WYWIAD Z ZESPOŁEM ANVISION

AnVision to pochodząca z Tarnowa grupa, tworząca muzykę prog metalową. 25 kwietnia  na rynku muzycznym ukazała się ich najnowsza płyta „Love&Hate”, a my mieliśmy okazję porozmawiać z założycielem i gitarzystą zespołu Grzegorzem Ziółkiem m.in. o procesie jej tworzenia.

– Ponownie musieliśmy czekać 4 lata na to, by światło dzienne ujrzał Wasz najnowszy album. Jak Wam się pracowało nad „Love&Hate”?

– Bardzo komfortowo. Od kilku lat korzystamy już ze swojego studia, w którym też gramy próby, dlatego mogliśmy komfortowo robić nagrania w dogodnym momencie bez presji czasowych. Nietrudno się domyśleć, że wariant taki powoduje, iż proces ten może się nieco rozciągnąć w czasie. 

– Właśnie, własne studio nagraniowe – przekleństwo czy błogosławieństwo? Jak to wygląda z Waszej perspektywy?

– Tak jak wspomniałem, to miecz obusieczny. Kiedy korzystasz z obcego studia, masz naznaczone ramy czasowe, w których musisz się zmieścić. Dodatkowo każda godzina w studio to konkretne pieniądze do wydania. Gdy pracujesz w swoim studio, terminy nie stanowią już problemu, zegar „finansowy” tyka inaczej. W efekcie wszystko się przeciąga. Jeśli natomiast jakieś nagranie nie spełnia Twoich oczekiwań, posiadając własne studio nagrywasz go jeszcze raz. Jeśli korzystasz z obcego studia, po wyjściu z niego nie masz takiej możliwości, bo nagrywa już kolejny zespół.

– Pracując nad kolejnymi utworami pewnie zdarzały się między Wami mniejsze lub większe spory. W jaki sposób dochodzicie do kompromisu podczas procesu tworzenia?

– Otwieramy barek (śmiech). A tak już na poważnie, to w sytuacji gdy zespół tworzą ludzie w różnym wieku, o bardzo zróżnicowanych gustach muzycznych, dojście do consensusu wymaga czasem dużej cierpliwości. Sprawdzamy wtedy różne warianty, rejestrujemy podczas próby wszystkie wersje i po czasie wybieramy tą najlepszą.

– Dlaczego wybraliście akurat „Lovely Day To Die” na utwór promujący płytę?

– Naszym zdaniem to świetny, melodyjny, krótki radiowy utwór. Krytycy muzyczni i niektórzy dziennikarze mylnie interpretują ten tytuł w świetle obecnej pandemii. Kiedy przeczytasz tekst przekonasz się, że opowiada zupełnie o czymś innym.

– Możemy się spodziewać teledysku do któregoś z nowych utworów?

– Od ponad roku planowaliśmy klipa do „Lovely Day To Die”.  Teledysk do tego utworu chcieliśmy nakręcić na ulicach Londynu oraz klifach niedaleko Brighton. Niestety obecna sytuacja w Europie zmusiła nas do odroczenia tego projektu.

– Trzecia płyta i trzecia w całości po angielsku. Dlaczego decydujecie się tworzyć akurat w tym języku?

– Dla mnie osobiście język angielski brzmieniowo i fonetycznie jest integralną częścią takiej muzyki. Dodatkowo daje szansę zaistnienia na innych rynkach, nie tylko w Polsce. Według raportów jakie otrzymujemy, utwory z najnowszej płyty grane są na świecie w wielu ważnych dla nas krajach: USA, Kanada, UK, Irlandia, ale też zupełnie egzotycznych jak Mauritius. Nie wyobrażasz sobie chyba, że miałoby to miejsce gdybyśmy tworzyli w języku polskim.

– Wasze 2 poprzednie albumy doczekały się wersji winylowych. „Love&Hate” też będzie można dostać w takim wydaniu?

– Oczywiście. Tym razem szykujemy też nie lada gratkę dla naszych fanów. Specjalną, limitowaną wersję winyla w kolorze białym. Będzie ich tylko 100 sztuk, a każdy ręcznie numerowany z potwierdzającym ten fakt certyfikatem. 

– Wszystkie Wasze płyty przyciągają również stroną graficzną. W jaki sposób powstają te okładki?

– Grafika to część historii jaką chcemy przekazać na albumie. Musi być jej integralną częścią. Jedno zdjęcie to więcej niż tysiąc słów. Dobra grafika zdecydowanie wzmacnia ten przekaz i potęguje doznania. Jak trudno o taką grafikę przekonałem się, gdy wydawaliśmy „Astralphase”. Polecono mi wtedy Piotra Szafrańca, który wykonał kilka projektów, celująco „rozwalając” mnie jednym z nich. Od tego czasu Piotr odpowiada za wszystkie nasze grafiki, projekty koszulek, a nawet kubków do kawy.

– Tęsknicie za koncertami? W obecnej sytuacji pewnie ciężko mówić o konkretnych datach, ale może macie w planach trasę jak już wszystko się uspokoi?

– Bardzo tęsknimy. Planów jest wiele i konia z rzędem temu, który dziś powie co dojdzie do skutku. Mamy zaległą imprezę premierową naszej nowej płyty. Z pewnością musi się ona odbyć. Chcielibyśmy powtórzyć międzynarodową trasę u boku gwiazdy światowego formatu, ale rozmowy dopiero przed nami. Nasz Management bookuje już koncerty w kraju i za granicą, także końcówka roku może być intensywna.

– Zatem wymarzona impreza, na której chcielibyście zagrać to…?

– Kiedyś z zamkniętymi oczami powiedziałbym że Prog Power Europe. Dziś wskazałbym raczej Wacken.