Strona główna » News » Z Kubą Kawalcem
Co nieco o trasie „Mów mi dobrze”, pracy muzyka i kłótniach w zespole – z Kubą Kawalcem, wokalistą Happysad, rozmawialiśmy tuż przed koncertem w Klubie Graffiti w Lublinie.
– Dobrze się wraca do starych numerów? Co czułeś robiąc reedycję „Mów mi dobrze”?
– „Mów mi dobrze” jest taką płytą, do której w ogóle często wracamy. To bardzo koncertowa płyta i byłoby nieprawdą mydlenie ludziom oczu, że to materiał niegrany i odgrzebany. Często do niej wracamy i to z przyjemnością, bo to dosyć dynamiczny, energetyczny materiał koncertowy, który się zawsze dobrze sprawdzał i teraz mamy powód żeby go zagrać w zasadzie w większości płyty. Także, odpowiadając na Twoje pytanie, dobrze się wraca (śmiech). Ale to nie jest też materiał tak odległy jak „Wszystko jedno” czy „Podróże z i pod prąd”, albo na przykład „Nieprzygoda”, która była dosyć ciężką emocjonalnie płytą, więc do niej się dużo ciężej wracało niż do „Mów mi dobrze”. Ta jest takim strzałem energetycznym.
– Który moment w pracy muzyka lubisz najbardziej? Pisanie tekstów, komponowanie, nagrywanie w studio czy koncerty?
– To się zmienia. Na pewno takim najczystszym, najprawdziwszym momentem jest występ na scenie, bo to moment, gdzie jest najwięcej emocji. To znaczy: jesteś trochę aktorem, jesteś trochę showmanem, jesteś trochę klaunem, jesteś trochę kimś, kto się jakby spowiada, jesteś trochę ekshibicjonistą, jesteś odtwórcą, jesteś rzemieślnikiem, jesteś trochę artystą – na wszystko trzeba uważać. Ale z drugiej strony jest to najprawdziwszy moment, dopełnienie całego zamieszania, które się wokół tego dzieje. Studio też ma takie swoje magiczne momenty, natomiast jest dosyć wymagającym miejscem. Często obnaża jakieś niedoskonałości, natomiast jest też miejscem, w którym można dużo z siebie wydobyć, dużo doświadczyć, dużo się nauczyć. Tworzenie też jest fantastyczne, jest tak rzadkie… W sensie: nie da się tego zaplanować – mówię o takim najczystszym, pierwotnym momencie, w którym coś przychodzi do głowy i zaczyna się wokół tego coś robić – to jest piękny moment. Piękny moment to też obozy kompozycyjne. Uwielbiam te wyjazdy, gdzie się zamykamy i w zasadzie świat nie istnieje, tylko sobie po prostu muzykujemy czy siedzimy; nawet nie musimy mieć instrumentów, a już czujemy, że jest to coś wyjątkowego. To wszystko składa się na przygodę, która nam uświadamia, że gdzieś nam się to życie potoczyło w jakiś sposób wyjątkowy dla nas, no bo spełniliśmy jakoś swoje marzenia. Mamy pracę, która nie stanowi jakiejś ciężkiej odpowiedzialności wobec narodu, ludności; to nie są operacje na otwartym sercu, to nie jest służba wojskowa – nikt od tego nie ginie ani nikt za to nie strzela. No i na swój sposób jest to fajne, natomiast też ma bardzo dużo wad, ale nie będziemy o nich gadać. Chyba takim najczystszym momentem jest scena; jest proces twórczy, jest proces nagrywania, czyli utrwalania tego na nośniku, jest proces aranżacyjny, jest proces przygotowawczy, prób, a potem wchodzisz na koncert i jeżeli jeszcze ma kto tego posłuchać i jest odbiorca, to już w ogóle jest spełnienie marzeń.
– Właśnie, wspomniałeś o obozach kompozycyjnych. W tym roku też coś planujecie?
– W tym roku jeszcze nie byliśmy i nie planujemy na razie. Może grudzień… Bo w tym roku chcielibyśmy wydać płytę, a to się wiąże z nakładem pracy ukierunkowanym właśnie na studio. I o ile we wrześniu by się to udało, to moglibyśmy jeszcze wtedy pojechać, ale to by się już trochę mijało z celem, więc zostaje nam tylko grudzień. Chcielibyśmy, przydałoby się, ale zobaczymy. Może grudzień albo przyszły rok – luty, może kwiecień.
– Zostało Wam jeszcze 5 koncertów w ramach „Mów mi dobrze Tour” w Polsce. Macie już jakieś przemyślenia na temat tej trasy? Co z niej zapamiętacie?
– Przede wszystkim ona jest bardzo „ludna”. Ludzie bardzo chętnie przychodzą na koncerty i teraz nie wiemy czy to jest zasługa płyty „Mów mi dobrze”, czy zespół przeżywa swego rodzaju renesans. Naprawdę zaskakujące te frekwencje; nie to żebyśmy narzekali jakoś ostatnio, ale no różnie było ostatnimi czasy, choć to nadal są liczby, z których możemy być dumni. Zawsze trasa wiosenna była frekwencyjnie taka mniejsza, niższe frekwencje były na wiosnę. Ja myślę, że tak po lecie jak jesień się zaczyna i ludzie się spotykają gdzieś tam na studiach czy jak zaczyna się rok szkolny, to jeszcze mają siłę i ochotę iść potańczyć, a wiosną to już tak: tu matury się zbliżają, tutaj jakieś tam też egzaminy… Trochę też trasa jesienna wyczerpuje jakby popyt na to, żeby zaraz na tę trasę wiosenną iść, więc te frekwencje wtedy są trochę niższe. Też plenery się zaczynają, dużo jest takich czynników, które powodują, że trasa wiosenna jest mniej intensywna, a tu wiosna i tak licznie! I to jest oczywiście bardzo miłe, ale i zastanawiające z drugiej strony (śmiech).
– Niedługo trasa „Mów mi dobrze” miała zagościć też poza granicami naszego kraju…
– Były plany z Irlandią i Anglią, ale ze względu na pewne niesprzyjające okoliczności się to odwołało. Niestety Irlandia nam się wysypała, a Anglię mamy w planach na kwiecień przyszłego roku.
– Na trasy klubowe często zapraszacie do współpracy młode, mniej znane zespoły, które mają szansę zagrać przed Wami. Na jakiej zasadzie je wybieracie?
– Różnie, różnie. Zasadniczo są trzy formy takiego zaproszenia. Pierwsze, to gdy nam się coś bardzo podoba i uderzamy sami z pytaniem, czy by ktoś nie pojechał. Druga forma, to, tak jak zespół BAiKA, że znamy się i lubimy personalnie, prywatnie i gdzieś tam przy stoliku najczęściej, powiedzmy towarzyskim, padają jakieś takie wizje, propozycje i one się krystalizują w czasie. A trzecia jest to forma z polecenia – ktoś nam coś poleci, albo wysyłają nam ludzie płyty i te informacje do nas przychodzą z zewnątrz, czyli jak komuś bardzo zależy. I wtedy albo się decydujemy, albo nie.
– W lubelskim Graffiti jesteście już po raz kolejny. Macie jakieś ciekawe historie związane z tą miejscówką?
– O, spróbowałby to ktoś policzyć… Na pewno mamy masę ciekawych, to jest kwestia na posiedzenie, poprzypominanie sobie. Ja nigdy nie umiem z czeluści pamięci wydobyć takich spektakularnych wydarzeń na potrzeby wywiadu, to się wszystko dzieje w takiej towarzyskiej formie, że zaczynamy sobie wspominać. Jeden przypomni sobie to, to przypomnienie prowokuje następne przypomnienie. Tak jak to bywa z kawałami, to mniej więcej tak samo jest z anegdotami z życia zespołu. Ale masa historii, bo tu jest tak gościnnie… Ja pamiętam właśnie Lublin, i będę pamiętał całe życie, z tej nadzwyczajnej gościnności, takiej „dorannej” aż.
– W zasadzie co roku gracie też na Juwenaliach Politechniki Lubelskiej. Lubicie tę imprezę?
– Wiesz co, to nie jest kwestia czy lubimy, czy nie lubimy. To jest kwestia czy nas zapraszają, czy nie. Nawet jak nie lubimy czasem jakiegoś miejsca, a nas zapraszają, to jedziemy. Ale to się rzadko zdarza, żebyśmy nie lubili. Jak nas zapraszają, to znaczy, że nas lubią, że nas chcą – a my wtedy lubimy przyjeżdżać. Czy to jest Politechnika Lubelska, czy Rzeszowska, czy Białostocka, czy gdziekolwiek indziej.
– W tym roku, już oficjalnie, wrócicie też na wielką scenę do Kostrzyna na Pol’And’Rock. Brakowało Wam tych woodstockowych emocji? Co szczególnego jest w tym Festiwalu z perspektywy artysty?
– Oczywiście, bo to jest, obiektywnie patrząc, wyjątkowy festiwal. Raz, że pod szyldem WOŚP-u, dwa – cieszący się sławą, olbrzymi, jeżeli chodzi o ludzi. Występ na tej scenie jest zawsze z dreszczykiem i jest niezapomnianym wydarzeniem, ale czy tęskniliśmy? Nie no, czekaliśmy i cieszymy się! To jest też odpowiedzialność, bo trzeci raz gramy, wobec czego mamy też wrażenie, że to musi być coś specjalnego. Ale z drugiej strony, graliśmy te 5 lat temu, no to też mieliśmy inny materiał, tego nowego nie graliśmy i no… zobaczymy, na razie jesteśmy na etapie konstruowania kształtu tego koncertu. Ale cieszymy się, cieszymy!
– Muzyka muzyką, ale Wasze płyty zawsze są oryginalne również pod kątem graficznym, więc nie da się nie zauważyć, że przywiązujecie dużą wagę również do tej strony twórczości. Dlaczego jest to dla Was tak ważne?
– To jest kwestia gustu, bo to już sam odbiorca ocenia czy jest to oryginalne. Ale chyba to naturalne, ciężko byłoby mieć jeden plakat i na jednym plakacie… My jesteśmy też takimi ludźmi, którzy szukają wyjścia z rutyny i to wynika chyba bardziej z tego, że dobrze jest też graficznie się zmieniać i urozmaicać.
– Sami podpowiadacie grafikom, jakbyście chcieli żeby dany materiał wyglądał?
– A to różnie. Jak mamy pomysł i jak mamy wizję to podpowiadamy, jak nie mamy – to grafik podpowiada, jak grafik nie ma – to robimy burzę mózgów. Oczywiście jest tak, że chłopaki czy dziewczyny, którzy się zajmują grafiką, zarzucają nas pomysłami, my sobie wtedy przebieramy, a czasami to my mamy pomysł. Różnie, naprawdę.
– Jak idzie praca nad książką?
– Trwa, na razie trwa. Takim krótkim czasownikiem chciałbym zamknąć temat (śmiech).
– Na przestrzeni lat zespół się rozrastał. Teraz tworzy go 6 osób. Sześciu chłopa, którzy spędzają ze sobą mnóstwo czasu w studio, na próbach i w trasie. Nie ma siły, przynajmniej tak mi się wydaje, żeby nie pojawiały się między Wami jakieś konflikty, sprzeczki. Możesz zdradzić czego najczęściej dotyczą kłótnie i jak wypracowujecie między sobą kompromisy?
– Nie ma konfliktów. Może dziwnie to zabrzmi, ale nie ma. Są czasami sytuacje, gdzie ktoś ma odmienną wizję, nie wiem, okładki, płyty, koszulki, strony graficznej czy trasy koncertowej, natomiast nigdy to nie wywołuje konfliktu. To znaczy jest rozmowa, czasami ktoś mocniej argumenty jakieś podaje, ale nikt się nigdy na nikogo nie obraża. Mieliśmy w tej 18-letniej historii zespołu sytuację, gdzie zespół się prawie rozpadł, ale to było właśnie wywołane tym, że te kłótnie, jedna czy dwie się zdarzyły, były mocniejsze niż dotychczas. Chyba po prostu tak się rzadko kłócimy, że tam nagle tak wyszło, ale jak tak teraz sobie to analizujemy, to był to taki moment zespołu, gdzie nikt nie miał pomysłu co z tym zrobić. Taki kryzys nas złapał i każdy miał tego świadomość, a jak jest kryzys to ten jeden problem goni drugi problem. To tak jak te koziołki co w rzędzie się ustawia: jeden sobie koziołek przeskoczysz, jak sobie ustawisz dwa koziołki to też sobie przeskoczysz, ale jak sobie ustawisz dziesięć, no to już nie ma szans żeby sobie nie obtłuc tego czy owego (śmiech). I tak mniej więcej jest w każdym kryzysie, że gdzieś tam ta spirala się zacieśnia. Ale udało nam się wtedy oczyścić wszystko. To była taka spektakularna kłótnia wtedy, jakoś z 8 lat temu, może z 7. Pewnie się jeszcze jakieś przydarzą, ale jak mam być szczery, to nie wiem, z 2-3 lata to nie pamiętam żeby się ktoś z kimś pokłócił, powyzywał, trzepnął drzwiami.
– No to naprawdę zgrana z Was ekipa w takim razie!
– Nie wiem czy to dobrze, bo może kurde potrzeba właśnie, żeby się wykrzyczeć na siebie i gdzieś te emocje zrzucić, ale jakbyś się kogokolwiek zapytała [zwraca się do Łukasza Ceglińskiego]: Łukasz kiedy się ostatnio pokłóciliśmy w zespole?
Jarek: – Wczoraj! Ale to trwało tylko dwie minuty, bo trzeba było coś podgłośnić. (śmiech)
Łukasz: – W 2011!
– No, w 2011 – jak powiedział Ukaniu – to tak na potwierdzenie, że to 8 lat temu. No to jest dziwne może, bo jest kurde 6 chłopa i na pewno coś zaiskrzy, a tu nie… No, to jest dziwne. Może się dobraliśmy, a może jesteśmy wyrozumiali, a może jesteśmy bardzo mało asertywni i się po prostu chcemy dogadać… No nie wiem, jak zwał tak zwał.
– Dobrze, zatem już tak na koniec – czego mogę Wam życzyć?
– Wiesz co… zdrowia chyba najbardziej, spokoju jako takiego, splotu okoliczności – takich pozytywnych… Ale zdrowie jest najistotniejsze, więc zdrowia.
– To w takim razie tego zdrowia Wam życzę i też tego, żeby Wam się układało jeszcze lepiej niż do tej pory. Serdecznie dziękuję za rozmowę!
Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.
Godsmack Wraca do Polski w Doborowym Towarzystwie! Długo wyczekiwanym headlinerom będą towarzyszyć równie legendarne P.O.D. oraz Drowning Pool. Koncert odbędzie się 27 marca w PreZero Arenie Gliwice. Jeśli kochacie alternatywny/nu-metal
Helloween Będą Celebrować 40-lecie w Katowickim Spodku! Ojcowie niemieckiego power metalu w ramach świętowania czterech dekad na scenie ruszą w trasę po Europie. W Polsce wystąpią 28 października, a wesprą
Behemoth, Satyricon i Rotting Christ Zagrają we Wrocławskiej Hali Stulecia Trzy niekwestionowane legendy black metalu na jednym koncercie? To nie sen, to zestaw Behemoth, Satyricon i Rotting Christ 25 kwietnia
Sabaton w Krakowie: Bilety są Już Dostępne Szwedzi zagrają 22 listopada 2025 r. w krakowskiej Tauron Arenie w towarzystwie unikatowego gościa – The Legendary Orchestra. Bilety są już dostępne na Knock Out
Post-punk, indie rock i britpop… Mieszankę tych gatunków będzie można usłyszeć na dwóch koncertach zespołu High Vis w Warszawie i Krakowie High Vis to zespół, który w idealny sposób łączy
NET-STUDIO
ul. Pułaskiego 91b/70
33-100 Tarnów
mail: Strona KONTAKT
Teл: +48 609 085 200