziemy w każde miejsce w Polsce.

Jak byście porównali doświadczenia z nagrań studyjnych i występów na żywo?

J: Ja na pewno powiem tyle, że zawsze jak kliknęliśmy przycisk do nagrywania to gdzieś tam się bardziej stresowałam i było to dla mnie bardziej ograniczające. Jak gramy koncerty, to po tej pierwszej piosence już ten stres mija i mogę już, tak powiem poetycko, rozwinąć skrzydła.

K: Granie na żywo jest bardziej emocjonalne i za każdym razem te piosenki wychodzą trochę inaczej, też inne solówki się tam pojawiają. Ta jazzująca część naszej muzyki pozwala nam na taką improwizację w formie. Rzeczywiście jest coś takiego, jak klątwa czerwonej lampki, że w tym studio nagle wszystko jest inaczej.

J: Można śpiewać i się nie pomylić, grać i się nie pomylić, a jak się kliknie ten czerwony guziczek wszystko nagle gdzieś tam siada.

K: Nie wiemy, może to nie jest tak, że wtedy gorzej wychodzi, tylko bardziej się skupiamy na tym, żeby było idealnie. Na koncercie zwraca się mniej uwagi, kiedy palec się omsknie czy gardło na chwile uschnie. Przede wszystkim liczy się całość tego przekazu, a jednak jak się nagrywa to każdy koncentruje się tylko na tym swoim elemencie. Jedna i druga rzecz jest bardzo przyjemna. Osobiście ja lubię siedzieć w studiu. Powoli też przymierzamy się do nagrywania nowego materiału. Tak wstępnie, bo on dopiero powstaje, ale takie rybki trzeba już powoli nagrywać.

Jak się czuliście, albo może wciąż się czujecie po tym jak już było wiadomo, że wszystko jest gotowe do wypuszczenia waszego pierwszego albumu w świat?

K: Ja byłem bardzo podekscytowany. Na pierwszą płytę to się chyba czeka całe życie. Jak ktoś sobie założył dawno temu, że chce po prostu grać muzykę, a w moim przypadku to się stało bardzo wcześnie. Swój pierwszy zespół z kolegami założyłem w szkole podstawowej. Było ich mnóstwo, wiadomo były to szczeniackie zespoły i wybryki i o różną muzykę się otarłem. No ale zawsze gdzieś z tyłu głowy było, żeby w końcu nagrać tę płytę. To jest jakby zwieńczenie bardzo ciężkiej pracy. Jak zaczęliśmy grać z Planetami, po raz pierwszy miałem takie wrażenie, że w końcu wszystkim zależy tak jak mnie, i że to wyjdzie. Jakoś złapaliśmy taką energię, no i wyszło. Jestem podekscytowany. Tym bardziej lubię słuchać tej płyty. Wielu muzyków mówi, że oni nie słuchają swojej muzyki, bo już się jej nasłuchali jak tworzyli. To jest dla mnie trochę dziwne, bo to jest jakby kucharz ugotował danie i nie chciał go jeść. To jest takie trochę okłamywanie tych ludzi, bo dlaczego, bo nie smakuje Ci? Nie rozumiem tego, ja bardzo lubię słuchać tej płyty.

Jaka piosenka z albumu jest osobiście waszą faworytką?

K: Tylko jedna? Chyba nie mam. Te piosenki są ułożone nieprzypadkowo na tej płycie. Staraliśmy się, żeby one opowiadały całą historię i wydaje mi się, że ta płyta najlepiej smakuje, jak słucha się jej od początku do końca. Dla wprawnych słuchaczy są poukrywane tam pewne motywy, które się powtarzają w różnych piosenkach. To taka melodyczna zagadka. Szukajcie. Ona jakby cała tworzy 48-minutową piosenkę w 11 rozdziałach. Te motywy są dobrze ukryte. Akurat 2 marca miała 50 rocznicę powstania piękna i chyba pierwsza prawdziwa płyta koncepcyjna „The Dark Side of the Moon” zespołu Pink Floyd. I ona też tak była napisana. Chociaż możliwe, że nie pierwsza, bo pierwszą była chyba Sgt. Pepper Beatlesów. Słucham właśnie takiej muzyki i bardzo mi zależało na tym, żeby troszeczkę konceptualnie do tej płyty podejść. Wiadomo, że to nie jest bardzo koncepcyjne granie, bo nieraz na tych płytach nie słychać kiedy jeden utwór się kończy a kiedy zaczyna drugi. Tutaj jest to troszkę delikatniej.

Wolicie granie dla większego czy kameralnego grona odbiorców?

J: Festiwal właśnie graliśmy online, czyli tam w ogóle nie było publiczności i to było trudne. W sensie  była ale przed komputerami i telewizorami.

K: Graliśmy takie koncerty typu jakieś tam festyny czy Pociąg do Kolumny. Wydaje mi się, że duże sceny z taką publicznością, która liczy kilkaset osób to jest inna energia ogólnie. Takie koncerty gra się bardziej energetycznie i ma się ochotę grać więcej żywych piosenek, albo nawet te wolniejsze tak bardziej dynamicznie. Natomiast kameralne granie w małych miejscach skłania właśnie do trochę innej energii. Stworzenia takiego klimatu odpoczynku. Bardzo lubię jak jest taka możliwość, żeby  na naszych koncertach można było usiąść. Bo wydaje mi się, że to nie do końca jest muzyka, której dobrze słucha się na stojąco. Np. nie wyobrażam sobie jechać na koncert Guns N` Roses, albo innego rockowego zespołu i siedzieć. A z drugiej strony lubię jeździć jako słuchacz na koncerty muzyki ambientowej, gdzie mogę po prostu sobie usiąść na trawie, albo się nawet położyć i zasłuchiwać się w te dźwięki. I jest inaczej. Jednak chyba wolę te małe sale.

Może się jednak zobaczymy w tym roku na jakichś scenach festiwalowych?

K: Planujemy, tylko czy festiwale planują nas zaprosić. Obecnie się staramy tylko, że brakuje nam czasu, wiedzy i umiejętności. Właśnie z tego powodu ostatnio jesteśmy bardzo zadowoleni, bo w końcu znaleźliśmy człowieka, który chce nam w tym pomóc. Miejmy nadzieję, że będzie większy odzew. Zdajemy sobie sprawę z tego, że nieznanej i dobrej muzyki jest dużo i każdy chce grać na tych festiwalach. Komisje, które dopuszczają te zespoły mają nie lada orzech do zgryzienia. Ale my chcemy, zobaczymy, czy nas będą chcieli. Ogólnie plan jest taki, jak nie drzwiami to oknem. Na pewno będziemy się wszyscy starali, żeby pokazać się jak najszerszej publiczności.

Macie może jakieś wymarzone miejsce do grania?

K: Na razie mi się wydaje, że każde jest wymarzone. Bo czasami można się zaskoczyć, pojechać na jakiś duży festiwal, ale być zawiedzionym. Z innej strony, można wystąpić w jakimś małym domu kultury niedużego miasta i trafić na tak podatny grunt, że taki koncert będzie niezapomniany. Każdy pewnie by powiedział, że chce zagrać koncert na Wembley albo Stadionie Narodowym. No życzę nam tego. Gramy muzykę po polsku i tak raczej zostanie, bo ja nie potrafię tak dosłownie wyrażać tego co myślę w języku obcym.. więc Wembley odpada.

J: W języku obcym trzeba by było pisać bardziej proste te piosenki.

K: Tak. Więc raczej nasza publiczność jest polskojęzyczna. Myślę, że osobie, która po polsku nie mówi ta muzyka nie będzie się wydawała na tyle atrakcyjna bez zrozumienia tekstu. Chociaż może, no są takie przypadki, jak np. zespół Sigur Rós, który śpiewa w języku islandzkim i jest znany na całym świecie, mimo tego że nikt nie rozumie o czym oni śpiewają. Ja np. uwielbiam ich i nie wiem kiedy on śpiewa prawdziwe słowa, a kiedy robi „lalalala”.

Planujecie współprace z innymi artystami?

J: Jesteśmy otwarci

K: Bardzo chętnie. Jest wielu artystów w Polsce, którzy nas inspirują, z którymi mamy gdzieś kontakt i bardzo chętnie nagralibyśmy jakąś wspólną piosenkę. Bardzo chciałbym nagrać współpracę z Jakubem Skorupą, bardzo mnie ten człowiek ostatnio inspiruje. On teraz powolutku wypływa na szersze wody i staje się bardziej rozpoznawalnym artystą. Dostał Bestsellera Empiku za odkrycie roku. A z takich bardzo znanych gwiazd to bardzo chciałbym zaśpiewać z Edem Sheeranem.

Kateryna Shmorgun

Propozycje na lato

Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.

Ostatnie relacje