Natalia Opyrchał

Natalia Opyrchał - Prywatnie

Nigdy nie bała się muzycznych wyzwań, dlatego dziś jest obecna na rynku muzycznym i już zdążyła zasłużyć na tytuł prawdziwej wokalistki. Sukces przyniósł jej utwór „Uwielbiam ten moment”, który jest połączeniem popu i rapu, to właśnie dzięki niemu media oszalały na jej punkcie. Dziś zaskakuje nowym singlem „Już NIE″, który jest opowieścią o emocjach, które towarzyszą kobiecie osaczonej przez swojego partnera.

A prywatnie jaka jest Natalia Opyrchał i czy ma tyle samo szczęścia w miłości co w życiu artystycznym?

Jak zaczęła się Twoja przygoda ze śpiewem?

Natalia Opyrchał:  Śpiewam od dziecka. Ponadto pochodzę z muzykalnej rodziny, mój tato tak jak ja, ukończył szkołę muzyczną. Jeśli chodzi o początki, to rzecz jasna zaczynałam od przeglądów muzycznych i festiwali. Byłam główną wokalistką wielu zespołów muzycznych. Jednak za moment przełomowy uznaję gościnny występ z Pawłem Kukizem z zespołem Piersi. Kiedy jako mała dziewczynka, zamiast przysłowiowej książki otrzymałam w nagrodę coś więcej – występ na żywo ze znanym wokalistą na scenie przed kilku tysięczną publicznością. Zaśpiewaliśmy wtedy utwór ,,Całuj mnie”. To był zupełny spontan, bez żadnego przygotowania. Wtedy poczułam, że scena to jest mój żywioł. Niedawno ukończyłam Akademię Muzyczną w Łodzi . Rozwijam się wokalnie, koncertuję wraz z moim zespołem, piszę teksty, komponuję.

Piosenkę ,,Uwielbiam ten moment” nagrałaś ze znanym raperem Jackiem Mejerem ,,MEZO”. Piękne połączenie popu i rapu. Możesz powiedzieć coś więcej o tej współpracy?

Współpracę z Jackiem wspominam z uśmiechem na twarzy. Pomysł rapu powstał już w studiu nagrań podczas produkcji muzycznej singla. Słuchając już prawie kompletnej wersji ,,Uwielbiam ten moment” stwierdziłam, że czegoś brakuje w tej piosence i jednogłośnie z całą ekipą postawiliśmy na rap. Dlaczego MEZO? Ponieważ uważam go za prekursora łączenia muzyki popowej z rapem naszej polskiej muzyki. Nasza współpraca rozpoczęła się dosyć nietypowo – najpierw Jacek wysłuchał utworu i powiedział, że to jest hit. Tak naprawdę poznaliśmy się w studiu nagrań oraz na planie, gdy nagrywaliśmy teledysk w Poznaniu. Z Jackiem mamy fajną relację, dobrze się dogadujemy, mam wrażenie, że znamy się od lat. Koncertujemy, a także utrzymujemy fantastyczną relacje do dnia dzisiejszego.

Muszę zapytać o miejsce gdzie powstał teledysk?

Nagrywaliśmy trochę w Polsce, a trochę na przepięknej wyspie Mauritius, którą miałam okazję zwiedzić podczas nagrań do filmu.

Właśnie ukazała się Twoja nowa piosenka. Czy możesz zdradzić szczegóły jak powstawał utwór i klip?

Zgadza się.Piosenka „Już NIE” jest dostępna na portalu YouTube (  https://youtu.be/fJLRxwQvuV4 ). Utwór jest opowieścią o emocjach, które towarzyszą kobiecie osaczonej przez swojego partnera. Pisząc ten tekst chciałam podkreślić, że kłótnie przytrafiają się nawet tym najbardziej idealnym parom, ale czy akceptowalne jest wysługiwanie się kobietą dla swojej wygody? W moim najnowszym singlu głośno mówię „Już NIE″ byciu wykorzystywaną i niedocenioną.

Teledysk jest dosyć nietypowy – animowany. Wpadłam na taki pomysł na przekór koronawirusowi. Animowany teledysk bardzo ciekawie opowiada historię piosenki, jest trochę przerysowany, ale właśnie o to mi chodziło. Kobiety w moim klipie kuszą mężczyzn swoją sensualnością, są jednak silne, mają swoje zasady i oczekiwania, dlatego animowany „John” z teledysku, może na nie tylko popatrzeć.

Temat mężczyzny dandysa-narcyza, nadal jest tematem tabu? Myślisz, że my kobiety powinnyśmy powiedzieć solidarnie STOP takiemu wykorzystywaniu przez faceta?

Oczywiście! Uważam, że w związku trzeba już od początku zaznaczyć wyraźne granice. Często nasze drugie połówki zmieniają się po kilku latach, na co nie mamy zbyt dużego wpływu. O związek należy dbać i pielęgnować go, bo przecież kłótnie nie biorą się z niczego. Co więcej, wina nieporozumień leży najczęściej po jednej i drugiej stronie. My jako kobiety, powinnyśmy w dalszym ciągu walczyć o swoje prawa. Uważam, że w naszym kraju kobieta w dalszym ciągu jest postrzegana jako sprzątaczka i szwaczka. Czasy się zmieniają, kobiety, chcą się rozwijać, piastują w pracy wysokie stanowiska, mają coraz więcej zadań na głowie, dlatego powinien istnieć podział obowiązków w domu. A ponowie powinni doceniać fakt, że my kobiety jesteśmy wielozadaniowe 🙂 O tym również opowiada moja najnowsza piosenka ,,Już NIE”.

Czy myślisz o wydaniu płyty?

Coraz więcej koncertuję w całej Polsce. Nie wiem, kiedy skończymy pracę nad płytą, ale na pewno będzie o tym głośno, bo będzie to połączenie wielu klimatów muzycznych.

Jesteś obecnie bardzo znaną osobą czy to Ci przeszkadza w „normalnym” życiu?

Staram się być przez całe życie osobą pokorną i pracowitą. Uważam, że dopiero łapię wiatr w żagle. Oczywiście cały czas rozwijam się muzycznie, i odnoszę sukcesy, ale uważam, że moje pięć minut jeszcze nie nadeszło. Te małe wyróżnienia są znaczące, ostatnio byłam gościem w Teleexpresie, moja muzyka jest już grana w radiostacjach, ale taki duży sukces dopiero przede mną, wierzę, że ciężką pracą uda mi się dotrzeć do serc miliona Polaków.

Natalia, czy miejsce w którym obecnie jesteś, to spełnienie Twoich marzeń?

Uważam, że spełnienie moich marzeń nadejdzie jak obejrzę swój występ na Eurowizji (śmiech). Jestem osobą ambitną, która nie spoczywa na laurach. Z dnia na dzień wymagam od siebie coraz więcej. Może to szaleństwo, a może właśnie rzetelne dążenie do celu.

Dziękuję za rozmowę.

Natalii natomiast życzymy spełnienia marzenia i występu na Eurowizji.

Wywiad i zdjęcie : Anna Kurczek

Propozycje na lato

Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.

Ostatnie relacje

Wywiad z AnVision

WYWIAD Z ZESPOŁEM ANVISION

AnVision to pochodząca z Tarnowa grupa, tworząca muzykę prog metalową. 25 kwietnia  na rynku muzycznym ukazała się ich najnowsza płyta „Love&Hate”, a my mieliśmy okazję porozmawiać z założycielem i gitarzystą zespołu Grzegorzem Ziółkiem m.in. o procesie jej tworzenia.

– Ponownie musieliśmy czekać 4 lata na to, by światło dzienne ujrzał Wasz najnowszy album. Jak Wam się pracowało nad „Love&Hate”?

– Bardzo komfortowo. Od kilku lat korzystamy już ze swojego studia, w którym też gramy próby, dlatego mogliśmy komfortowo robić nagrania w dogodnym momencie bez presji czasowych. Nietrudno się domyśleć, że wariant taki powoduje, iż proces ten może się nieco rozciągnąć w czasie. 

– Właśnie, własne studio nagraniowe – przekleństwo czy błogosławieństwo? Jak to wygląda z Waszej perspektywy?

– Tak jak wspomniałem, to miecz obusieczny. Kiedy korzystasz z obcego studia, masz naznaczone ramy czasowe, w których musisz się zmieścić. Dodatkowo każda godzina w studio to konkretne pieniądze do wydania. Gdy pracujesz w swoim studio, terminy nie stanowią już problemu, zegar „finansowy” tyka inaczej. W efekcie wszystko się przeciąga. Jeśli natomiast jakieś nagranie nie spełnia Twoich oczekiwań, posiadając własne studio nagrywasz go jeszcze raz. Jeśli korzystasz z obcego studia, po wyjściu z niego nie masz takiej możliwości, bo nagrywa już kolejny zespół.

– Pracując nad kolejnymi utworami pewnie zdarzały się między Wami mniejsze lub większe spory. W jaki sposób dochodzicie do kompromisu podczas procesu tworzenia?

– Otwieramy barek (śmiech). A tak już na poważnie, to w sytuacji gdy zespół tworzą ludzie w różnym wieku, o bardzo zróżnicowanych gustach muzycznych, dojście do consensusu wymaga czasem dużej cierpliwości. Sprawdzamy wtedy różne warianty, rejestrujemy podczas próby wszystkie wersje i po czasie wybieramy tą najlepszą.

– Dlaczego wybraliście akurat „Lovely Day To Die” na utwór promujący płytę?

– Naszym zdaniem to świetny, melodyjny, krótki radiowy utwór. Krytycy muzyczni i niektórzy dziennikarze mylnie interpretują ten tytuł w świetle obecnej pandemii. Kiedy przeczytasz tekst przekonasz się, że opowiada zupełnie o czymś innym.

– Możemy się spodziewać teledysku do któregoś z nowych utworów?

– Od ponad roku planowaliśmy klipa do „Lovely Day To Die”.  Teledysk do tego utworu chcieliśmy nakręcić na ulicach Londynu oraz klifach niedaleko Brighton. Niestety obecna sytuacja w Europie zmusiła nas do odroczenia tego projektu.

– Trzecia płyta i trzecia w całości po angielsku. Dlaczego decydujecie się tworzyć akurat w tym języku?

– Dla mnie osobiście język angielski brzmieniowo i fonetycznie jest integralną częścią takiej muzyki. Dodatkowo daje szansę zaistnienia na innych rynkach, nie tylko w Polsce. Według raportów jakie otrzymujemy, utwory z najnowszej płyty grane są na świecie w wielu ważnych dla nas krajach: USA, Kanada, UK, Irlandia, ale też zupełnie egzotycznych jak Mauritius. Nie wyobrażasz sobie chyba, że miałoby to miejsce gdybyśmy tworzyli w języku polskim.

– Wasze 2 poprzednie albumy doczekały się wersji winylowych. „Love&Hate” też będzie można dostać w takim wydaniu?

– Oczywiście. Tym razem szykujemy też nie lada gratkę dla naszych fanów. Specjalną, limitowaną wersję winyla w kolorze białym. Będzie ich tylko 100 sztuk, a każdy ręcznie numerowany z potwierdzającym ten fakt certyfikatem. 

– Wszystkie Wasze płyty przyciągają również stroną graficzną. W jaki sposób powstają te okładki?

– Grafika to część historii jaką chcemy przekazać na albumie. Musi być jej integralną częścią. Jedno zdjęcie to więcej niż tysiąc słów. Dobra grafika zdecydowanie wzmacnia ten przekaz i potęguje doznania. Jak trudno o taką grafikę przekonałem się, gdy wydawaliśmy „Astralphase”. Polecono mi wtedy Piotra Szafrańca, który wykonał kilka projektów, celująco „rozwalając” mnie jednym z nich. Od tego czasu Piotr odpowiada za wszystkie nasze grafiki, projekty koszulek, a nawet kubków do kawy.

– Tęsknicie za koncertami? W obecnej sytuacji pewnie ciężko mówić o konkretnych datach, ale może macie w planach trasę jak już wszystko się uspokoi?

– Bardzo tęsknimy. Planów jest wiele i konia z rzędem temu, który dziś powie co dojdzie do skutku. Mamy zaległą imprezę premierową naszej nowej płyty. Z pewnością musi się ona odbyć. Chcielibyśmy powtórzyć międzynarodową trasę u boku gwiazdy światowego formatu, ale rozmowy dopiero przed nami. Nasz Management bookuje już koncerty w kraju i za granicą, także końcówka roku może być intensywna.

– Zatem wymarzona impreza, na której chcielibyście zagrać to…?

– Kiedyś z zamkniętymi oczami powiedziałbym że Prog Power Europe. Dziś wskazałbym raczej Wacken.

Propozycje na lato

Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.

Ostatnie relacje

Proces tworzenia „Pustki”

Wywiad z zespołem PUSTA PRZESTRZEŃ

Między innymi o zamiłowania muzyczne, wartość polskich tekstów i pracę nad wydaniem pierwszej EP-ki zatytułowanej „Pustka” podpytaliśmy rzeszowski zespół Pusta Przestrzeń.

– Na początku chcielibyśmy nieco bardziej przybliżyć Was naszym odbiorcom. Proponuję zatem cofnąć się do 2015 roku, czyli początków Pustej Przestrzeni. Jak powstawał zespół?

Paweł: Latem 2015 roku do Rzeszowa wrócił mój kolega perkusista, z którym grałem jeszcze w liceum. Postanowiliśmy przypomnieć sobie szkolne czasy i wystartowaliśmy z zespołem. Miałem kilka pomysłów na piosenki, więc od razu zabraliśmy się za tworzenie własnego materiału i szukaliśmy osób, które uzupełnią skład. Wiosną 2016 roku dołączyli Jacek oraz Przemek. Zabawna historia, bo dopiero po kilku miesiącach wspólnego grania okazało się, że Jacek i ja jesteśmy daleką rodziną – mamy wspólnego prapradziadka. Dopracowaliśmy piosenki i zaczęliśmy grać pierwsze koncerty. Przez jakiś czas było nas pięcioro, bo dołączył do nas klawiszowiec, ale obecnie działamy jako kwartet. Poza tym dwukrotnie zmienił się u nas perkusista. Z obecnym, Kubą, gramy razem od jesieni 2019 roku.

– Nieco ponad tydzień temu światło dzienne ujrzało Wasze pierwsze wydawnictwo EP. Dlaczego w piątek 13-ego i dlaczego o 13:13?

Przemek: Trochę w tym przypadku, a trochę naszego celowego działania. Na początku marca zakończył się etap mixu i masteringu tego materiału. Jako że premiery płytowe ukazują się zazwyczaj w piątki, to postanowiliśmy się trzymać tej reguły i gdy już mieliśmy wszystko przygotowane, wybraliśmy najbliższy piątek na premierę. Tak się akurat złożyło, że było to 13 marca. Skoro więc trafiła nam się taka data, to stwierdziliśmy, że pójdziemy za ciosem i na przekór zamieścimy minialbum na Youtubie oraz Bandcampie o godzinie 13:13.

– Jak wyglądał cały proces tworzenia „Pustki”? Zdradźcie nam nieco więcej szczegółów. 

Jacek: Na początku dokonaliśmy selekcji piosenek, bo oprócz tych czterech kompozycji mamy jeszcze kilka autorskich utworów i nieustannie pracujemy nad kolejnymi. Chcieliśmy przekrojowo pokazać naszą twórczość, dlatego przy wyborze kierowaliśmy się tym, aby muzyka na „Pustce” była możliwie jak najbardziej różnorodna. Do studia weszliśmy w ubiegłym roku, a w obecnym materiał został zmixowany. Za okładkę odpowiadam ja, a za tytuł EP-ki – Paweł.

Paweł: Tak, uznałem, że słowo „Pustka” pasuje idealnie, bo z jednej strony kojarzy się z pierwszym członem naszej nazwy, a z drugiej – brzmi nieco zdrobniale, co współgra z faktem, że jest to właśnie minialbum.

– Na EP-ce nie znajdziemy ani jednej wzmianki po angielsku, nie mówiąc już o całym utworze w tym języku. Dlaczego cenicie sobie polskie teksty?

Paweł: Lubię pisać teksty po polsku, choć w przeszłości zdarzało mi się też tworzyć po angielsku. Przewagą naszego języka jest jego bogactwo. Tak duży zasób słów daje większą swobodę i więcej możliwości przy pisaniu, a jednocześnie pozwala precyzyjniej wyrazić to, co chce się przekazać.

– Dla kogo jest ten minialbum? Celujecie w konkretnych odbiorców?

Jakub: Na pewno warto, aby po „Pustkę” sięgnęli fani gitarowego, alternatywnego rocka, bo właśnie taka muzyka na nim dominuje, choć staramy się wplatać do niej elementy z innych gatunków. Tak jak wspomniał Jacek, zależało nam na pokazaniu różnorodności, dlatego raz jest energicznie i żywiołowo, innym razem klimatycznie i nastrojowo. W tekstach poruszamy m.in. tematykę różnych problemów natury społecznej, które w obecnych czasach często dotykają szczególnie młodych ludzi, ale nie tylko ich. W związku z tym myślę, że każdy może znaleźć w tej muzyce coś dla siebie. Zdarza nam się słyszeć porównania, np. do Myslovitz, ale najlepiej samemu ocenić ich słuszność słuchając „Pustki”. Dodam jeszcze, że jeśli ktoś lubi oglądać horrory, zwłaszcza te klasy B, to koniecznie powinien posłuchać ostatniej piosenki z tego minialbumu, czyli „Filmu grozy”.

– Planujecie nagrać teledysk do którejś z piosenek?

Przemek: Tak, mamy wstępny pomysł na teledysk do „I znowu”. Zakładaliśmy ruszyć ze zdjęciami wiosną, ale w związku z obecną sytuacją trudno powiedzieć kiedy uda nam się go zrealizować.

Jacek: Śledzimy na bieżąco to, co się dzieje i jeśli okaże się, że trudno będzie przewidzieć możliwy termin opracowania teledysku według tej koncepcji, to mamy przygotowane rozwiązanie „awaryjne”. Tak czy inaczej jakiś klip na pewno powstanie.

– Marzy Wam się jakiś sceniczny duet albo konkretny festiwalowy występ?

Paweł: Zdecydowanie z wokalistką Mazzy Star, czyli Hope Sandoval. Uwielbiam jej głos. A nasza rodzima scena muzyczna ma tak wielu utalentowanych artystów, że trudno mi wskazać jedną, konkretną osobę czy zespół.

Jacek: Fajnie byłoby zagrać na którymś z większych festiwali w Polsce z muzyką rockową i alternatywną, jak np. OFF, Open’er czy Pol’and’Rock.

Jakub: Ooo, od dawna chcę zagrać na Pol’and’Rock. No to mamy kolejny cel do realizacji.

Przemek: A mi marzy się dzielenie sceny z Rage Against the Machine czy Rammsteinem.

– Wykonujecie alternatywny rock z zacięciem innych gatunków. A jakiej muzyki słuchacie na co dzień?

Paweł: Słucham bardzo różnorodnej muzyki i lubię odkrywać nowe, nieznane mi dotąd zespoły. Uwielbiam shoegaze za niepowtarzalny, eteryczny klimat, dream pop za subtelność, punk rock za bezpardonowość, rap za dosłowność, post-hardcore za moc, elektronikę za praktycznie nieskończone możliwości, wszelką awangardę za łamanie schematów… Mogę tak bez końca.

Jacek: Dla mnie też gatunek ma drugorzędne znaczenie, w każdej muzyce potrafię znaleźć coś dla siebie. Słucham sporo punk rocka, grunge’u, thrash metalu, nu metalu i polskiego rapu.

Jakub: Ja ostatnio najczęściej sięgam po Rival Sons, Royal Blood, Red Hot Chili Peppers, The Police, Whitesnake, Black Country Communion, Queen czy Chucka Mangione.

Przemek: Lubię rocka, bluesa i oldschoolowy polski rap.

– Jakie macie plany na najbliższą muzyczną przyszłość?

Jakub: Biorąc pod uwagę to, że obecnie mamy w Polsce stan epidemii, trudno przewidzieć najbliższą przyszłość. Funkcjonowanie osób zajmujących się kulturą, w tym muzyków, jest teraz znacznie utrudnione. Część wykonawców występuje on-line, pod znakiem zapytania stoi organizacja tegorocznych edycji wielu przeglądów i festiwali muzycznych. Mieliśmy w planach zagrać wiosną kilka koncertów na żywo, ale może się okazać, że będzie to możliwe np. dopiero jesienią. Wtedy na pewno rozważymy inne rozwiązania, aby nasi fani mogli nas posłuchać wcześniej.

Paweł: Obecnie koncentrujemy się na promocji naszej debiutanckiej EP-ki i staramy się dotrzeć ze swoją muzyką do jak najszerszego grona osób. Wkrótce chcielibyśmy też ponownie wejść do studia i nagrać kilka kolejnych piosenek. Głęboko wierzymy, że będzie to możliwe, ale na razie zostajemy w domu, często myjemy ręce i wypatrujemy lepszych czasów. O wszystkich naszych działaniach na bieżąco informujemy na Facebooku oraz Instagramie, więc kto ciekaw – zapraszamy!

Notka o zespole:

Pusta Przestrzeń powstała jesienią 2015 roku w Rzeszowie. Zespół w swojej twórczości odwołuje się do różnych podgatunków alternatywnego rocka. Wśród najważniejszych inspiracji muzyków znajdują się indie rock, shoegaze, a także szeroko rozumiana polska muzyka pop rockowa. 13 marca 2020 r. ukazał się debiutancki minialbum grupy pt. “Pustka”, na który składają się cztery autorskie kompozycje.

Skład zespołu tworzą:
Paweł Serewko – wokal, gitara
Jacek Miciuda – bas
Przemysław Biliński – gitara
Jakub Kasowicz – perkusja

Wywiad z Agnieszką Wiechnik

Wywiad z Agnieszką Wiechnik

O programach typu talent show, pracy z dziećmi i kilku projektach muzycznych mieliśmy okazję porozmawiać z wokalistką Agnieszką Wiechnik tuż po premierze jej najnowszego singla pt. „Ćma”.

– Jak zaczęła się Twoja przygoda z muzyką?

– Moja przygoda z muzyką zaczęła się w wieku przedszkolnym. Miałam 6 lat kiedy wystąpiłam po raz pierwszy na scenie na lokalnym konkursie wokalnym w Janowie Lubelskim, z którego pochodzę. Zajęłam tam wtedy drugie miejsce , co zachęciło mnie do uczęszczania na zajęcia muzyczne w Janowskim Ośrodku Kultury, gdzie pod okiem instruktorów jeździłam na różne festiwale po całej Polsce. Właściwie mogę powiedzieć, że jestem wychowana w domu kultury (śmiech) i traktuję to miejsce jak drugi dom. Dziś to ja uczę tam dzieciaki!

– Co lubisz bardziej: moment tworzenia utworów czy występowanie na scenie?

– Ciężko powiedzieć… Kiedy tworzę, muszę mieć spokój…, samotnię, w której mogę skupić się na emocjach, które chcę zawrzeć w danym utworze… Wtedy jestem jak w transie… bardzo lubię ten stan. Na scenie czuję się jak ryba w wodzie, uwielbiam kontakt z publicznością, tym bardziej jak widzę, że udziela im się moja energia, wtedy fruwam (śmiech).

– Przed koncertami towarzyszy Ci trema czy nie stresujesz się już wcale?

– Przed koncertami czuję ogromną adrenalinę, nie nazwałabym tego tremą, to takie motylki w brzuchu!

– Brałaś udział w kilku programach typu talent show, więc wiesz jak to wygląda „od kuchni”. Jakie jest Twoje zdanie na ten temat? Polecasz, odradzasz?

– Jak najbardziej polecam, chociażby dlatego, żeby zmierzyć się ze swoimi słabościami, strachem. Jest takie powiedzenie „Kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana”, a ja bardzo lubię ten trunek (śmiech). Do odważnych świat należy, warto pokazywać się szerszej publiczności. Będąc w programach nauczyłam się przede wszystkim pokory i cierpliwości w dążeniu do celu. Poznałam też wielu wartościowych ludzi, z którymi przyjaźnię się do dziś. Niebawem pojawię się w grudniowym odcinku „Szansy na sukces”. Od dziecka marzyłam o tym programie i w końcu się udało! Mam nadzieję, że dzięki temu przypomnę się słuchaczom, że jest taka Agnieszka w Lublinie (śmiech).

– W ubiegłym roku wcieliłaś się w postać Krasnalali, użyczając głosu na płycie z piosenkami dla dzieci. Jak wspominasz ten projekt? Trudniej się śpiewa dla najmłodszych?

– Krasnalala to cudny projekt z przepięknymi piosenkami stworzonymi przez Igora Jaszczuka i Dariusa Galla . Póki co na kanale MiniVevo jest dostępna tylko jedna piosenka i klip pt. „Magiczne kredki”, ale myślę ,że pozostałe piosenki też ujrzą światło dzienne. Bardzo lubię śpiewać dla dzieci, sama też piszę piosenki dla swoich podopiecznych, wielu z nich ma na koncie swoje pierwsze single! Ja sama czuję się jak duże dziecko (śmiech). Dzieci są szczere, otwarte, mają te wszystkie pozytywne cechy, których czasem brak dorosłym.., więc możliwość śpiewania dla tych najmłodszych to dla mnie zaszczyt.

– Jakie jest Twoje najpiękniejsze muzyczne wspomnienie?

– Najpiękniejsze wspomnienie muzyczne to zdecydowanie występ na tegorocznym Pol’and’Rock Festiwalu z Majką Jeżowską! Ależ to były emocje! Nie do opisania! W życiu nie widziałam tak ogromnej publiczności i tak pozytywnie nastawionej! Wszyscy śpiewali z nami piosenki Majki, ludzie mieli łzy w oczach, widać ożyło w nich to wewnętrzne dziecko… My też z zespołem mieliśmy łzy w oczach, na początku koncertu ja ledwo wydobywałam z siebie dźwięki ze wzruszenia… Majka to dobra czarodziejka, która zaraża ciepłem, pozytywną energią i uczy tolerancji! Jej piosenki są ponadczasowe, mądre i z przekazem nie tylko dla dzieci! To dla mnie zaszczyt, że mogę z nią od czasu do czasu pracować. Mówię od czasu do czasu, ponieważ teraz muszę skupić się na solowym projekcie, ale kiedy tylko mogę zawsze chętnie pośpiewam, że hulam po polu i piję kakao (śmiech).

– Na co dzień pracujesz jako instruktor wokalny z dziećmi i młodzieżą. Co Ci daje ta praca?

– Praca z dziećmi daje mi przede wszystkim swobodę i wolność, nie muszę nikogo udawać, mogę być sobą, bo dzieci akceptują mnie taką jaką jestem. Uczę się od nich wrażliwości i cieszenia się z małych rzeczy. Mamy super kontakt, ciężko pracujemy, co przekłada się również na sukcesy nie tylko ogólnopolskie, ale i międzynarodowe, bo takie zdolniachy mam, że wygrywają festiwale za granicą! Pokazują się w różnych programach muzycznych, pojawią się też i w najnowszej edycji „The Voice Kids”, więcej zdradzić nie mogę, ale trzymajcie kciuki! Pękam z dumy.

– Oprócz uczenia śpiewu, zajmujesz się wieloma innymi sprawami. Komponujesz własne utwory, piszesz teksty, śpiewasz w chórkach u Majki Jeżowskiej, a niebawem poprowadzisz autorski program telewizyjny. Jak Ci się udaje łączyć te wszystkie rzeczy? Czy Agnieszka Wiechnik kiedyś śpi?

– Agnieszka śpi do południa, a żyje nocą! Jest czasem ciężko, ale jakoś daję radę to połączyć, choć sama się czasem dziwię. Kocham to co robię, więc traktuję to jak hobby, pasję, a nie pracę, może dlatego nie brakuje mi sił do działania.

– Zawsze chętnie bierzesz udział we wszelkiego rodzaju akcjach charytatywnych. Ba, sama je też organizujesz. Wierzysz w to, że dobro wraca?

– Tak, bardzo to lubię! Uważam, że dobro wraca w momencie kiedy w ogóle się tego nie spodziewamy. Poza tym warto uczyć młodych ludzi empatii, dlatego często angażuję w koncerty charytatywne moje dzieciaki, które też chętnie pomagają. Najbliższy koncert, który organizuję, to trzecia edycja „Kochaj Czworonogi” w Janowie Lubelskim, która będzie transmitowana na żywo, a gościem muzycznym będzie sam KUBA PŁUCISZ z zespołem – założyciel zespołu IRA i twórca przebojów tego zespołu; wystąpię też i ja z moim wspaniałym zespołem. Imprezę poprowadzi Hubert Radzikowski – znany prezenter radiowy, który też jest zwierzolubem (śmiech). Wejściówką na koncert będzie karma dla zwierząt, którą obdarujemy schronisko.

– Jesteśmy tuż po premierze Twojego najnowszego teledysku zatytułowanego „Ćma”. Jaka jest geneza tego utworu?

– Utwór ten powstał z myślą o ludziach, którzy nie potrafią uwolnić się z tzw życiowej matni.. Tkwią w sytuacjach niekomfortowych w imię jakichś narzucanych przez społeczeństwo reguł, bo to wypada – to nie wypada – a co ludzie powiedzą… Udają na pokaz szczęśliwych, a w rzeczywistości mają ochotę uciec daleko i odetchnąć. Są różne sytuacje w życiu, które nas załamują, nie potrafimy sobie sami z nimi poradzić, warto jednak pamiętać, że zawsze jest wyjście, wystarczy otworzyć się na ludzi, czasem nawet poprosić o pomoc, o radę. Piosenka jak i teledysk miały wzbudzić emocje zarówno u widza jak i u słuchacza. Sądząc po komentarzach, chyba się udało.

– Możesz zdradzić nieco więcej na temat produkcji tego klipu?
– Pewnego dnia przesłałam piosenkę koledze Rafałowi Popowi i powiedziałam, że mam pomysł na teledysk… Opisałam mu swoimi słowami, on ładnie poskładał to do kupy scena po scenie i napisał profesjonalny scenariusz, który potem nakręcił wraz z Patrycją Sarzyńską. Główne role zagrali moja przyjaciółka Eliza Pieńkoś z synkiem Olafem oraz Rafał Konieczny, który zaaranżował i wyprodukował piosenkę.

– A jakie masz plany na najbliższą przyszłość?

– W najbliższym czasie szykuje się kilka koncertów, między innymi z Orkiestrą Tomasza Momota czy występ na Gali Luksusowa Marka Roku w Janowie Podlaskim, ale także nie spoczywam na laurach, tworzę dalej. Nagraliśmy duet z Rafałem Koniecznym do jego autorskiego singla, do którego miałam przyjemność napisać tekst. Pojawi się zapewne też teledysk. W międzyczasie w grudniu rusza mój autorski program telewizyjny „Gwiazdy na backstage’u”, więc mam ręce pełne roboty, ale na szczęście lubię ten pęd i póki co udaje mi się wszystko pogodzić.

– Dziękuję bardzo za rozmowę!

*Fotografia główna autorstwa Grzegorza Bukały.

Propozycje na lato

Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.

Ostatnie relacje

Kraft Party

Browar Piwojad - wywiad

Z okazji imprezy Krakowski Kraft Party spotkaliśmy się z Pawłem Teodorczykiem, współzałożycielem browaru Piwojad, aby porozmawiać o warzeniu piwa, inicjatywie Krakowski Kraft i kulturze piwa rzemieślniczego.

Browar Piwojad powstał pod koniec 2015 roku. Czy można powiedzieć, że zamieniłeś swoją pasję w biznes?

Zanim powstał Piwojad warzyliśmy piwo w domu przez prawie 4 lata. Często poświęcaliśmy temu całe weekendy, uwarzyliśmy w ten sposób ponad 100 warek. To faktycznie było nasze hobby, zajawka, którą zajmowaliśmy się przez długi okres zanim powstał Piwojad.

Kiedy pojawił się pomysł na założenie własnego browaru rzemieślniczego?

W momencie, w którym zaczęliśmy się tym zajmować, już pojawił się zamysł, że docelowo kiedyś stanie się to biznesem. Trochę odwlekaliśmy decyzję o założeniu browaru – chcieliśmy mieć poczucie, że robimy to na tyle dobrze, żeby być w pełni gotowymi do założenia biznesu.

Moda na rzemieślnicze piwa przyniosła również wydarzenia z nimi związane min. Poznańskie Targi Piwne, w których Piwojad bierze udział. Czy piwna kultura zyskuje na popularności?

Na pewno tak, zwłaszcza w dużych miastach. Był moment, kiedy był duży boom na rzemieślnicze piwa i ludzie takimi wydarzeniami się bardzo interesowali. Można powiedzieć, że zainteresowanie rzemieślniczym piwem ciągle rośnie. Nadal odbywa się wiele wydarzeń, festiwali, tego typu eventów związanych z piwem.

Jakie korzyści płyną z udziału w takich wydarzeniach dla browaru?

Najcenniejszy jest w tego typu wydarzeniach bezpośredni feedback konsumentów. Faktycznie spotykamy się z konsumentami, otrzymujemy od nich bezpośrednio opinię, co się im podoba w naszych piwach, co można by zrobić innego. To jest taki motor do naszego działania.

Krakowski Kraft to wspólna inicjatywa pięciu krakowskich browarów. Co skłoniło Was do połączenia sił i organizacji kolejnych wydarzeń w Krakowie?

To wyszło w jakiś sposób naturalnie. Z jednej strony jesteśmy oczywiście konkurencją, jednak mamy również wspólny interes, czyli promowanie kultury picia piwa rzemieślniczego. Myślę, że na wielu odcinkach możemy razem wspólnie zyskać. Ponadto prywatnie znamy się, lubimy, pomagamy sobie nawzajem. Postanowiliśmy pójść krok dalej – uwarzyć wspólne piwo, zorganizować razem event, pojawiać się wspólnie na festiwalach piwa rzemieślniczego.

Możemy się spodziewać kolejnych wydarzeń Krakowskiego Kraftu?

Na pewno będą kolejne inicjatywy, nasza współpraca będzie dalej się rozwijać. Pewnie będziemy chcieli powtórzyć Krakowski Kraft Party w przyszłym roku. Ponadto będziemy się wspólnie pojawiać na różnych festiwalach piwnych i organizować kranoprzejęcia w różnych miastach Polski, co już raz zrobiliśmy w maju w Krakowie. Pozytywnie się zapatrujemy na tą współpracę i niewątpliwie będzie ona nadal trwać.

Na Krakowski Kraft Party wspólnie przygotowaliście specjalne kooperacyjne piwo – Mieszankę Krakoską. Co to jest za piwo i jak można określić jego smak?

Mieszanka Krakoska to piwo w stylu session IPA o stosunkowo niskiej zawartości alkoholu i niskim ekstrakcie początkowym. Aromat zawdzięcza dużej ilość amerykańskich chmieli użytych na zimno. Dają one wyraźne nuty białych owoców i cytrusów. Do tego dodaliśmy również laski wanilii, która wygładza smak oraz laktozę, która podbija pełnię piwa. Dzięki użyciu laktozy piwo nie jest wodniste, jak zdarza się to w przypadku niektórych piw niskoalkoholowych. Myślę, że jest to bardzo pijalne piwo, w sam raz na pogodni letni wieczór. Mieszanka Krakoska to efekt współpracy pięciu rzemieślniczych browarów z Krakowa, każdy z nas dodał coś od siebie.

Ile jest w warzeniu piwa nauki chemii, a ile kreatywnego poszukiwania smaków?

Oba aspekty grają istotną rolę. Jesteśmy na tym etapie rozwoju, że głównie skupiamy się na poszukiwaniu nowych smaków. Myślę, że za równo nas to dotyczy, jak i innych rzemieślniczych browarów. Nie tworzymy już próbnych warek piwa, od razu mamy wyobrażenie jak te smaki mogą się łączyć. Natomiast byłoby to niemożliwe bez znajomości chemii czy mikrobiologii, bez świadomości, co w jaki sposób fermentuje i jak się to przekłada na smak piwa. Jest w tym za równo dużo kreatywności, jak i sporo nabytej wiedzy.

Skąd biorą się inspiracje na kolejne smaki Piwojada?

Jest kilka źródeł, z których czerpiemy inspiracje. Po pierwsze obserwujemy, co się dzieje za równo w polskim, jak i światowym piwowarstwie. Staramy się śledzić bieżące trendy i tendencje. Nie chciałbym skupiać się na słowie „trendy”, ponieważ nasza praca nie polega na tym, że warzymy to, co w danym momencie jest modne. Obserwujemy rzeczy niszowe, kto w jakim kierunku poszedł, kto jakie rzeczy tworzy. Z drugiej strony opiera się to na własnej wyobraźni, kreatywności.

Zwracamy się szczególnie w stronę lokalnych smaków i produktów. Staramy się inspirować tym, co jest dostępne dookoła nas. W Małopolsce produkuje się bardzo dużo owoców, które wykorzystujemy do produkcji naszych piw. Na początku września zorganizujemy event, który będzie w szczególności nawiązywał do sadowniczych tradycji małopolskich, a także do naszego bardzo ścisłego związku z lokalnymi producentami. Chcielibyśmy podkreślić pewną symbiozę Piwojada z lokalnymi producentami, zwłaszcza z sadownikami, ale nie tylko. Zawsze skupujemy pszenicę z lokalnych źródeł. Wszystkie inne surowce do piwa, które nie są produkowane czy hodowane w Polsce, staramy się kupować u małopolskich dostawców. Chcemy działać na lokalnym rynku, wspierać go i współpracować z lokalnymi dostawcami. Zależy nam również na współpracy z lokalami gastronomicznymi oraz punktami handlowymi w Krakowie czy Małopolsce. Jesteśmy mocno związani z lokalnym rynkiem i społecznością.

Czy masz ulubiony smak Piwojada?

Jest ich wiele, nie jestem w stanie wskazać konkretnego. Wszystko zależy od dnia, nastroju. Mam wiele piw, z których jestem zadowolony, wręcz dumny. W dużej części naszych piw nadal zauważamy pewne drobne niedociągnięcia, które staramy się na bieżąco korygować, abyśmy czuli się z nich w pełni zadowoleni. Rzadko się zdarza, aby druga warka danego piwa była identyczna jak pierwsza. Zawsze kolejne warki korygujemy, poprawiamy. Ciągle doskonalimy nasze piwa.

Na rynku można zauważyć modę na piwa bezalkoholowe. Czy jest miejsce dla piw o obniżonej zawartości alkoholu wśród piw rzemieślniczych?

Jak najbardziej. Piwo zupełnie bez zawartości alkoholu stanowi pewne wyzwanie, ponieważ z definicji jest to proces nierzemieślniczy. Zupełne usunięcie alkoholu z piwa wymaga w dużym stopniu ingerencji technologicznej. Natomiast produkcja piw niskoalkoholowych przez browary rzemieślnicze to ciekawy temat na przyszłość. Myślę, że wiele osób zwraca się w tę stronę i jest to całkiem fajny trend. Niektórzy wolą wypić więcej lekkich piw, niż mniej mocniejszych. Są też osoby, które lubią piwo, ale niekoniecznie przepadają za alkoholem.

Gdzie można spróbować piw Piwojada?

W bardzo wielu miejscach. W Krakowie nasze piwa są dostępne w co najmniej 50 restauracjach, we wszystkich sklepach z piwem rzemieślniczym oraz w praktycznie każdym barze oferującym piwo rzemieślnicze. Również na terenie całego kraju można kupić Piwojada w sklepach z piwem rzemieślniczym oraz w niektórych barach i większych sieciach handlowych. Piwojad jest dostępy nawet poza granicami kraju – bezpośrednio wysyłamy piwo do Czech, niebezpośrednio do innych krajów ościennych. Interesują nas rynki zagraniczne, natomiast priorytetem jest dla nas rynek lokalny – krakowski, rynek małopolski, dalej rynek ogólnokrajowy, a dopiero potem rynki zagraniczne.

Propozycje na lato

Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.

Ostatnie relacje

Rozmowa o „Duszy”

Wywiad z Durand Jones & The Indications

Mieliśmy wielką przyjemność przeprowadzić wywiad z wokalistą Durandem Jonesem i perkusistą Aaronem Frazerem z formacji The Indications przed ich koncertem w pierwszym dniu OFF-Festiwalu w Katowicach. Oto jego zredagowana treść.

Jak opisałbyś niezaznajomionym z tematem skąd wzięła się nazwa ‘soul’ (dusza)? Jakie są relacje między tą muzyką i jej nazwą?

DJ: Swego czasu dużo myślałem dlaczego ludzie nazwali tą muzykę w odniesieniu do tej duchowej części nas, której nie można wyjaśnić. Doszedłem do tego, że w tamtych czasach czarna Ameryka nie miała kontroli nad polityką i nie była majętna, więc nie miała również władzy, edukacji… bardzo wielu rzeczy. Lecz to nad czym panowali to dusza wewnątrz nich. Jeśli pojechałbyś do Stanów, mógłbyś odwiedzić restauracje o tematyce soul, gdzie grają muzyków takich jak James Brown, który mówił o potędze duszy. Myślę, że czuli nie tylko posiadanie swojej duszy, ale również i to, że jest ona bardzo głęboka i wyjątkowa. Dusza może ci towarzyszyć i cię pocieszyć gdy jesteś smutny, możesz z nią pójść na tańce, podnieść na duchu ukochaną osobę… Przynosi uczucia które nie mogą się narodzić nigdzie indziej. Czuję, że nasza muzyka dobrze wykorzystuje te tematy. Śpiewamy o różnych stronach miłości: platoniczna, romantyczna, utracona… Poruszamy również tematy socjopolityczne – rzeczy które chcielibyśmy zmienić w Ameryce, ale również rzeczy dla których mamy pasję. Myślę że stąd pochodzi nazwa ‘muzyka soul’.

Moglibyście wymienić wasze ulubione ikony muzyki soul z lat 70tych?

DJ: Bardzo mi się podobało to co Stevie Wonder robił w tamtych czasach. Ostatnio przesłuchałem wiele materiału od niego, zrobił na mnie duże wrażenie.

AF: Dodałbym również: Curtis Mayfield (miał na mnie szczególnie duży wpływ), Smoky Robinson i Eddie Kendricks.

Gdy tworzycie muzykę, skupiacie się bardziej na adaptowaniu soulu do współczesnych odbiorców, czy też chcecie zachować klasyczne brzmienie gatunku?

DJ: Myślę, że pchanie go do przodu jest naszym obowiązkiem. Stoimy na ramionach wielu muzyków z ubiegłych dekad. Powinniśmy nie tylko docenić i przyjąć to, czego dokonali, ale również rozwinąć to i przenieść na jeszcze wyższy poziom. Staramy się tego dokonać.

Jeśli chodzi o wymyślanie nowych piosenek i ich komponowanie i produkcję, jak dzielicie się pracą?

AF: Wszyscy wykładamy na stół własne pomysły, choć najczęściej robi to Durand, Blake Rhein (gitarzysta) i ja sam. Pomagamy sobie nawzajem ukształtować nasze pomysły. Może się to zacząć od melodii, do której komuś innego przychodzi na myśl tekst. Durand może przytoczyć coś ze swojego notesu, na co mi przychodzi pomysł na zwrotkę. Czasem ktoś wymyśla utwór prawie do końca. Sami piszemy i produkujemy własne nagrania – ja i Blake wyprodukowaliśmy nasz ostatni album American Love Call.

Zakładając, że pięciu z was czasami musi „poodbijać piłeczkę” między sobą by doszlifować utwór nad którym pracujecie, czy spotkaliście się kiedyś z problemem, że rezultat końcowy nie oddawał już początkowej wizji, od której zaczęła się piosenka?

DJ: Nie wydaje mi się. Oczywiście były piosenki nad którymi pracowaliśmy co do których nie byliśmy pewni, ale jeśli chodzi o mnie jako twórcę – nigdy niczego nie wyrzucam. Nawet jeśli coś nie jest użyteczne tam gdzie początkowo zakładałem, po prostu odkładam to na półkę, gdzie czeka na swoją chwilę.

AF: Mieliśmy również piosenki, które przechodzą w coś zupełnie innego niż to jakie były na początku. Może rytm się zmienia, albo tempo…

DJ: Jak w What I Know About You.

AF: Zdecydowanie, albo Long Way Home. Ale to nigdy nie był dla nas problem. To jest taka przyjemność pracy w grupie. Dochodzisz do zakończenia, do którego nigdy nie doszedłbyś sam.

Soul może być muzyką za równo rozkoszną jak i zgorzkniałą. Jak powiedzieliście, w American Love Call otwarcie nawiązujecie do aktualnych problemów socjoekonomicznych w Stanach Zjednoczonych. Co was skłoniło do podjęcia tego tematu?

AF: Przyszedł czas na mówienie w co wierzymy, to już nie pora na subtelność. Mamy kryzys polityczny, globalny środowiskowy. Jeśli mamy jakąś platformę, czy to piosenki które ludzie lubią, czy konto na Instagramie które śledzi wielu ludzi – czas by powiedzieć to w co wierzymy i walczyć o to, o co możemy. Nie mamy wiele czasu.

DJ: Mamy za sobą dziedzictwo po ludziach takich jak Nina Simone, Marvin Gaye, Curtis Mayfield czy Donny Hathaway. Zawsze byli proaktywni, mówili swoją prawdę, o tym co się dzieje w środowisku lokalnym i globalnym. Powinniśmy iść z tym dalej.

Ten kryzys jest również podziałem w amerykańskim społeczeństwie. Czy wierzycie, że muzyka może pomóc w zburzeniu tych granic?

DJ: Być może, ale tak naprawdę myślę, że to co Ameryka musi zrobić to przyjrzeć się korzeniom jej problemów i tego dlaczego jest tak podzielona – temu co nas rozdziera od środka. Gdy wreszcie będziemy mogli wszyscy usiąść i porozmawiać o tym jak kulturalni ludzie, może do czegoś wreszcie dojdziemy. Ale wierzę, że muzyka może pomóc nam do tego dojść.

Biorąc pod uwagę wasze o wiele większe doświadczenie, jak się różniła produkcja American Love Call w porównaniu z waszym pierwszym albumem?

AF: Zdecydowanie się różniła przez kilka dużych czynników. Wreszcie mieliśmy budżet z którym mogliśmy działać, więc mogliśmy dokonać rzeczy, takich jak dołożenie sekcji smyczkowej, o których nam się w ogóle nie śniło produkując nasz pierwszy album. Ale wiele się nauczyliśmy samodzielnie produkując po raz pierwszy. Czy to aranżowanie harmonii czy wymyślanie melodii strunowych, albo po prostu generalne układanie różnych części – mogliśmy wykorzystać te doświadczenia by przetłumaczyć to co było w naszych głowach na to czego można posłuchać w albumie. Możliwość dokonania czegoś takiego niesie wyjątkowe uczucia.

Jesteśmy szczęśliwi z bycia pierwszym krajem Europy Wschodniej w którym wystąpiliście. Czy chcielibyście dalej rozprowadzać muzykę soul na wschodzie?

DJ: Chcielibyśmy ją roznieść na cały świat, to by było niesamowite. Polska jest świetna, bawiliśmy się tutaj dobrze..

Propozycje na lato

Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.

Ostatnie relacje

Wywiad z Damianem Syjonfamem

O Reagge bez spinki

O pierwszej fascynacji muzyką, relacjach z fanami i najbliższych muzycznych planach rozmawialiśmy z jednym z czołowych przedstawicieli polskiego reggae – Damianem Syjonfamem tuż przed koncertem w trakcie festiwalu Kazimiernikejszyn.

– Pamiętasz moment swojej pierwszej fascynacji muzyką reggae?

– Ja już mam sporo lat, więc trochę trudno jest pamiętać takie momenty (śmiech). Mój tato miał kiedyś nagrane coś Boba Marleya na kasetach, a potem pamiętam moment, który przeważył sytuację: to było wtedy, gdy usłyszałem piosenkę Boba Marleya – „We and Dem”. On tam śpiewał o takich sprawach, o których żaden inny wokalista nie śpiewa i to mnie zainteresowało. No i oczywiście puls – od razu poczułem to w sercu.

– Jak wygląda u Ciebie etap tworzenia kolejnych utworów? Masz jakieś swoje rytuały czy zwykle natchnienie przychodzi w najmniej spodziewanym momencie?

– Trochę pomagam natchnieniu. Zazwyczaj jest tak, że staram się po swojemu pomodlić do Najwyższego żeby mi przysłał trochę natchnienia tego dnia, ale nie zawsze mnie słucha (śmiech) i czasami muszę długo na to czekać. Chociaż nie, masz rację, czasem jest tak, że jadę samochodem i coś mnie natchnie. Na szczęście teraz mam dyktafon w telefonie, bo kiedyś, dawno temu, moja teraźniejsza żona – wtedy moja dziewczyna, kupiła mi dyktafon, bo mówiłem jej, że czasem dopada mnie to natchnienie gdzieś w drodze. Także czasami przychodzi to znienacka, a czasami trochę temu pomagam, czyli słucham w kółko jakiegoś podkładu instrumentalnego do momentu aż przyjdzie taki wers, który wiem, że będzie podstawą dla piosenki.

– A co Ci daje koncertowanie?

– Koncertowanie to jest taka nagroda, bo tak naprawdę oprócz tego, że różne są etapy i różne poziomy tworzenia muzyki, to dla mnie i dla muzyków koncert jest nagrodą za naszą pracę i za to, co zrobiliśmy. Na koncercie bardzo dużo dostajemy od publiczności, dużo energii i dzięki temu wiemy, że to, na co pracowaliśmy tak długo – działa.

– Po Twoich koncertach bardzo często ustawiają się do Ciebie długie kolejki. Wiele osób chce zamienić z Tobą choć słowo, zrobić zdjęcie czy wziąć autograf, a Ty cierpliwie znajdujesz dla nich czas. Czemu taka bliska relacja z fanami jest dla Ciebie ważna?

– Dzięki nim mogę robić to, co kocham, więc po prostu ich szanuję. Wiem, że każdy kto przychodzi, każda pojedyncza osoba chciałaby mieć pamiątkę – zdjęcie czy autograf, albo czasami kupić płytę i tak dalej. Poza tym teraz jeszcze więcej z tego czerpię; myślę, że wcześniej nie byłem na to aż tak gotowy, ale teraz lubię zamienić słowo z ludźmi i często są to dla mnie inspiracje dla nowych piosenek. Daje mi to dużo do myślenia i to też jest dla mnie nagroda.

– Rozmawiamy w trakcie festiwalu Kazimiernikejszyn, którego niezmienne hasło nadrzędne brzmi „bez spinki”. Ty sam o sobie mówisz, że jesteś „optymistą z natury”,  ale wiele osób twierdzi, że obecnie tak się nie da, bo przecież w dzisiejszym świecie jest tyle powodów żeby jednak „się spinać”. Masz jakiś patent na to, żeby ten optymizm jakoś w sobie utrzymać?

– Ja już się taki urodziłem (śmiech). Stosuję taką zasadę, że nawet w najgorszej sytuacji można znaleźć coś pozytywnego. Tak jak w piosence „Kto siłę ma” – niby upadasz na dno, ale tak sobie pomyślałem: no tak, ale dno jest twarde. Może właśnie po to jest twarde, żeby się odbić do góry, więc myślę, że w każdej sytuacji można coś takiego znaleźć i zawsze się staram tym kierować. Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być lepiej!

– Na scenę Kazimiernikejszyn wracasz po 4 latach, Twój ostatni występ tutaj miał miejsce podczas drugiej edycji tego festiwalu. Miałeś chwilę żeby się teraz trochę rozejrzeć? Dużo się zmieniło od tamtego czasu?

– Scena inaczej stoi i bardzo mi się to podoba, zrobiło się tak kameralnie. To super miejsce w ogóle! No i garderobę mamy fajną! (śmiech)

– Co lubisz robić w wolnym czasie, o ile taki jeszcze u Ciebie występuje? Jak ładujesz akumulatory?

– Nie mam wolnego czasu, ale w zasadzie zawsze jak zajmuję się muzyką to jest dla mnie tak jakby wolny czas, bo bardzo lubię to robić.

– Od premiery Twojej ostatniej solowej płyty „Czuję, więc jestem” minął już rok, zatem porozmawiajmy teraz o przyszłości. Masz już pomysł na nowy materiał?

– Tak, mam już jakiś pomysł w głowie, choć nie potrafię tego jeszcze jakoś tak ładnie opisać, żeby ludzi zachęcić (śmiech), ale już coś mi się tworzy. I nawet z Magdą (żona i manager Damiana – przyp. red.) już coś zaczynamy planować i planujemy tym razem zrobić coś większego. Do tej trzeciej płyty był tak naprawdę tylko jeden teledysk do jednego singla, a teraz chcemy coś grubiej! I bardzo możliwe, że będą nawet piosenki po angielsku – nie wszystkie, ale parę będzie na pewno.

– Planujesz zrobić kolejne wydawnictwo winylowe? To dość mocno popularny trend ostatnio.

– Już wydałem jedno, ale ten winyl dla nas to też bardziej jako taka nagroda, taki suwenir, bo nie ma takiego wielkiego zapotrzebowania na winyle z moją muzyką. A jednak wyprodukować taką płytę to jest dosyć duży koszt. Super mieć swój winyl, ja już jeden mam i zobaczymy w przyszłości… Nigdy nie wiadomo co się wydarzy, nie wiemy nawet co będzie za dwa tygodnie.

– Na zakończenie naszej rozmowy – czego mogę Ci życzyć?

– Czego mi życzyć? Wakacji z najbliższymi, teraz tylko o tym marzę! (śmiech)

– I właśnie tego Ci życzę. Dziękuję za rozmowę!

Propozycje na lato

Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.

Ostatnie relacje

Ana Moura – Wywiad

Ana Moura ... tuż po koncercie

Chwilę po wspaniałym koncercie, który odbył się ramach Lotos Siesta Festival w Gdańskiej Filharmonii Ana udzieliła redakcji „Fun in Poland” krótkiego wywiadu.

Fun in Poland: Podobał Ci się koncert? Bo nam bardzo.

Ana Moura: Oh, dziękuję, bawiłam się naprawdę świetnie. Widownia była niesamowita.

–  W ostatnim roku zagrałaś w Polsce dwa koncerty. Czy lubisz w naszym kraju występować ?

– Uwielbiam to, bo czuję, że ludzie tu naprawdę czują więź z naszą muzyką. Za każdym razem gdy tu przyjeżdżamy ludzie są dla nas bardzo mili, jak sami widzieliście na koncercie. Dlatego zawsze lubię wracać do Polski.

– W przeszłości śpiewałaś wspólnie z Rolling Stonsami i Princem. Czy te koncerty miały jakiś wpływ na tożsamość lub styl Twojej muzyki?

– Wspólne granie z nimi oczywiście wpłynęło na moją muzykę i zainspirowało mnie do robienia nowych rzeczy z moją muzyką.

– Czy jest jakiś muzyk z którym jeszcze nie miałaś okazji grać, a bardzo chciałabyś?

– Wielu, ale nie wiem kogo wymienić… Stevie Wonder?

–  W ostatnim czasie Lizbona stała się światową stolicą muzyki i domem dla nie tylko młodych, ambitnych artystów z krajów portugalskojęzycznych, ale nawet supergwiazd pokroju Madonny. Jak to się stało?

– Myślę, że ludzie kochają piękno Lizbony, ale również fakt że jest to bardzo bezpieczne miasto. W dzisiejszych czasach ciężko o bezpieczeństwo w tym zwariowanym świecie. Lizbona ma również dużo dobrego jedzenia i miłych ludzi.

– Jak myślisz, które osobistości (muzycy, organizatorzy, itp) byli najważniejsi dla rozwoju muzycznego Lizbony?

– Myślę że głównie liczni artyści, ale wymienić mogłabym również na przykład Luis Montez. To wielki agent muzyczny w Portugalii. Kocha nawet najmłodszych piosenkarzy i muzyków, zawsze szuka nowości i jest obecny na wielu festiwalach w Lizbonie.

– Z drugiej strony fado, wraz z innymi gatunkami pochodzącymi ze świata luzofońskiego, rośnie na popularności zarówno w Europie jak i reszcie świata. Co twoim zdaniem jest najbardziej atrakcyjne w tej muzyce?

– Ta muzyka pochodzi z duszy i nawet ludzie nie rozumiejący tekstu mogą poczuć z nią więź. Myślę że dlatego właśnie ludzie tak się w niej zakochują, bo dusza może zmieniać uczucia ludzi.

– Co lubisz robić w wolnym czasie

– Kocham być z moją rodziną, szczególnie moimi dziećmi, bo rzadko mam na to okazję. Poza tym lubię pływanie i taniec.

« of 2 »

– W takim razie pozostaje nam Ci życzyć bezpiecznego powrotu do Portugalii i szybkiego spotkania z rodziną.

– Bardzo dziękuję!

Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.

Inne relacje

Fun in Poland, wraz z Agencją Perspektywy zaprasza na kolejną edycję African Beats Festival! To Festival muzycznych korzeni. Święto otwartości i tolerancji. Organiczna afrykańska muzyka, spotkania podróżnicze, kino festivalowe, warsztaty

Festiwal Kultury Żydowskiej w Krakowie Powietrze to główny temat tegorocznej edycji Festiwalu Kultury Żydowskiej, który również poetycko zwiastuje powrót koncertu odbywającego się na świeżym powietrzu – „Szalom na Szerokiej”! FKŻ

Ostróda Reggae Festival 2023 Ostróda Reggae Festival ze swoją wieloletnią historią jest czołową polską imprezą celebrującą muzykę i kulturę wywodzącą się z Jamajki. Sukces festiwalu jest dowodem na atrakcyjność i

Gdańsk Siesta Festival Dorota Miśkiewicz i Toninho Horta. Koncertowa premiera albumu Bon Amigos na Gdańsk Siesta Festival. Czujesz Klimat? Po gościnnym pojawieniu się w gali Most Melanchlii na ubiegłorocznym festiwalu, jedna z

Siesta Festival 2023 Siesta Festival to jeden z niewielu festiwali w Polsce, który propaguje nurt „muzyki świata”. Nieprzypadkowo jest też związany z audycją o tej samej nazwie, prowadzonej przez Marcina

Z Kubą Kawalcem

Rozmowa z Kubą Kawalcem

Co nieco o trasie „Mów mi dobrze”, pracy muzyka i kłótniach w zespole – z Kubą Kawalcem, wokalistą Happysad, rozmawialiśmy tuż przed koncertem w Klubie Graffiti w Lublinie.

Dobrze się wraca do starych numerów? Co czułeś robiąc reedycję „Mów mi dobrze”?

– „Mów mi dobrze” jest taką płytą, do której w ogóle często wracamy. To bardzo koncertowa płyta i byłoby nieprawdą mydlenie ludziom oczu, że to materiał niegrany i odgrzebany. Często do niej wracamy i to z przyjemnością, bo to dosyć dynamiczny, energetyczny materiał koncertowy, który się zawsze dobrze sprawdzał i teraz mamy powód żeby go zagrać w zasadzie w większości płyty. Także, odpowiadając na Twoje pytanie, dobrze się wraca (śmiech).  Ale to nie jest też materiał tak odległy jak „Wszystko jedno” czy „Podróże z i pod prąd”, albo na przykład „Nieprzygoda”, która była dosyć ciężką emocjonalnie płytą, więc do niej się dużo ciężej wracało niż do „Mów mi dobrze”. Ta jest takim strzałem energetycznym.

– Który moment w pracy muzyka lubisz najbardziej? Pisanie tekstów, komponowanie, nagrywanie w studio czy koncerty?

– To się zmienia. Na pewno takim najczystszym, najprawdziwszym momentem jest występ na scenie, bo to moment, gdzie jest najwięcej emocji. To znaczy: jesteś trochę aktorem, jesteś trochę showmanem, jesteś trochę klaunem, jesteś trochę kimś, kto się jakby spowiada, jesteś trochę ekshibicjonistą, jesteś odtwórcą, jesteś rzemieślnikiem, jesteś trochę artystą – na wszystko trzeba uważać. Ale z drugiej strony jest to najprawdziwszy moment, dopełnienie całego zamieszania, które się wokół tego dzieje. Studio też ma takie swoje magiczne momenty, natomiast jest dosyć wymagającym miejscem. Często obnaża jakieś niedoskonałości, natomiast jest też miejscem, w którym można dużo z siebie wydobyć, dużo doświadczyć, dużo się nauczyć. Tworzenie też jest fantastyczne, jest tak rzadkie… W sensie: nie da się tego zaplanować – mówię o takim najczystszym, pierwotnym momencie, w którym coś przychodzi do głowy i zaczyna się wokół tego coś robić – to jest piękny moment. Piękny moment to też obozy kompozycyjne. Uwielbiam te wyjazdy, gdzie się zamykamy i w zasadzie świat nie istnieje, tylko sobie po prostu muzykujemy czy siedzimy; nawet nie musimy mieć instrumentów, a już czujemy, że jest to coś wyjątkowego. To wszystko składa się na przygodę, która nam uświadamia, że gdzieś nam się to życie potoczyło w jakiś sposób wyjątkowy dla nas, no bo spełniliśmy jakoś swoje marzenia. Mamy pracę, która nie stanowi jakiejś ciężkiej odpowiedzialności wobec narodu, ludności; to nie są operacje na otwartym sercu, to nie jest służba wojskowa – nikt od tego nie ginie ani nikt za to nie strzela. No i na swój sposób jest to fajne, natomiast też ma bardzo dużo wad, ale nie będziemy o nich gadać. Chyba takim najczystszym momentem jest scena; jest proces twórczy, jest proces nagrywania, czyli utrwalania tego na nośniku, jest proces aranżacyjny, jest proces przygotowawczy, prób, a potem wchodzisz na koncert i jeżeli jeszcze ma kto tego posłuchać i jest odbiorca, to już w ogóle jest spełnienie marzeń.

– Właśnie, wspomniałeś o obozach kompozycyjnych. W tym roku też coś planujecie?

– W tym roku jeszcze nie byliśmy i nie planujemy na razie. Może grudzień… Bo w tym roku chcielibyśmy wydać płytę, a to się wiąże z nakładem pracy ukierunkowanym właśnie na studio. I o ile we wrześniu by się to udało, to moglibyśmy jeszcze wtedy pojechać, ale to by się już trochę mijało z celem, więc zostaje nam tylko grudzień. Chcielibyśmy, przydałoby się, ale zobaczymy. Może grudzień albo przyszły rok – luty, może kwiecień.

– Zostało Wam jeszcze 5 koncertów w ramach „Mów mi dobrze Tour” w Polsce. Macie już jakieś przemyślenia na temat tej trasy? Co z niej zapamiętacie?

– Przede wszystkim ona jest bardzo „ludna”. Ludzie bardzo chętnie przychodzą na koncerty i teraz nie wiemy czy to jest zasługa płyty „Mów mi dobrze”, czy zespół przeżywa swego rodzaju renesans. Naprawdę zaskakujące te frekwencje; nie to żebyśmy narzekali jakoś ostatnio, ale no różnie było ostatnimi czasy, choć to nadal są liczby, z których możemy być dumni. Zawsze trasa wiosenna była frekwencyjnie taka mniejsza, niższe frekwencje były na wiosnę. Ja myślę, że tak po lecie jak jesień się zaczyna i ludzie się spotykają gdzieś tam na studiach czy jak zaczyna się rok szkolny, to jeszcze mają siłę i ochotę iść potańczyć, a wiosną to już tak: tu matury się zbliżają, tutaj jakieś tam też egzaminy… Trochę też trasa jesienna wyczerpuje jakby popyt na to, żeby zaraz na tę trasę wiosenną iść, więc te frekwencje wtedy są trochę niższe. Też plenery się zaczynają, dużo jest takich czynników, które powodują, że trasa wiosenna jest mniej intensywna, a tu wiosna i tak licznie! I to jest oczywiście bardzo miłe, ale i zastanawiające z drugiej strony (śmiech).

– Niedługo trasa „Mów mi dobrze” miała zagościć też poza granicami naszego kraju… 

– Były plany z Irlandią i Anglią, ale ze względu na pewne niesprzyjające okoliczności się to odwołało. Niestety Irlandia nam się wysypała, a Anglię mamy w planach na kwiecień przyszłego roku.

– Na trasy klubowe często zapraszacie do współpracy młode, mniej znane zespoły, które mają szansę zagrać przed Wami. Na jakiej zasadzie je wybieracie?

– Różnie, różnie. Zasadniczo są trzy formy takiego zaproszenia. Pierwsze, to gdy nam się coś bardzo podoba i uderzamy sami z pytaniem, czy by ktoś nie pojechał. Druga forma, to, tak jak zespół BAiKA, że znamy się i lubimy personalnie, prywatnie i gdzieś tam przy stoliku najczęściej, powiedzmy towarzyskim, padają jakieś takie wizje, propozycje i one się krystalizują w czasie. A trzecia jest to forma z polecenia – ktoś nam coś poleci, albo wysyłają nam ludzie płyty i te informacje do nas przychodzą z zewnątrz, czyli jak komuś bardzo zależy. I wtedy albo się decydujemy, albo nie.

– W lubelskim Graffiti jesteście już po raz kolejny. Macie jakieś ciekawe historie związane z tą miejscówką?

– O, spróbowałby to ktoś policzyć… Na pewno mamy masę ciekawych, to jest kwestia na posiedzenie, poprzypominanie sobie. Ja nigdy nie umiem z czeluści pamięci wydobyć takich spektakularnych wydarzeń na potrzeby wywiadu, to się wszystko dzieje w takiej towarzyskiej formie, że zaczynamy sobie wspominać. Jeden przypomni sobie to, to przypomnienie prowokuje następne przypomnienie. Tak jak to bywa z kawałami, to mniej więcej tak samo jest z anegdotami z życia zespołu. Ale masa historii, bo tu jest tak gościnnie… Ja pamiętam właśnie Lublin, i będę pamiętał całe życie, z tej nadzwyczajnej gościnności, takiej „dorannej” aż.

– W zasadzie co roku gracie też na Juwenaliach Politechniki Lubelskiej. Lubicie tę imprezę?

– Wiesz co, to nie jest kwestia czy lubimy, czy nie lubimy. To jest kwestia czy nas zapraszają, czy nie. Nawet jak nie lubimy czasem jakiegoś miejsca, a nas zapraszają, to jedziemy. Ale to się rzadko zdarza, żebyśmy nie lubili. Jak nas zapraszają, to znaczy, że nas lubią, że nas chcą – a my wtedy lubimy przyjeżdżać. Czy to jest Politechnika Lubelska, czy Rzeszowska, czy Białostocka, czy gdziekolwiek indziej.

– W tym roku, już oficjalnie, wrócicie też na wielką scenę do Kostrzyna na Pol’And’Rock. Brakowało Wam tych woodstockowych emocji? Co szczególnego jest w tym Festiwalu z perspektywy artysty?

– Oczywiście, bo to jest, obiektywnie patrząc, wyjątkowy festiwal. Raz, że pod szyldem WOŚP-u, dwa – cieszący się sławą, olbrzymi, jeżeli chodzi o ludzi. Występ na tej scenie jest zawsze z dreszczykiem i jest niezapomnianym wydarzeniem, ale czy tęskniliśmy? Nie no, czekaliśmy i cieszymy się! To jest też odpowiedzialność, bo trzeci raz gramy, wobec czego mamy też wrażenie, że to musi być coś specjalnego. Ale z drugiej strony, graliśmy te 5 lat temu, no to też mieliśmy inny materiał, tego nowego nie graliśmy i no… zobaczymy, na razie jesteśmy na etapie konstruowania kształtu tego koncertu. Ale cieszymy się, cieszymy!

– Muzyka muzyką, ale Wasze płyty zawsze są oryginalne również pod kątem graficznym, więc nie da się nie zauważyć, że przywiązujecie dużą wagę również do tej strony twórczości. Dlaczego jest to dla Was tak ważne?

– To jest kwestia gustu, bo to już sam odbiorca ocenia czy jest to oryginalne. Ale chyba to naturalne, ciężko byłoby mieć jeden plakat i na jednym plakacie… My jesteśmy też takimi ludźmi, którzy szukają wyjścia z rutyny i to wynika chyba bardziej z tego, że dobrze jest też graficznie się zmieniać i urozmaicać.

– Sami podpowiadacie grafikom, jakbyście chcieli żeby dany materiał wyglądał?

– A to różnie. Jak mamy pomysł i jak mamy wizję to podpowiadamy, jak nie mamy – to grafik podpowiada, jak grafik nie ma – to robimy burzę mózgów. Oczywiście jest tak, że chłopaki czy dziewczyny, którzy się zajmują grafiką, zarzucają nas pomysłami, my sobie wtedy przebieramy, a czasami to my mamy pomysł. Różnie, naprawdę.

– Jak idzie praca nad książką?

– Trwa, na razie trwa. Takim krótkim czasownikiem chciałbym zamknąć temat (śmiech).

– Na przestrzeni lat zespół się rozrastał. Teraz tworzy go 6 osób. Sześciu chłopa, którzy spędzają ze sobą mnóstwo czasu w studio, na próbach i w trasie. Nie ma siły, przynajmniej tak mi się wydaje, żeby nie pojawiały się między Wami jakieś konflikty, sprzeczki. Możesz zdradzić czego najczęściej dotyczą kłótnie i jak wypracowujecie między sobą kompromisy?

– Nie ma konfliktów. Może dziwnie to zabrzmi, ale nie ma. Są czasami sytuacje, gdzie ktoś ma odmienną wizję, nie wiem, okładki, płyty, koszulki, strony graficznej czy trasy koncertowej, natomiast nigdy to nie wywołuje konfliktu. To znaczy jest rozmowa, czasami ktoś mocniej argumenty jakieś podaje, ale nikt się nigdy na nikogo nie obraża. Mieliśmy w tej 18-letniej historii zespołu sytuację, gdzie zespół się prawie rozpadł, ale to było właśnie wywołane tym, że te kłótnie, jedna czy dwie się zdarzyły, były mocniejsze niż dotychczas. Chyba po prostu tak się rzadko kłócimy, że tam nagle tak wyszło, ale jak tak teraz sobie to analizujemy, to był to taki moment zespołu, gdzie nikt nie miał pomysłu co z tym zrobić. Taki kryzys nas złapał i każdy miał tego świadomość, a jak jest kryzys to ten jeden problem goni drugi problem. To tak jak te koziołki co w rzędzie się ustawia: jeden sobie koziołek przeskoczysz, jak sobie ustawisz dwa koziołki to też sobie przeskoczysz, ale jak sobie ustawisz dziesięć, no to już nie ma szans żeby sobie nie obtłuc tego czy owego (śmiech). I tak mniej więcej jest w każdym kryzysie, że gdzieś tam ta spirala się zacieśnia. Ale udało nam się wtedy oczyścić wszystko. To była taka spektakularna kłótnia wtedy, jakoś z 8 lat temu, może z 7. Pewnie się jeszcze jakieś przydarzą, ale jak mam być szczery, to nie wiem, z 2-3 lata to nie pamiętam żeby się ktoś z kimś pokłócił, powyzywał, trzepnął drzwiami.

– No to naprawdę zgrana z Was ekipa w takim razie!

– Nie wiem czy to dobrze, bo może kurde potrzeba właśnie, żeby się wykrzyczeć na siebie i gdzieś te emocje zrzucić, ale jakbyś się kogokolwiek zapytała [zwraca się do Łukasza Ceglińskiego]: Łukasz kiedy się ostatnio pokłóciliśmy w zespole?

Jarek: – Wczoraj! Ale to trwało tylko dwie minuty, bo trzeba było coś podgłośnić. (śmiech)

Łukasz: – W 2011!

– No, w 2011 – jak powiedział Ukaniu – to tak na potwierdzenie, że to 8 lat temu. No to jest dziwne może, bo jest kurde 6 chłopa i na pewno coś zaiskrzy, a tu nie… No, to jest dziwne. Może się dobraliśmy, a może jesteśmy wyrozumiali, a może jesteśmy bardzo mało asertywni i się po prostu chcemy dogadać… No nie wiem, jak zwał tak zwał.

– Dobrze, zatem już tak na koniec – czego mogę Wam życzyć?

– Wiesz co… zdrowia chyba najbardziej, spokoju jako takiego, splotu okoliczności – takich pozytywnych… Ale zdrowie jest najistotniejsze, więc zdrowia.

– To w takim razie tego zdrowia Wam życzę i też tego, żeby Wam się układało jeszcze lepiej niż do tej pory. Serdecznie dziękuję za rozmowę!

Szczawno Zdrój 2023 Zapraszamy na kolejną edycję Rock Fest-u, tym razem w miejscu jak z bajki – Słoneczna Polana w Szczawnie Zdroju. 29 lipca wystąpią przed Państwem: RIVERSIDE | COLLAGE

Red Hot Chili Peppers w Warszawie Red Hot Chili Peppers wyruszają w trasę koncertową w 2023, która wspiera wydane w 2022 roku dwa albumy studyjne Unlimited Love i Return of the Dream Canteen. Obydwa krążki odnotowały #1 na liście

ROCKOWA NOC to festiwal o MOCNYCH KORZENIACH – w 2023 roku będzie świętował swoje 18-ste urodziny i zdecydowanie będzie to NAJGŁOŚNIEJSZA IMPREZA W MIEŚCIE, do tego NAJWIĘKSZA 18-tka W POLSCE!

Ino-Rock Festival 2023 Zgodnie z wieloletnią tradycją, w ostatnią sobotę sierpnia, odbędzie się już XV edycja festiwalu Ino-Rock. W tym roku, 26 sierpnia w Teatrze Letnim, fani rocka progresywnego i

James Bay w Warszawie 22 czerwca zapraszamy na koncert James’a Bay’a. Mimo podtrzymywania tradycji ponadczasowych piosenek, James Bay – brytyjski wokalista, autor tekstów, gitarzysta i producent śmiało stawia wyzwania sobie

Wywiad z Dino D’Santiago

Wywiad z Dino D’Santiago

Po Warszawskim koncercie, który odbył się 7 lutego w Warszawskim Palladium, redakcja „Fun in Poland” miała przyjemność porozmawiać z Dino D’Santiago. Oto jego treść.

To Twoja druga wizyta w Polsce. Mieliśmy przyjemność widzieć Cię dwa lata temu w Gdańsku podczas Siesty Festival. Czy masz jakieś wyjątkowe wspomnienia z tamtego wydarzenia?

Tak, przybycie Gdańska i doświadczenie reakcji ludzi na koncercie było dla mnie wielką niespodzianką. Wszyscy mi mówili, że ludzie na sali sobie usiądą i w spokoju obejrzą koncert. Wtedy przez głowę przechodziło mi „Nie mogę dać dobrego koncertu, gdy ludzie tylko siedzą”. Lecz publiczność praktycznie na komendę wstała i zaczęła tańczyć do mojej muzyki. To było niesamowite. Dzięki temu co się stało wróciłem teraz do Polski.

Czy możesz powiedzieć jak wtedy znalazłeś się w Polsce?

Głównie dzięki Piotrowi Łyszkiewiczowi, wspaniałemu przyjacielowi i głównemu producentowi festiwalu oraz Marcinowi Kydryńskiemu. To Marcin zagrał kilka moich piosenek w Siesta radio, po czym zacząłem dostawać wiadomości na Facebooku od Polaków pytających, kiedy przyjadę. I w końcu Piotr wysłał mi oficjalne zaproszenie.

Co było najbardziej przełomowym wydarzeniem w Twojej karierze? Takim, po którym ludzie dowiedzieli się kim jesteś.

Był to mój koncert w Central Park w Nowym Jorku. Przybyłem tam w 2015, po którym wielu ludzi zaczęło śledzić moją muzykę. Los potem porwał mnie do Korei Południowej, Brazylii, Angoli… 2015 był zdecydowanie najważniejszym rokiem, ten koncert w Central Park otworzył moją karierę.
Kolejnym krokiem było moje spotkanie z Madonną w Lizbonie, po którym zaczęliśmy razem tworzyć. Zrobiła wiele dobrego dla mnie, otworzyła na mnie uszy bardzo wielu słuchaczy. Tak więc Stany Zjednoczone miały chyba największe znaczenie dla mojej kariery.

Kto był dla Ciebie największą inspiracją muzyczną?

Zdecydowanie Bob Marley. Głównie przez sposób komponowania utworów. Wiem, że on wielu ludziom kojarzy się z rastafarianizmem i marihuaną, ale dla mnie jest kimś znacznie więcej. Jest symbolem wolności działania, wolności umysłu i duszy. Innymi wielkimi muzykami, na których się wzorowałem byli Marvin Gaye i Tito Paris.

Wszyscy wiedzą o tym ile dla Ciebie zrobił Tito Paris. Kogo jeszcze chciałbyś wspomnieć z tych, którzy pomogli w twojej karierze muzycznej?

Na pewno zespół Buli Mundu, Jorge Fernando – wokalista fado z Portugalii, Expensive Soul – zespół, w którym byłem jako jedenastolatek i wielu innych. Na pewno kimś wyjątkowym był i jest też Paulo Flores. Świetny przyjaciel i inspiracja jako muzyk i jako człowiek.

Muzyka na bok – co ukształtowało Ciebie jako człowieka, którym jesteś? Czy miałeś w życiu jakichś idoli poza sceną?

Tak, wizję i duszę ludzi takich jak Gandhi czy Nelson Mandela – wielkich przywódców którzy walczyli o wolność i prawa człowieka. Te idee były i są mi bardzo bliskie, ukształtowane właśnie przez takich ludzi.

Widzieliśmy kiedyś Twoje zdjęcie w koszulce z napisem „Funana jest nowym Funkiem”. Czym ona jest dla Ciebie?

Gdy koncertowałem w Korei Południowej, Francji, Niemczech, a nawet w Gdańsku, ludziom podobała się Funana, lecz chcieli wiedzieć “Skąd to pochodzi?”. Ta muzyka ma swoje korzenie w pracy rolników, uciekinierów z miast (dawnych niewolników). Można powiedzieć, że to ich praca ukształtowała Funanę, a teraz to Funana kształtuje mentalność społeczeństwa Cape Verde.

Fotorelacja i zdjęcia z Warszawskiego koncertu Dino znajdują się TUTAJ.

Dziękujemy Maćkowi Farskiemu i agencji MFBridge za pomoc i możliwość przeprowadzenia tego wywiadu.

Propozycje na lato

Nie tylko muzyczne propozycje na lato. Festiwale, koncerty, imprezy plenerowe.

Ostatnie relacje